„Sebastian” to pierwsza część „Efemery”, kolejnej
trylogii Anne Bishop, autorki znanej z „Czarnych Kamieni”. Czytelnicy
poszukujący czegoś w klimacie „Czarnych Kamieni” nic takiego nie znajdą,
zamiast tego dostaną powieść nową, ale z wciąż wyczuwalną magią, jaką ta
pisarka według mnie posiada. I, jak dla mnie, to duży plus, bo albo dostaje się
wiecznie to samo, tylko inaczej „przemielone”, albo coś innego, co traci to „coś”,
za co autora pokochaliśmy. Tutaj nic takiego się nie dzieje i dlatego Anne
Bishop nadal pozostaje jedną z moich najulubieńszych pisarek.
Efemera to świat, to Ziemia, ale podzielona na
niezliczoną ilość kawałków, zwanych Krajobrazami. To twór niesamowicie żywy,
czujący, rezonujący z ludźmi. Efemera daje ci to, czego pragnie twoje serce. Z
czym ty się łączysz. Jeżeli jesteś człowiekiem, który kłamie, nienawidzi,
kradnie, zabija, to wylądujesz w tak samo nieszczęśliwym Krajobrazie, nie
będzie układać ci się w życiu i tak dalej. Jeżeli rezonujesz ze Światłem, to
trafisz na ludzi dobrych, będziesz „produkować” jeszcze więcej światła i
będziesz czuł szczęście i spokój. Brzmi prosto? Nie do końca, ponieważ w każdym
człowieku jest zarówno trochę mroku jak i światła i to od ciebie zależy, co
przeważy. Aby zachować równowagę i żeby nie powstawały takie sytuacje jak to,
że na przykład kiedy pokłócą się dwie dziewczyny to na drodze wyrasta kamień
zagradzający przejazd, Krajobrazami opiekują się Krajobrazczynie i to przez nie
Efemera przemawia, lub one przemawiają do Efemery. Istnieją także Mostowi,
mężczyźni zajmujący się tworzeniem przejść między jednym Krajobrazem a drugim.
Są mosty bezpośrednie i rezonujące. Te rezonujące są niebezpieczne, bo nawet
jeśli bardzo skoncentrujesz się dokąd chcesz iść, to nie wiesz, czy most nie
wychwyci czegoś istniejącego głębiej w twoim sercu i nie przeniesie cię do
innego Krajobrazu. Istnieje także Zjadacz Świata, który pragnie zniszczyć
Światło, żywi się złymi emocjami i sieje mrok. Są także demony i czarownicy. Do
demonów należy Sebastian, a konkretnie jest inkubem. Kim jest inkub (żeńska wersja - sukub) każdy wie.
Niemniej Sebastian jest inny…
Może ilość wydarzeń i akcja nie porażają, całość jest
raczej spokojna, ale czytało mi się bardzo przyjemnie. Na pewno jest to coś
nowego, z czym się nigdy wcześniej nie spotkałam. Wyobraźnia Anne Bishop jest
bogata i autorka ma wiele do opowiedzenia. Za co kocham tę książkę? Za ciepło,
które czułam, kiedy opowiadała o działaniu Efemery. Za kreację świata, gdzie to
serce jest najważniejsze, a nie zimna technika i logika. Za to, że ta książka
tak bardzo pasuje do moich prywatnych „wierzeń”. Jeżeli ktoś lubi „Czarne
Kamienie” to tutaj spotka podobne poczucie humoru, tą uroczą figlarność w
kontaktach damsko-męskich i postacie, które choć dla świata są mroczne to niosą
w sobie światło. Osobiście o wiele bardziej wolę „Czarne Kamienie”, ale „Efemerę”
też pokochałam i mam nadzieję, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze. Gdybym
miała się czepiać, to powiedziałabym, że postaci zostały trochę za płasko zbudowane,
że mogłaby im nadać większej głębi, rozbudować je, ale mam wrażenie, że to nie
do końca tak. Że po pierwsze, to dopiero początek, wstęp, a po drugie, że o
wiele ważniejsza jest Efemera sama w sobie. Mam przeczucie, że w kolejnym tomie
czeka nas o wiele więcej, gdyż główną postacią będzie Belladonna, kuzynka
Sebastiana. Postać potężna i niezmiernie ciekawa. Także jak zwykle czekam na
kolejne dzieła Anne Bishop i gorąco polecam. Zdaję sobie sprawę, że wielu może
się nie spodobać, bo będą oczekiwać więcej akcji czy konkretów, ale jeśli
będziecie odbierać tę książkę sercem, to powinna Wam się spodobać :).
„Sebastian”
Anne Bishop, str. 398, wyd. Initium 2012