Przyjechała do mnie Alina. Ze stooosem. Trudno to nazwać stosem. Albo stosikiem. To był stooos. Do niego jeszcze dochodzą trzy moje książki, które mi odwiozła, dwie z nich są bardzo grube, więc stooos musiałby być nazwany stoooooos ;D. Nie wiem, kiedy to będę czytać, ale można uznać, że mój urlop się skończył. Nie to, że narzekam, już zaczęłam czytać wytęsknioną "Ugrofińską wampirzycę" :). Ale... żeby dobić i Was i siebie, powiem, że dzisiaj poszłyśmy do biblioteki i wróciłyśmy z kolejnym stosem. Heh. Chyba najpierw zabiorę się za książki publiczne, a później te prywatne, Aliny ;).
Nie będę szczegółowo mówiła, jakie książki "dostałam", bo to chyba widać, a przy każdej wymieniać "dlaczego" je chciałam, to zbyt wiele pisania. Najprostszy i najbardziej oczywisty powód, to że chciałam je przeczytać ;).
A, Pilipiuk to prezent świąteczny :).
Wam wszystkim życzę najcudowniejszego Nowego Roku 2011. Spełnienia marzeń, wszystkich planów, roku pełnego pozytywnej energii i następnych marzeń, które zostaną spełnione w kolejnym :)).
To faktycznie jest stoooos !Oo.. "Zatrute ciasteczko" , też chcę!
OdpowiedzUsuńWszystkiego co najlepsze w 2011!
Hihi, bardziej niż stosów zazdroszczę Ci znajomości z Aliną :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wow, to rzeczywiście stooosy ;).
OdpowiedzUsuńCzekam na wrażenia z lektury, szczególnie z "Alicji ..." :).
no stoooos to jest faktycznie :D
OdpowiedzUsuńStooosy:) A Pilipiuk całkiem sympatyczny:) Szczególnie "Księżniczka" jest niezła:)
OdpowiedzUsuńNajlepszego w Nowym!