Po pierwszej serii Sary J. Maas pt. „Szklany tron”,
niezbyt chętnie byłam do autorki nastawiona i do nowej serii podchodziłam z
dużym dystansem. Niestety (albo stety), olbrzymia ilość pozytywnych recenzji
sprawiła, że postanowiłam dać jej szansę. I… uff! Książka bardzo mi się
podobała.
„Dwór cierni i róż” to tak zwany „retelling” bardzo
dobrze nam znanej (głównie za pomocą bajki Disneya) baśni „Piękna i bestia”.
Trzeba przyznać, że Sarah J. Maas wykonała kawał dobrej roboty. Powieść od
samego początku wciąga nas w swój świat, powoli rozrysowuje obecną sytuację i
opowiada o tym, co doprowadziło do tego, że teraz panuje rozłam pomiędzy ludźmi
a faerie. Główna bohaterka, Feyra, chcąc zapewnić byt rodzinie, popełnia
ogromny błąd, za który musi zapłacić własnym życiem. Zostaje uwięziona w zamku
jednego z książąt Prythianu, gdzie powoli odnajduje swoje miejsce, a wręcz
stara się pomóc „Bestii” przełamać czar.
Nie wszystko jest tak bezpośrednie jak w baśni, np.
Tamlin może się przemieniać w bestię dzięki swojej naturze, a klątwa objawia
się w inny sposób. Samej Feyrze daleko też do zakochanej w książkach Belli.
Książkę czytało mi się fantastycznie, a im bliżej końca,
tym coraz lepiej. Niestety moje odczucia nie były pełne zachwytów, szczególnie
w pierwszej połowie. Mam problem z pisarstwem pani Maas. Według mnie pisze
dobrze i ma potencjał, ale wciąż tak naprawdę szlifuje warsztat i kiedyś może
będzie pisać jeszcze lepiej. Już uważam, że z tą książką się poprawiła w
stosunku do „Szklanego tronu”, ale wciąż były bardzo nierówne momenty, kiedy
moja uwaga w trakcie czytania zwyczajnie odlatywała i musiałam na powrót
skupiać się na treści. Niemniej jednak, bardzo polubiłam bohaterów i chciałabym
od razu czytać tom drugi. Oczywiście mamy tu skomplikowany trójkąt miłosny, o
którym jeszcze nie wie sama bohaterka, ale coś czuję, że w drugim tomie będzie
miała masę dylematów.
Widać, że pisarka stara się rozbudować powieść i pogłębić
świat przedstawiony, ale wciąż musi nad tym pracować, aby nie wychodziło zwykłe
czytadło fantasy dla młodzieży. Ale czuję, że będzie lepiej i jeszcze się
rozwinie, jak nie w tej serii to w następnych.
„Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas, wyd. Uroboros 2016,
str. 526
Odkąd ta książka została wydana, bardzo chciałam ją
przeczytać, pomimo wielu negatywnych opinii różnych znanych mi osób. W końcu
książka sama do mnie przyszła, kiedy koleżanka zaproponowała mi jej pożyczenie,
bardzo przy tym zaznaczając, że naprawdę jest niewarta czytania. Jak jest
naprawdę?
Charlotte Cho, Amerykanka koreańskiego pochodzenia
opowiada historię, jak z kalifornijskiej ślicznotki (farbowane blond włosy i
skóra opalona najciemniej jak się da) przeistoczyła się w koreańską piękność z idealną
(i jasną) cerą. Książka zawiera sporo elementów autobiograficznych, autoreklamy
(autorka bardzo namiętnie reklamuje swój internetowy sklep z koreańskimi
kosmetykami), ale również faktycznie przedstawia w prosty sposób podstawy
pielęgnacji na sposób koreański.
Nie uważam, żeby ta książka była jakimś arcydziełem,
spokojnie można ją „olać”, szczególnie jeśli ktoś profesjonalnie bądź
hobbystycznie zajmuje się skórą i kosmetykami. Niemniej jednak uważam, że wiele
kobiet i młodych dziewczyn, może skorzystać, z wydawałoby się, bardzo podstawowych
porad autorki. Pracuję w branży kosmetycznej i niestety wiem, że wiele pań
pomija tak podstawowe kroki jak porządne umycie twarzy czy nawodnienie skóry.
Ta książka jest dla nich. Dzięki niej poznają proste mechanizmy działania skóry
i nauczą się podstawowych składników często używanych w kremach i produktach
oczyszczających. Może też chętniej będą dbać o skórę, jeśli przekona je
koreańskie (nieco filozoficzne) podejście do kwestii piękna i zdrowia – to co
robimy teraz, będzie miało efekty w przyszłości. Jeśli teraz ochronimy skórę
przed słońcem, to w przyszłości uchronimy ją przed przebarwieniami i
zmarszczkami. To, że skóra jest gładka teraz, nie znaczy, że taka zostanie na
zawsze. Dlatego dbajmy o nią i zapobiegajmy wcześniej.
Mnie samej książkę czytało się bardzo przyjemnie i
chociaż znałam już koreański sposób pielęgnacji, to miło było sobie to
powtórzyć, odświeżyć wiedzę i zainspirować się do jeszcze lepszej pielęgnacji.
Polecam.
„Sekrety urody Koreanek” Charlotte Cho, wyd. Znak Litera
Nova 2016, str. 223
Jak pewnie już zauważyliście, ostatnio dość mocno
interesuje mnie Korea Południowa i chętnie wyszukuję książek z nią z
związanych. Tym razem wynalazłam sobie „The Korean Way In Business”. Książka
pozornie opowiada o biznesie, a tak naprawdę doskonale przedstawia w prosty i
przystępny sposób mentalność, zwyczaje i zachowania Koreańczyków. Autor cały
czas wraca do kwestii biznesowych, podpowiada jak się zachować w firmie na
spotkaniu z prezesem, czy na kolacji firmowej, ale nie tylko. Bardzo dużo się z
tej książki dowiedziałam, począwszy o historii tego kraju, a skończywszy na
relacjach męsko damskich. Korea to kraj bardzo postępowy, jeden z najbardziej
stechnologizowanych na świecie, ale jeszcze ma sporo do przerobienia, m.in. równouprawnienie
kobiet, czy takie kwestie jak przemoc domowa. To tylko niektóre z ciężkich
problemów, jakimi Koreańczycy muszą się jeszcze zająć.
Mimo tego, wciąż bardzo mnie ten kraj interesuje.
Dostrzegam w nim wiele pozytywnych elementów, jak na przykład duży szacunek do
drugiej osoby czy niekończąca się chęć do samodoskonalenia. To bardzo
motywujące, aż sama też czasem mam ochotę zagrzać się do walki „Fighting!”.
Korea ujmuje na wiele sposobów, ale mając świadomość
również jej ciemnej strony, staram się utrzymać balans i dowiadywać wciąż
nowych rzeczy. „The Korean Way In Business” jest doskonałą książką dla
wszystkich osób, które dopiero zaczynają znajomość z tym krajem i chciałyby
bliżej poznać jego kulturę, a także dla osób, które na poważnie zamierzają
zaangażować się z Koreą na polu biznesowym.
„The
Korean Way In Business”, wyd. Tuttle 2014, str. 223
“Magonia” to dziwna książka. A także piękna, wzruszająca,
ze świeżą wizją. To też książka nie dość głośna, takie mam wrażenie. A szkoda.
Aza cierpi na chorobę, którą ma tylko ona, a lekarze od
lat nie potrafią znaleźć jej wytłumaczenia. Dziewczyna nie może poprawnie
oddychać, ma odstające płuco i nawet serce nie w tym miejscu, co trzeba. Co
kilka lat lekarze straszą ją, że nie dożyje do któregoś tam roku. Ale ona wciąż
żyje i raczy nas swoim ciętym, ironicznym poczuciem humoru. Jednak pewnego dnia
wszystko się zmienia i następuje tak długo przewidywany koniec Azy. Ale czy na
pewno? Aza odnajduje siebie na statku sunącym przez sfery powietrza, wyżej niż
samoloty, a obsługiwanym przez zmiennokształtne istoty-ptaki. Co się dzieje?
Kim jest Aza? Czy wróci jeszcze do swojej rodziny?
Jak na gatunek YA, to naprawdę bardzo piękna powieść,
która porusza wiele ważnych kwestii, od miłości i zaufania począwszy, a na
globalnym ociepleniu skończywszy. Autorka fantastycznie wplata w treść swoje
przemyślenia na temat zmian, które tak szybko następują na świecie, a wszystko
to połączone mamy z pradawnymi mitami o władcach burz. Czym lub kim jest Magonia,
dowiecie się już z treści. Dodam tylko, że kilka razy się wzruszyłam, a łzy
same cisnęły się do oczu. Postać Azy może na początku była odrobinę
denerwująca, bo ile można słuchać czyjegoś sarkazmu? Na szczęście Aza się
poprawia i potem trochę stopuje. Bardzo też polubiłam jej przyjaciela Jasona.
Razem tworzą kochaną parę „nerdów”, niezrozumiałych przez nikogo,
ponadprzeciętnie inteligentnych, a przy tym chorych i przez to odseparowanych
od społeczeństwa. Może niektórym to się kojarzyć z „Gwiazd naszych wina”, ale to
naprawdę zupełnie inna powieść. Całkowicie fantastyczna, a przy tym tak bardzo
ludzka. Polecam.
Dodam też, że książka jest bardzo pięknie wydana.
Wydawnictwo zachowało oryginalną okładkę, a w środku na pierwszych stronach
mamy wiele artystycznych elementów.
„Magonia” Maria Dahvana Headley, wyd, Galeria Książki
2016, str. 290
„Ptak” to krótka powieść, złożona z mini-rozdziałów –opowiadań,
o dwójce rodzeństwa. Dwunastoletnia Umi i dziewięcioletni Uil to dzieci biedne,
niechciane, porzucone przez zmarłą matkę i traktowane jak niechciane zwierzątka
przez żyjącego ojca, który najpierw podrzuca ich wszystkim możliwym członkom
rodziny, a potem pozostawia w wynajętym pokoju, samemu znikając na całe
miesiące.
To bardzo smutna książka, opisująca ogromną tragedię tych
dzieci. Pisarka Oh Jeonhui pokazuje przemiany jakie zachodzą w duszach tych
młodych istot. Jak z dzieci pełnych radości zamieniają się w istoty zamknięte w
sobie, zgorzkniałe, zagubione i z masą problemów emocjonalnych. To właśnie te problemy
autorka opisuje w może nawet nieco poetycki sposób. Zakończenie mocne, dziwne,
urwane. Dla czytelnika niepełne, bo tak naprawdę nie wiemy co się dalej dzieje.
Wiemy natomiast, że boli nas serce i nie możemy dłużej patrzeć na krzywdę tych
dzieci.
Książka zostawiła mnie z uczuciem brudu i obrzydzenia i
aż żałowałam, że ją przeczytałam. Nie lubię takich książek. Wiem, że porusza
niesamowicie ważne kwestie, ale nie chcę sobie „dokładać” niedobrych rzeczy,
jeśli i tak na co dzień trzeba walczyć o zachowanie siebie. Książka pod
względem artystycznym bardzo dobra, nie dziwi mnie, że autorka jest doceniania.
Natomiast kompletnie nie dla mnie.
„Ptak” Oh Jeonhui, wyd. Kwiaty Orientu 2010, str. 136