niedziela, 31 maja 2015

Przeczytane w maju. Podsumowanie.

Miesiąc maj minął mi szybko, choć dość boleśnie, a przez to mimo wszystko mam uczucie, ze trwał za długo. Za dużo problemów, stresu, pracy... Z tej to przyczyny, kiedy około połowy miesiąca wciąż nie mogłam się zabrać za napisanie recenzji książki, którą skończyłam drugiego, albo trzeciego maja, a byłam w trakcie kończenia kolejnej, uznałam, że w tym miesiącu dam sobie spokój z recenzowaniem czegokolwiek, a na koniec maja dam jego podsumowanie. Oto ono, chronologicznie.

Książka, którą zaczęłam czytać w kwietniu, a skończyłam na początku maja, mimo to najlepiej ją pamiętam. Wiele ciekawych i wzruszających historii ludzi wyznających różne odmiany hinduizmu, lub nawet całkowicie inne religie w Indiach. To książka, która bardzo poszerza spojrzenie na ten kraj i uczy zrozumienia, choć niektóre kulty i praktyki wzbudzały we mnie dreszcze. Jak zwykle doskonały reportaż od wydawnictwa Czarne.

"Dziewięć żywotów. Na tropie świętości w Indiach" William Dalrymple, wyd. Czarne 2012, str. 304


To piękna powieść o reinkarnacji. Główny bohater, Daniel, pamięta każde swoje życie od samego początku. I choć posiada ogromną wiedzę o cyklu narodzin i dziejach świata, to w gruncie rzeczy wciąż pozostaje młodym, naiwnym, a czasami aroganckim człowiekiem, który czuje się bardzo samotny. Wiele żywotów zajmuje mu odkrycie prawdy, że nigdy nie będzie w pełni żył, jeżeli nie przestanie traktować swoich żyć jako czegoś przejściowego, a zacznie je szanować i korzystać z nich w pełni. To także opowieść o miłości przez wieki. On pamięta, ona zapomina.

"Nigdy i na zawsze" Ann Brasheres, wyd. Otwarte 2012, str. 352



Szwedzki kryminał, pełen napięcia i bla bla ;). Mam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony rzeczywiście to napięcie było, momentami nie mogłam się oderwać, ale z drugiej strasznie jednotorowy. Brakowało mi w nim przestrzeni. Lubię, jak w kryminałach jest większe tło. Sytuacja kraju, opisy problemów tamtejszego społeczeństwa, opisy pogody i wyglądu miejsca akcji… Tu takich drobiazgów brakowało. Najważniejsza akcja i dialogi z nią związane. A także myśli głównego bohatera, który ogromnie mnie irytował. Typowy przedstawiciel pokolenia leniwych pustaków, którzy tylko piją piwo, palą marihuanę i ewentualnie grają w gry komputerowe. Umysł tego człowieka mnie męczył, a słownictwo jakie nam dzięki niemu zaserwowano w tej książce… Szkoda gadać. Może kiedyś wrócę, bo sam pomysł na akcję niezły i rzeczywiście wciągał, ale na razie sobie odpocznę.

"[Geim]" Anders De La Motte, wyd. Czarna Owca 2012, str. 408

„Królewski lot” i „Wieczna młodość” Ireny Zarzyckiej. Książki tak stare, że zdjęcia okładek można znaleźć tylko na stronach antykwariatów. Szkoda, że nie wznawiane. Przez lata pisarkę znałam tylko z jednej jej książki, „Dzikuska”. Dopiero niedawno zaopatrzyłam się w inne powieści. Ogromnie ją sobie cenię. Pisze cudownie. Tak serdecznie, życzliwie i życiowo. Niesamowicie przy jej powieściach wypoczywam, wręcz czuję się, jakbym podczas ich czytania oddychała słońcem i dobrocią. Kocham takie książki. Będę wracać. 

"Królewski lot" Irena Zarzycka, wyd. Astrum 1992, str. 187
"Wieczna młodość" Irena Zarzycka, wyd. Astrum 1992, str. 239
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...