niedziela, 11 marca 2012

Arytmia. Anne Holt, Evan Holt

„Arytmia” to kolejna książka, która wyszła spod pióra Anne Holt, norweskiej bestsellerowej pisarki kryminałów. Tym razem powieść napisana w duecie, bo z bratem, Evenem Holt. Czy wyszło to na dobre? Trudno mi oceniać, gdyż jest to pierwsza jej powieść, którą przeczytałam.

Książkę można by zaliczyć do gatunku kryminału medycznego, gdyby nie wątek finansowy w postaci notowań na giełdzie i tym podobnych. W skrócie treść przedstawia się następująco: kardiowerter-defibrylator, nowoczesne urządzenie mające wspierać serca pacjentów, wszczepione nagle zabijają. Sara, ordynator najlepszego norweskiego szpitala w Oslo staje przed zadaniem by odkryć dlaczego, tak zdawałoby się doskonały, sprzęt zawiódł, a ona sama pierwszy raz straciła dwóch pacjentów.

Myślałam, że będzie ciekawie, że zgodnie z opisem będzie to książka trzymająca w napięciu, świetnie przedstawiająca mroczne strony zwykłej rzeczywistości. W zamian za to dostałam jakiś dziwny twór, składający się z tak wielu wątków, że po kilkudziesięciu stronach wciąż czułam się, jakbym zaczynała książkę od nowa. Nowy bohater, jego sytuacja rodzinna, stan uczuciowy i nastawienie do świata. W każdym rozdziale to samo. W pewnym momencie się pogubiłam i przestałam uważać na to co czytam. Bohaterowie, których mogłabym polubić, nie pozwalali mi na to, ponieważ atmosfera wynikająca raczej tylko i wyłącznie ze sposobu opisania, a nie tego co rzeczywiście się działo, była ciężka, senna, powolna. Czasami jakiś dialog przykuł moją uwagę, ale kiedy się kończył, znów przestawałam uważać. To raczej nie są znamiona dobrej książki. I zupełnie nie rozumiem zabiegu polegającego na tym, że niektóre fragmenty były napisane powiększoną czcionką.

Notowania giełdowe i całe napięcie, które zwykle towarzyszy skokom akcji, czy innym przeplatankom dobrze zrozumiałym jedynie profesjonalnym maklerom było zerowe. Naprawdę mogłoby być lepiej. Były momenty, kiedy już wydawało mi się, że zostałam wciągnięta, że zaraz bardzo mi się spodoba, bo przecież już, zaraz… I nic z tego nie wychodziło. Może to ten duet zaważył? Może Anne Holt lepiej „wygląda” w pojedynkę? Może jakaś dziwna mieszanka styli lub osobowości pisarzy sprawiła ten dziwny wynik?

Trochę się wynudziłam, a szkoda, bo miałam nadzieję na sporą dawkę emocji w medycznej konwencji. Może kiedyś sięgnę po inne książki tej autorki, chociażby z ciekawości by porównać. Może są lepsze. Czytał ktoś? Możecie coś doradzić?

Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

„Arytmia” Anne i Even Holt, wyd. Prószyński i S-ka 2012, str. 476

4 komentarze:

  1. A mnie się ta książka podobała. Tak jak jestem zdania, że Anne Holt powoli zaczyna cierpieć na "zmęczenie materiału", a jej książki kręcą się niejako w kółko wokół jednego, to akurat ta pozycja zaskoczyła mnie świeżością. Moim zdaniem zaproszenie do współpracy brata, kardiologa, a zatemfachowca, dało tej powieści sporą dozę autentyczności. Ale ja w ogóle lubię klimaty medyczne, więc może nie jestem reprezentatywnym czytelnikiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tę autorkę i pewnie przeczytam i tę książke :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja przekonana do niej nie jestem, nie moje klimaty.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, szkoda, a czytalam tyle pochwal, ze chcialam ja koniecznie przeczytac...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...