
Opowiem wam teraz historię. Historię, która będzie jedną wielką jatką, a dotyczy ona programu X Factor. Poznałam go pierwszy raz w 2006 roku, kiedy mieszkałam w Irlandii. W tym zielonym kraju obejrzałam jego dwie brytyjskie edycje, bodajże trzecią i czwartą, choć dokładnie nie pamiętam, ale pierwszą wygrał Shane Ward, znany z jednego numeru, a drugą cudowna Leona Lewis, która stała się współczesną Whitney Huston; szczęśliwie, z tego co mi wiadomo, nie bierze narkotyków. Ja kocham muzykę, od dziecka oglądam wszystkie programy typu Idol, Droga do Gwiazd, czy właśnie X Factor. Kiedy usłyszałam, że ma być zrobiona jego polska edycja, dosłownie oszalałam ze szczęścia i jednocześnie przerażenia - postanowiłam się zgłosić. Jak było, można przeczytać
TUTAJ. I dzisiaj, kiedy oglądam sobie w Internecie jego dziesiąty odcinek, jutro będzie jedenasty, to jestem niezmiernie szczęśliwa, że mnie tam nie ma. Jest to smutne i smakuje goryczą, ale na myśl przychodzi mi tylko jedno - Polska potrafi spieprzyć wszystko. Może zbyt uogólniam, może to zbyt brutalne i ktoś się ze mną nie zgodzi, ale często tak myślę, a już szczególnie, kiedy dotyczy to muzyki. Nie wiem, jakie są pozostałe zagraniczne edycje X Factora, oglądałam tylko brytyjską i do niej porównuję naszą, ale może i tak powinno być, w końcu to brytyjska jest pierwowzorem i jest naprawdę świetna. Natomiast polska... ja to muszę z siebie wywalić. Całe rozżalenie, rozgoryczenie i niesmak.
X Factor to format, który wyłania najlepsze talenty, który ma miliony wielbicieli na całym świecie, a na jego brytyjskie castingi specjalnie przyjeżdżają ludzie z całej Europy. Miałam nadzieję, że w Polsce też tak będzie. Że nareszcie nadejdzie zmiana, że pojawi się ktoś, kto potrafi śpiewać i tworzy dobrą muzykę. Moje podekscytowanie trwało do ostatnich odcinków eliminacyjnych i skończyło się wraz z wejściem "live shows" w telewizyjnym studiu. A właściwie w odcinku w domach jurorów, gdzie przed naszymi oczami odrzucono świetne talenty, a wzięto kogoś, kto może ma piękny głos, ale na milion procent nie stanie się gwiazdą, chyba że dla czytelniczek "Pani domu" i "Przyjaciółki". Tak, mowa o pani Małgosi.
Jak to się stało, że ludzie, którzy na castingach śpiewali fantastycznie, z doskonale dobranymi utworami (Mats Meguenni i wykonanie "Angels" Robbiego Williamsa), kiedy już dostali się do tych upragnionych odcinków na żywo, nagle nie potrafią śpiewać, fałszują do kiepskich, często bardzo udziwnionych aranżacji piosenek, nie słychać ich głosu, a osobowość poszła w kąt wspominać dobre czasy? Dlaczego do tej pory fajni jurorzy zjednujący sobie sympatię widza i dokonujący dość dobrych wyborów, ostatecznie okazali się nieodpowiednimi ludźmi na nieodpowiednim stanowisku, a ich do tej pory fajne i profesjonalne komentarze zamieniły się w bełkot tylko ukazujący ich totalny brak wiedzy i umiejętności?
Zadziwia mnie, jakim cudem tak koszmarny zespół jak "Sweet Rebels", który potrafi przyciągnąć "słuchaczy" jedynie tak zwanymi dupami, wybaczcie to określenie, przechodzi z odcinka na odcinek, a odpada świetny muzyk jak William Malcolm? Poza wdzięczeniem się do mikrofonu, dziewczyny ze Sweet Rebels nic nie potrafią, co udowadniają każdym swoim występem. Non stop fałszują, muzyka jest przed nimi, nie umieją śpiewać razem (podobno są zespołem), a ich odzywki do Kuby Wojewódzkiego ukazują brak inteligencji, ale niech będzie, to można złożyć na karb stresu, nie łatwo szybko czymś bystrym odpysknąć, jak się stoi na scenie i jest w telewizji na żywo. Generalnie zauważam trend następujący: żaden z uczestników nie dostaje piosenek, które by były dla niego, zdarzyło się to może ze dwa razy. Owszem, niby to jest konkurs, ale to ma być również rozrywką, dla nas, widzów. A co ja robię przez cały odcinek? Krzywię się, starając się nie dopuszczać do siebie dźwięków produkowanych przez śpiewających. Tak, przede wszystkim znów wracam do pani Małgosi. Zresztą, ciekawi mnie, czy jak ona nagra jakaś płytę, to podpisze ją "Pani Małgosia"? Może się czepiam, często to robię. Ale nie mogę przeboleć, że coś, co miało być najlepszym z dotychczasowych programów śpiewających przemieniło się w całkowitą porażkę. Że ludzie, którzy tam są, nie są materiałem na gwiazdę zarówno w sensie muzycznym jak i wizerunkowym. Największy potencjał moim zdaniem ma Ada Szulc (jej wykonanie było jedynym, którego wysłuchałam z przyjemnością w odc. 10) oraz Michał Szpak, który nieodmiennie kojarzy mi się z amerykańskimi artystami i tak - do niego jedynego to słowo pasuje, choć chłopak powinien spasować na gestykulacji i generalnej ekspansji swojej osobowości.
Smutno jest mi też, jako wieloletniej fance X Factora, że polsatowski program "Must be the music", który na początku wyglądał jakby się urwał z wiejskiej remizy, okazał się tym programem, który odkrył wiele niesamowitych talentów, ludzi z mocnym głosem i ciekawą muzyką. Nie wiem, co to za "profesjonalistów" zatrudnia TVN, że uczestnicy zamiast się rozwijać to jeszcze się cofają, że na scenie wciąż pobrzmiewa dziwne echo, a show które miało bawić przyprawia o ból zębów i nie chce się go więcej oglądać. Odcinek dziesiąty się skończył. Na szczęście odpadły Sweet Rebels (chwała Najwyższemu), a pozostał Mats, który choć miał problemy z koordynacją ruchów i troszkę zafałszował, to w dogrywce dał swój najlepszy do tej pory występ (pomijając oczywiście "Angels", mówimy o live shows). Może jeszcze będą z niego ludzie - o ile przestanie się słuchać wątpliwej jakości doradców.
Tymczasem, chyba przestanę oglądać polską edycję i z niecierpliwością będę czekać na brytyjską - właśnie trwają do niej castingi. Z przyjemnością powrócę do niezwykle znającego się na rzeczy Simona Cowella (choć jeszcze nie wiadomo, czy nie będzie jurorem w pierwszej amerykańskiej edycji), do pięknej, sympatycznej i również profesjonalnej Cheryl Cole, do Dani Minogue, która... ok, jej by mogło nie być, ale w porównaniu z naszymi jurorami nie mam jej nic do zarzucenia oraz do Louie Walsha, irlandczyka, który zawsze wie, co powiedzieć by pocieszyć uczestnika (generalnie go nie lubię i jeśli potwierdzą się plotki, że jego również ma już nie być, to chyba się ucieszę). A także, most of all, do całej ekipy produkującej program, która nie pozwala sobie na pomyłki z dźwiękiem, nie tworzy okropnej choreografii i dba, by wszystko wyglądało i brzmiało idealnie. Oraz ma normalnego prowadzącego, a nie takiego Kuźniara, który jest sztywny, język mu się plącze i wcale nie jest tak dowcipny jak mu się wydaje (zabierzcie go!). Amen.
Za wszelkie literówki, niegramatyczne zdania, posklejane akapity etc. przepraszam i poprawię jutro, już jest troszkę późno (właściwa godzina publikacji to 23:18). Dobranoc, mam nadzieję, że nie zanudziłam i czekam na, być może, jakąś dyskusję :).