
Nie wiedzieć czemu, zawsze kiedy patrzyłam na okładkę tej książki, myślałam że jest to autobiografia pani na zdjęciu. Może przez ten uśmiech? Kieliszek wina kojarzący się z wieczornymi rozmowami, chwilą wspomnień lub dyskusją? Dopiero niedawno oświeciło mnie, że to jest powieść - przeczytałam wreszcie opis na okładce.
„Kudłata” to książka jakich wiele. Mówię to otwarcie. Pamiętacie serię któregoś z wydawnictw „My dwudziesto, trzydziestolatki…”? Były w niej amerykańskie powieści o kobietach żyjących w dużym mieście i borykających się z problemami z brakiem faceta, nadmiarem kilogramów czy brakiem wymarzonej kariery. Zaczytywałam się w tej serii i podobnych książkach, kiedy miałam jakieś piętnaście lat (za zgodą rodziców zostałam zapisana w bibliotece dla dorosłych w wieku lat czternastu, haha), przeszłam przez wszystko w stylu „Seks w wielkim mieście”, „Dziennik Bridget Jones” i po prostu masę masę innych tego typu. Dlatego szybko zorientowałam się z czym mam do czynienia, a coś we mnie boleśnie jęknęło.
Główna bohaterka, Wiktoria, ma dwójkę dzieci, ale nie ma męża. Ma bodajże cztery przyjaciółki, z którymi spotyka się co tydzień na wino, nadwagę i nie ma pracy. Na początku. Po kilku rozdziałach dostaje śliczną posadkę po znajomości i pracuje w agencji reklamowej. Uważa, że samotność jej służy, faceta nie potrzebuje i skutecznie odgania od siebie niejakiego Daniela.
Świat jaki wykreowała autorka, choć zawiera w sobie zarys realności, jak na mój gust jest zbyt idealny. Wiktoria niby ma problemy i nic nie jest piękne, ale jakoś dziwnie łatwo dobrze jej się układa, a ja nie przeżywam, że coś naprawdę ją boli. Całą historię czytałam niczym bajkę – wiemy, że Śnieżka została otruta i nie żyje, ale wiemy również, że zaraz któryś krasnoludek się potknie, jabłko wyleci z przełyku, a z lasu wyjedzie książę na białym koniu. Tak też mniej więcej jest tutaj.
Ale chociaż „Kudłata” bazuje na utartej fabule to w paru miejscach przyjemnie mnie zaskoczyła. Nie będę zdradzać oczywiście szczegółów, bo odbierze to sens czytania. Jest to rzeczywiście bardzo ciepła, lekka powieść, idealna na chwile rozerwania i pobycia w typowo babskim świecie. Często się śmiałam, ze dwa razy nawet zebrało mi się na płacz, co w tego typu powieściach zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy. Dlatego mimo typowej fabuły i pewnego rozczarowania, cenię sobie tę książkę i nie żałuję dwóch dni jakie na nią poświęciłam. A kiedy już ją skończyłam, przez kilka godzin chodziłam z takim wewnętrznym termoforem, bardzo przyjemne uczucie :).
Witam :)
OdpowiedzUsuńNa początku należą się pochwały -za bardzo ciekawą recenzję, następnie mały pstryczek, bo tak mnie zachęciłam tymi emocjami (śmiech, płacz), że zaraz zacznę szukać książki w bibliotece, a mam już wypożyczony komplet i więcej nie mogę... ;)
Muszę chyba szybciej czytać :)
Pozdrawiam!
Ja mam ją w planach od jakiegoś czasu. Jak mi będzie zimno i będę potrzebowała termoforu, wtedy po nią sięgnę :).
OdpowiedzUsuńCzyli typowe polskie babskie czytadło ;) Nie lubię takich książek, wydają mi sie po prostu strata papieru ;) Zaczęłam ją czytać w empiku i po dziesięciu stronach mnie totalnie odrzuciło.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka ;)
Na mnie ta książka podziałała depresyjnie... a miała chyba zupełnie na odwrót :P
OdpowiedzUsuńPrzyniosłam sobie ostatnio 10 książek z biblioteki o temacie "babskie czytadło", jak przerobię to pewnie przez następNy rok na coś takiego nie spojrzę. :)
OdpowiedzUsuńTeż przeżywałam fascynację takimi książkami w wieku 14 - 15 lat. Później odkryłam fantastykę.;) Teraz również lubię sobie czasem tego typu odmóżdżacz zafundować, ale akurat "Kudłata" jakoś nigdy nie zwróciła mojej uwagi. I chyba tak zostanie.
OdpowiedzUsuńBellatriks: To poszukaj, kiedy już skończysz te książki co masz. A Kudłatą przeczytasz w swoim czasie :).
OdpowiedzUsuńMaya: Dokładnie tak :).
Przyjemnostki: Ja bym powiedziała, że nie tylko typowo polskie, ale typowo... europejsko-amerykańskie :D. Zabrakło tylko przyjaciela geja ;).
Isabelle: Muszą przecież być jakieś wyjątki dla potwierdzenia zasady, prawda? :D Choć szkoda, że Cię przygnębiła.
Czarny(w)Pieprz: Ojjj tak :D. Już poczułam przesyt, życzę dużo zdrowia i wytrzymałości :D.
Moreni: To ja tak samo! I choć czasem jeszcze (jak widać) sięgam po takie książki, to zdecydowanie należą do mniejszości :).