sobota, 31 maja 2014

Pomnik cesarzowej Achai. Tom 3. Andrzej Ziemiański


To chyba nie będzie typowa recenzja. Bo ja mam ochotę tylko potężnie westchnąć nad tą książką. Kolejny tom, nadal nic się nie dzieje. Pomnika jak nie było tak nie ma. I to mógłby być koniec mojej wypowiedzi, ale postaram się dodać coś więcej.

W recenzji tomu pierwszego napisałam, że mam nadzieję, iż ten wielki wstęp za jaki uznałam część pierwszą drugiej trylogii, znajdzie swoje rozwiązanie w tomie drugim. W tomie drugim napisałam, że jest „nudno, nudno, nudno” i liczę na poprawę w tomie trzecim. A co mam powiedzieć o tomie trzecim?

Nadal nic konkretnego się nie dzieje. Ta książka to jeden wielki opis mnóstwa rozmów, które pokazują jak toczy się walka o władzę. Tu nie uświadczycie walk, szczęku mieczy, nocowania w lesie i mocnych, prawdziwych emocji, dzięki którym trylogia o Achai była taka dobra. Może przesadziłam, że nikt w lesie nie sypia (czytaj – nie jest na misji), był jeden moment, ale chodzi mi o podkreślenie, że tutaj wszyscy się rozwodzą nad taktyką. Albo opisują (w ich mniemaniu) w dowcipny sposób przywary społeczeństwa. Albo opisują, że wojsku to i tamto, w ten i tamten sposób. Że ten sprzęt robi to, a ten tamto. W czasie czytania miałam wrażenie, że pan Ziemiański naczytał się o wojsku i gdzieś swoją pasją i wiedzą musi się podzielić, szkoda tylko, że sam sobie psuje kultową postać.

[Uwaga dla wrażliwych, spojler]. Po siedmiuset stronach nieustających rozmów o niczym (naprawdę, wycięłabym 90% książki) nasi bohaterowie docierają do miejsca gdzie pomnik powinien być. A tam… pomnika nie ma. Witajcie w tomie czwartym. Zastanawiam się czy to grafomaństwo, czy zwyczajnie chęć zdobycia pieniędzy… Nie oskarżam o to autora, ale takie wydawnictwo już tak. No bo powinien ktoś mu powiedzieć, żeby wyrzucił z książki to, to i to, a wtedy akcja zawarłaby się w jednym-dwóch tomach. A miała być kolejna trylogia. Z której zrobiło się cztery albo więcej tomów.

W czasie lektury tomu trzeciego powiedziałam przyjaciółce, częściowo sfrustrowana, częściowo rozbawiona całą sytuacją – Tyle się namęczyłam, żeby znaleźć wreszcie pomnik Achai, a jego nadal nie ma, że już się nie poddam i przeczytam też kolejne tomy, aby dotrzeć wreszcie do tego cholernego pomnika. Może to sposób na czytelnika…

Z plusów powiem jedynie to, że akurat tom trzeci czytało mi się nieco lepiej, niż tom drugi. Już nie był „nudny, nudny, nudny”. Parę razy się nawet szczerze zaśmiałam. Ale czuję się zrobiona w bambuko. Tyle czekania i znoszenia bredzenia około politycznego, a pomnika ani widu, ani słychu. Ładnie tylko Ziemiański zrobił z nas Ziemców. Okazuje się, że to my nimi jesteśmy, a zarówno świat Achai jak i Polski zza Gór Pierścienia to tak jakby świat alternatywny. Z naszego, ziemskiego punktu widzenia.

Czytacie na własną odpowiedzialność.


„Pomnik cesarzowej Achai. Tom 3” Andrzej Ziemiański, wyd. Fabryka Słów 2014, str. 793

środa, 28 maja 2014

Na południe od granicy, na zachód od słońca. Haruki Murakami

Najpierw muszę głośno wszystkim oznajmić, że nastąpił cud – nie tylko z własnej woli sięgnęłam po książkę Murakamiego, ale też ją przeczytałam i mi się podobała. Może o tym nie wiecie, ale do tej pory, co wzięłam jego książki do ręki i zaczynałam je czytać, albo przeglądałam, to zaraz je odkładałam, zastanawiając się, czemu wszyscy się nim zachwycają? Nadal jeszcze nie do końca to rozumiem, wielkiego geniuszu tu nie znalazłam, ale rzeczywiście coś w prozie Murakamiego jest.

Ma on jakiś specyficzny dar do opisywania najprostszych sytuacji oraz tego strumienia myśli i uczuć, które płyną w nas nieprzerwanie każdego dnia. „Na południe od granicy, na zachód od słońca” jest magiczne, pomimo tego, że opisuje coś niezwykle banalnego, chciało by się rzec.

Hajime, prosty mężczyzna bez wygórowanych ambicji, zamknięty w sobie, ceniący muzykę i literaturę, żyje życiem zwykłym i komfortowym. Ale nie jest szczęśliwy. Czuje wewnętrzną pustkę i nie wie z czego ona wynika, dopóki po dwudziestu pięciu latach nie spotyka swojej przyjaciółki z czasów dzieciństwa. Nagle Hajime staje się mężczyzną, który zdradza swoją żonę. Ale robi to w taki sposób, że nie sposób być na niego złym. W swoim nieszczęściu jest tak szczery, że tylko obserwujemy jego los.

Tajemniczą postacią jest Shimamoto. Piękna, mroczna, wewnętrznie umarła. Kim dzisiaj jest, jak wygląda jej życie, co skrywa? Nigdy się tego nie dowiadujemy. Ani my, ani Hajime. Ale po wszystkim, mam wrażenie, że oni gdzieś tam są, nadal żyją, czas upływa… Może spotkają się jeszcze raz?

„Na południe od granicy, na zachód od słońca” polubiłam za obrazy, jakie ta książka we mnie zostawiła. Blask śniegu nad brzegiem rzeki. Zacieniony bar z jazzową muzyką w tle. Czysty biały salon z Yukiko, żoną Hajime. Haruki Murakami ma niezwykle wyciszony, ale konkretny sposób pisania. Wszystko jest celowe, ale jakby stworzone bez wysiłku. I takie rzeczywiste. Myślę, że jeszcze długo zostanie we mnie uczucie, że bohaterowie tej powieści są prawdziwi. I do tej pory głowię się nad tajemnicą Shimamoto. Co sprawiło, że nigdy się przed Hajime nie otworzyła, nic nie chciała mu powiedzieć? Dokąd wracała, opuszczając jego bar? Deszcz pada, a w tle słychać „Star Crossed Lovers”…


„Na południe od granicy, na zachód od slońca” Haruki Murakami, wyd. Muza SA 2013, str.230

niedziela, 25 maja 2014

Przebudzona o świcie. C.C. Hunter

„Przebudzona o świcie” jest kontynuacją „Urodzonej opółnocy”. I nie tak jak wiele drugich części, ta niczym nie ustępuje pierwszej. Przynajmniej pod względem poziomu treści.

Nadal są wakacje, czyli wciąż mamy scenerię najlepszego obozu letniego pod słońcem – Kto nie chciałby spędzać wakacji w towarzystwie wilkołaków, elfów i czarownic? A nawet jednej zaklinaczki duchów. Nie, Kylie jeszcze nie odkryła do jakiej grupy nadprzyrodzonych stworzeń należy, ale jest tego coraz bliżej. Albo dalej, zależy od której strony na to spojrzeć. Przejawia zaskakująco dużo nowych cech, na przykład nadprzyrodzony słuch, albo gwałtowny wzrost ciała… I nie tylko. Mogę zapewnić, że tak jak w części pierwszej, nadal jest ciekawie, zabawnie i typowo "nastolatkowo".

Lubię tę serię, za to, że wyróżnia się naprawdę inteligentną autorką. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo chociaż nie można ukryć faktu, że to typowa lekka pozycja paranormal, to jednak trzyma  poziom. Po pierwsze, główna bohaterka nie jest mdlącą bladolicą dziewicą, która tylko czeka aż ją jakiś Jacob czy inny Carter uratują, choć nie przeczę, oczywiście jest w uczuciowym trójkąciku. Ale da się to przeżyć i nawet nie przychodzą mi do głowy żadne kpiące uwagi. Dziewczyna może mieć dylemat. Po drugie, pomimo tego, że bohaterki dużo czasu spędzają gadając o chłopakach, obściskiwaniu się i rosnącym biuście, to jest to tak opisane, że nie razi głupotą czy infantylnością nastolatek, nie nudzi, a wbrew pozorom jest bystre i zabawne. Dlatego uważam, że autorka jest inteligentną osobą, widać to na przykładzie jej bohaterek i sposobu poruszania pewnych ważnych spraw dla dziewcząt w tym okresie. Poza tym jest to opisane tak rześko i realnie, że naprawdę ma się wrażenie, jakby Della, Miranda oraz Kylie były rzeczywistymi osobami, które się zna. I w dodatku lubi.

Niestety muszę wspomnieć o kiepskiej korekcie książki. Nie wiem jak tekst z tyloma błędami można dopuszczać do druku. Nie zauważyłam tego w „Urodzonej o północy”. Może za bardzo się spieszyli? Natknęłam się na kilka literówek w stylu „potkną” zamiast „potknął”. Przyznacie, że to podejrzane. W dodatku występuje sporo powtórzeń, na niewielkich obszarach tekstu. Zwykle nie zwracam uwagi na takie rzeczy, ale tu mocno mnie uderzyło. Rozumiem, że język angielski jest tak skonstruowany, że tam w zasadzie nie zwraca się uwagi na powtórzenia, ale jednak w polskim wypadałoby troszkę inaczej przetłumaczyć niektóre zdania, czy zwroty. „Poszedł się paść” (i bynajmniej nie była to mowa o hodowlanym zwierzęciu) wywołało we mnie niesmak. Ciężko tłumaczyć mowę potoczną, ale to zwyczajnie nie pasowało do charakteru dziewczyn i zabrzmiało niesmacznie.

Pomijając te drobne błędy, nie mające na szczęście większego wpływu na odbiór treści, jestem z „Przebudzonej o świcie” bardzo zadowolona. Kolejny raz spędziłam miłe chwile w Wodospadach Cienia. Trochę się pośmiałam, ale głównie z zaciekawieniem śledziłam proces odkrywania kim jest Kylie. Dziewczyna ma wiele świetnych nadprzyrodzonych cech, co oczywiście tworzy ją „naj” ze wszystkich w obozie. Ale trzeba przyznać autorce, że uczyniła z Kylie sympatyczną dziewczynę, a z reszty obozowiczów wiarygodne, „równe” postaci.

Po zakończeniu książki złapałam się na tym, że nadal bym chciała ją czytać, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak ją polecić :). Już czekam na kolejną część.


„Przebudzona o świcie” C.C. Hunter, wyd. Feeria 2014, str.383

czwartek, 22 maja 2014

Chcę żyć. Michał Piróg, Iza Bartosz

Od lat żywię do Michała Piróga sympatię i raczej jest ona instynktowna niż powstała z jakiegoś konkretnego powodu. Zawsze jest mi też niezmiernie miło, jak czasami go spotykam gdzieś w centrum Warszawy, nie to, żebym kiedykolwiek odważyła się zaczepić, bądź co bądź, obcego człowieka. Poza tym zawsze wydaje mi się głupie zaczepianie „gwiazd”, czy ludzi popularnych, tylko dlatego, że widziało się ich twarz w telewizji. To też są ludzie i chociaż może są przyzwyczajeni do próśb o zdjęcia i autografy, to jednak ja się czuję niekomfortowo na myśl, że miałabym przeszkadzać im i ich zaczepiać, bo tak się zdarzyło, że tego kogoś spotkałam. Ale wracając do sedna sprawy, bo jak zwykle się rozgadałam na inny temat – Jak tylko zobaczyłam autobiografię Michała, to wiedziałam, że jest to książka, którą przeczytam.

Książka jest napisana dość prosto, bardzo przejrzyście. Michał zaczyna opowieść od dzieciństwa i stopniowo opowiada o swoich początkach, kiedy to zaczął tańczyć, grać w teatrze, studiować filozofię i choreografię… Po kolei porusza wszystkie najważniejsze wątki swojego życia, możemy zajrzeć nieco za kulisy takich programów jak You Can Dance, czy Top Model. Ale tylko troszkę, opowieść cały czas skupia się na głównym bohaterze. Michał nie omieszkał poruszyć kwestii bycia Żydem, gejem. Bez skrępowania opowiada o swoich miłościach i załamaniach.

Powiem szczerze, że przez większość książki miałam mieszane uczucia. Nie chodzi tu o samego Piróga, bo jak można oceniać drugiego człowieka. Chodzi mi o sposób skonstruowania książki i taki… rys stylistyczny. Po pierwsze, jest ona bardzo gładko napisana. Naprawdę nie wiem, jak to nazwać, dlatego usiłuję opisać, co mam na myśli. To jest tak, jakby ktoś wygładził, oszlifował oryginalną wypowiedź. Jedyne wyjaśnienie, jakie mi przychodzi do głowy, to to, że Michał swoje napisał, a pani Iza Bartosz, która jest podana jako współautor to właśnie oszlifowała, utemperowała i siłą rzeczy nadała własny charakter. Może się mylę, nie wiem jak było, ale bardzo mi owo wygładzenie przeszkadzało. Czasami brak mi było takiej żywszej energii opisu, to w końcu autobiografia, prawdziwe życie. Drugim, co mnie nieco sceptycznie nastawiło, to wypowiedzi znanych ludzi, którzy się z Michałem od lat przyjaźnią, którzy wiele z nim przeszli. Po każdej opowieści Piróga następuje wypowiedź „świadka” danego zdarzenia czy okresu życia i zwykle wypowiada się on tak pozytywnie o Michale, że bardziej się nie da. Same ochy i achy. I wypowiedzi tych osób brzmiały identycznie stylistycznie, jak wypowiedzi Michała. Brakowało tu indywidualnych cech. Mój sceptycyzm sięgał granic, po czym…

Też zostałam przekonana ;). Może poprzedni akapit brzmi ostro, ale pomijając to, co mnie w tej książce drażniło, reszta bardzo mi się podobała. Dobrze się czyta, a życie Michała Piróga obfitowało w tyle wydarzeń, że nudzić się z nim nie można. I mój instynkt mi podpowiada, że pomimo sposobu w jaki to wszystko zostało opisane, jest prawdą, że Michał jest wrażliwą, pełną energii osobą, bardzo życzliwą, chcącą zmieniać świat. I powiem wam, że mnie zaraził, że pod koniec książki poczułam tę energię, dostałam bodziec do działania. To bardzo inspirująca książka, dodająca energii, sprawiająca, że… Chce się żyć J. Tytuł jest doskonały i wiele mówi o samym Michale Pirógu. Po przeczytaniu tej książki uważam, że owszem, jest on taką osobą, jaką siebie opisał, ale jest też do niego o wiele więcej, niż zechciał nam pokazać. Zgadzam się z osobami, które się wypowiadały, że to introwertyk i osoba niesamowicie skryta. Że nie pokaże tego, czego nie chce przekazać. Myślę też, że jak każdy ma też negatywne cechy, choć nie był zbyt skory aby je ukazywać; skoncentrował się na pokazywaniu siebie z pozytywnej strony.

Wydaje mi się, że ta autobiografia to taki element rozliczenia się z dotychczasowego życia, odpowiedź na wszystkie plotki, oszczerstwa i tematy, jakie były poruszane w mediach w związku z jego osobą. Myślę, że jak na swoją pierwszą książkę, poradził sobie dobrze, ale wiem, że stać go na wiele więcej. Jeżeli zechce może napisać coś naprawdę mocnego i ważnego, niekoniecznie będącego autobiografią. Czekam na więcej. Jeżeli zechce.


„Chcę żyć” Michał Piróg, Iza Bartosz, wyd. Muza 2014, str. 307

środa, 14 maja 2014

Lalka. Taylor Stevens

Każda z kolejnych książek Taylor Stevens jest przeze mnie bardzo wyczekiwana. Lubię tę pisarkę za to, że odświeża nam gatunek „przygodowego thrillera”, że główną bohaterką jest kobieta i że robi to w tak doskonały sposób. Mało jest w literaturze kobiet takich jak Vanessa „Michael” Munroe. Gdzie siła i bezwzględność łączą się z wrażliwością i delikatnością. Nie inaczej jest w trzeciej odsłonie przygód Munroe.

„Lalka” zabiera nas do mrocznego świata handlu żywym towarem. Zwykle niepełnoletnie dziewczyny, a nawet dziewczynki, są porywane z ulic miast całego świata, a potem sprzedawane do domów publicznych, czy prywatnych – w ręce zwyrodnialców, którzy nie tylko wykorzystują je seksualnie, ale też torturują i niszczą na wszystkich możliwych poziomach. Michel zostaje porwana przez jednego z szefów takiej grupy, aby dostarczyć niezwykle cenną przesyłkę. Neeva Eckridge jest nastoletnią aktorką i córką bardzo sławnych i ważnych rodziców. Porwana na życzenie, na razie gnije w celi, czekając, aż zostanie przekazana kupcowi. Sprawia wiele problemów, a kupiec podkręca grę, utrudniając jej przesłanie. Szantażowana Munroe zostaje zmuszona do działania wbrew sobie. Jak potoczy się ta rozgrywka? Kto zginie na życzenie szaleńców? Czy Vanessa znowu zapadnie się w czerń, z której dopiero co wyszła?

Według mnie ta część jest o wiele lepsza, niż poprzednia „Niewinna”. Znacznie więcej tu dynamiki i przestrzeni, być może spowodowanej tym, że Munroe porusza się po całej Europie i wraz z nią jesteśmy przenoszeni z miasta do miasta, a nie tak jak w „Niewinnej”, gdzie tkwiliśmy tylko w jednym miejscu. Oprócz zmiany krajobrazu, mamy też silną osobowość Neevy, która robi wszystko, aby się uratować, wciąż staje okoniem do Vanessy, utrudnia jej całe przedsięwzięcie. Także oprócz typowej walki Munroe ze złą organizacją, mamy też na bieżąco małe starcia między nią, a Neevą.

Pomimo tego, że „Lalka” bardzo mi się podobała, uważam, że ma pewne słabe punkty. Mianowicie postać Vanessy. W części pierwszej, „Informacjonistka”, Vanessa jest mega silna, zachwyca swoją sprawnością, zdolnościami, sprytem i inteligencją, jednocześnie kontrastując ogromnym bólem, mroczną przeszłością i samotnością. To sprawiało, że cała książka była wręcz fascynująca i głęboko ją przeżywałam. W kolejnych częściach Vanessa traci nieco ze swoich pazurów. Chociaż autorka opisuje w różnych scenach jej zdolności, czy problemy, to jednak nie czułam tego tak intensywnie. Wiemy, że Munroe ma bolesną przeszłość i z łatwością może się zsunąć w otchłań, z której nie będzie powrotu, ale to są tylko słowa, brakowało mi za tym żywej emocji.
Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę rozwój bohaterki, to, w jakim kierunku ona zmierza. Autorka chce trochę wyprostować jej życie, Vanessa znalazła miłość, zaznała trochę spokoju, ale ze względów czysto praktycznych, dobrych dla historii i dla czytelnika, uważam, że dobrze by było, gdyby Vanessa nieco powróciła do swoich bolesnych korzeni. Inaczej książka zamieni się w serię dobrych thrillerów przygodowych, ale nie będzie miała tego, co ją wyróżnia na tle pozostałych. Ot, kolejne czytadło.

Mam nadzieję, że w następnym tomie wydarzy się coś, co sprawi, że Munroe znów będzie genialnym agentem do zadań specjalnych, najlepiej w jakimś dzikim kraju, a nie w uładzonej Europie. Może gdzieś w Azji? Po tamtej stronie świata jeszcze nie była.

„Lalkę” gorąco polecam i zawsze wszystko autorstwa Taylor Stevens polecać będę. Ma w sobie coś wyjątkowego i żadna z jej książek nie pozostawia mnie obojętną. Dodam, że w kolejnych tomach autorka zdaje się poruszać najważniejsze problemy świata, tym razem był to handel ludźmi. Także, jeszcze raz, polecam i zachęcam do czytania.


„Lalka” Taylor Stevens, wyd. Rebis 2014, str. 342

Edit: Właśnie na stronie autorki przeczytałam opis kolejnej części. Może Somalia to nie Azja, ale tym razem Munroe zostaje w kraju, gdzie nie ma własnych źródeł, nikogo nie zna i nie może uzyskać pomocy, a jej jedyną kartą przetargową jest kapitan statku, z którego właśnie uciekła,a który się rozbił u wybrzeży Somalii. Do tego jest chyba ciężko ranna. Somalia to jeden z najtrudniejszych krajów świata, że tak się wyrażę, także na pewno będzie ciekawie. Jestem ciekawa rozwoju postaci :).

poniedziałek, 12 maja 2014

Zagrożeni. C.J. Daugherty

Zawsze ciężko recenzuje się kolejny tom tej samej serii. Tym razem zadanie jest wyjątkowo trudne, ponieważ nie mam nic do powiedzenia. Może poza tym, że mam wrażenie iż autorka rozciąga nam akcję niczym w kolumbijskiej telenoweli, zupełnie niesłusznie, a także wyobraźnię ma godną piętnastolatki, a nie dojrzałej kobiety z zawodem dziennikarza śledczego… Bardzo mnie ta książka zirytowała, oj bardzo. Do tego stopnia, że żałuję jej zakup i te kilka miesięcy oczekiwania aż zostanie wydana.

Poprzedni tom zakończył się ogólnym poczuciem zagrożenia (tak, zapewne stąd tytuł części trzeciej) i tragicznym wydarzeniem. W „Zagrożonych” akcja dzieje się na przestrzeni dwóch lub trzech tygodni. Allie z przyjaciółmi wie, że Sebastian zaatakuje, podkopie szkołę w oczach wyższej organizacji i co to będzie. Jeden z nauczycieli jest podejrzany o współpracę z ciemną stroną mocy, a reszta dorosłych na większość książki znika wyobraźnia-autorki-wie-gdzie. Allie wdziewa strój supermana i usiłuje ratować szkołę, w między czasie popłakując i rzucając się to od jednego chłopaka do drugiego.

Nie rozpisując się więcej, książki nie polecam i dzięki tej części uważam, że cała seria przestała mieć jakąkolwiek wartość. Po co czytać, skoro jest tylko gorzej? Oprócz tragicznego wątku romansowego, mamy też równie tragiczny (czyt. beznadziejny) wątek „akcji” i „politycznych zagrywek”. Może i pomysł tajemnej organizacji rządzącej światem pokrywa się z przekonaniem niektórych o takiejże istniejącej naprawdę, ale już wykonanie błaga o litość, czy raczej ja, czytelnik tego… czegoś. Pod koniec miałam wrażenie, że książkę pisze dziewczę w wieku Allie, a nie dorosła kobieta z doświadczeniem życiowym (i to dziennikarka!). Także odradzam wszystkim, a recenzję popełniłam na pamiątkę, że taką książkę w roku 2014 czytałam. Bo na pewno zapomnę.


„Zagrożeni” C.J. Daugherty, wyd. Otwarte 2014, str. 379 

piątek, 9 maja 2014

Książki, których nie mogę się doczekać, czyli najnowsze zapowiedzi.

Dzisiaj postanowiłam opublikować post z zapowiedziami książek, na które czekam od dawna i których wyczekuję z ogromną niecierpliwością. Trudno powiedzieć, której oczekuję najbardziej, każda jest wytęskniona, ale taką naj jest chyba pierwsza przez mnie pokazywana.

Zdobywszy zaufanie terra indigena zamieszkujących Dziedziniec w Lakeside, Meg Corbyn stara się żyć według ich zasad. Jest człowiekiem, więc powinni ją traktować jak zwierzynę, ale jako cassandra sangue posiada dar wieszczenia przyszłości, który czyni ją kimś wyjątkowym.

Gdy na ulicach pojawiają się dwa nowe narkotyki, dochodzi do coraz częstszych konfliktów ludzi z Innymi. Ich rezultatem są ofiary po obu stronach, dlatego gdy Meg śni o krwi i czarnych piórach na śniegu, Simon Wilcza Straż – zmiennokształtny przywódca Dziedzińca w Lakeside – zastanawia się, czy jej sen dotyczył przeszłych ataków, czy tych, które dopiero nastąpią.


Meg zaczyna coraz częściej odczuwać potrzebę wieszczenia, a tymczasem Inni i nieliczni ludzie, którzy żyją wśród nich, muszą wspólnie pokonać człowieka usiłującego odebrać im wieszczkę krwi – a także powstrzymać niebezpieczeństwo, które grozi zagładą.


Chyba nie muszę powtarzać, jak bardzo uwielbiam książki Anne Bishop. Odkąd przeczytałam część pierwszą "Innych" czekałam na tę książkę. Nareszcie niedługo wychodzi, 21 maja.

Idąc tropem fantastycznym, przedstawiam, również drugi tom, tym razem "Urodzonej o północy":



Kylie Galen przebywa w Wodospadach Cienia już od jakiegoś czasu. Choć wśród tych wszystkich niezwykłych istot jej życie już nigdy nie będzie takie samo, czuje, że jej miejsce jest właśnie tutaj. Wciąż jednak nie ma pojęcia, kim jest naprawdę. Desperacko pragnie ustalić swoją tożsamość i zrozumieć, dlaczego nawiedzają ją duchy. Jeden z nich twierdzi, że ktoś bliski Kylie umrze przed końcem lata. Nie wiadomo, kto to będzie ani jak go uratować. Kylie dręczą też problemy sercowe. Nie potrafi zdecydować, czy zostać z wilkołakiem Lucasem, związek z którym nie należy do usłanych różami, czy być z półelfem Derekiem, który zaczyna coraz bardziej na nią naciskać. Dziewczyna wie, że musi dokonać wyboru… Romanse jednak muszą zejść na dalszy plan, gdy ciemna strona świata istot paranormalnych zaczyna zagrażać wszystkiemu, co jest dla Kylie drogie.

Jak pisałam w recenzji tomu pierwszego, jest to lekki i przyjemny przerywnik od rzeczywistości i to całkiem zgrabnie napisany, dlatego z przyjemnością ponownie spotkam się z Kylie i obozem pełnym elfów, czarownic i wampirów :). Data wydania 21 maja.


Teraz coś troszkę poważniejszego, podróżniczy reportaż.



Hugh Thomson po raz pierwszy pojechał do Peru w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Miał dwadzieścia lat i chciał odnaleźć inkaskie ruiny Llactapata, które już kiedyś odkryto, a potem znów ślad po nich zaginął. Zarosła je dżungla i od kilkudziesięciu lat nikt nie potrafił ich odnaleźć. Tak się zaczęła jego fascynacja kulturą Inków i historią Ameryki Południowej. W ciągu następnych lat wielokrotnie wracał na ten kontynent, przemierzał kolejne szlaki, poszukiwał zagubionych osad i starał się dociec, ile prawdy jest w powszechnych wyobrażeniach na temat cywilizacji Inków.

Biała skała to także porywająca historia zdobywców i odkrywców, konkwistadorów, awanturników i podróżników, którzy próbowali poznać i opanować ten najbardziej dziki i niedostępny zakątek ziemi.


Kochani, ja na tę książkę czekałam prawie dwa lata, czyli od dnia w którym skończyłam czytać pierwszą książkę autora - "Tequila Oil, czyli jak się zgubić w Meksyku". I nareszcie, nareszcie jest. Bardzo polubiłam styl autora, jego samego, sposób opisywania...  Data wydania 4 czerwca.


A na koniec coś, co już zostało wydane, ale zamierzam to zakupić (i oczywiście przeczytać ;)) i kilka dni temu niespodziewanie odkryłam w księgarni.



Z pewnym zaskoczeniem odnotowuję, że została na polski przetłumaczona książka, na podstawie której powstał ten film. Czyżby odniósł aż taki sukces? :) Mnie to bardzo cieszy, bo nie tylko chciałam tę książkę przeczytać, ale też wpasowuje się ona w moją małą kolekcję duńskiej literatury :).












I jeszcze coś, co znajdzie się na moim przyszłym stosiku, a już jest wydane:


Czy można przewędrować kraj, w którym nikt nigdzie nie rusza się bez samochodu? Okazuje się, że tak — i że właśnie z tej perspektywy odsłania się jego najciekawsze, nieznane oblicze. Przekonał się o tym Wolfgang Büscher, przemierzając Amerykę na piechotę i autostopem, jak najdalej na południe, jak najbliżej interioru. Ameryka widziana jego oczami to bezludne przestrzenie, płonące feerią barw prerie, rewiry wilków i kuguarów, ale także kasyna działające w rezerwatach dla Indian, domy oplecione patriotycznymi wstęgami, zapach przydrożnych moteli i niespodziewane wyznania wiary. Z zapisków niestrudzonego wędrowca wyłania się fascynujący obraz Kraju Wolnych Ludzi, egzotyczny i swojski zarazem.

Jeżeli chodzi o książki z wydawnictwa Czarne to mogłabym tu zamieścić jeszcze kilka, dlatego dam już sobie spokój ;). Uważam że mój przyszły stosik będzie bardzo ładny ;).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...