Mam wrażenie, że ostatnio Indie robią się popularne,
przynajmniej w literaturze. Nie wiem, czy to pochodna coraz bardziej
wyczerpywanego tematu Bliskiego Wschodu, czy po prostu nadszedł czas właśnie na
nie. Sharon Maas, istna globtrotterka – mieszkała w 11 krajach, teraz żyje w
Niemczech - dwa lata spędziła również w Indiach, gdzie zbliżyła się do tej
kultury i zapoznała się z jej „duchem”, co pozwoliło jej na stworzenie powieści
o Indiach i relacjach indyjsko-brytyjskich.
W „Hinduskich zaślubinach” zapoznajemy się z trzema
osobami. Savitri, wychowanej wśród angielskiej służby w przedwojennych Indiach,
Nata zabranego z sierocińca i adoptowanego przez lekarza – Anglika,
mieszkającego w małej wiosce, oraz Sarojini – dumną i zapalczywą dziewczynę z
Gujany Brytyjskiej. Trzy różne wątki, płynnie się przeplatające, aby w pewnym
momencie się złączyć.
To bardzo dobra powieść. Niezwykle ciepła w odbiorze, ale
nie znaczy to, że mdła. Autorka stworzyła wiarygodne postaci, w które łatwo
uwierzyć i razem z nimi przeżywać ich losy. To książka dobrze pokazująca
niuanse – ostatnio coś co lubię. Pokazuje nie tylko to, co wynika ze zdań, ale
również z „pomiędzy wierszy”. Nic nie jest czarno białe, odcienie szarości są
na porządku dziennym, czy raczej wręcz dotykamy ferii barw. To prosto napisana
powieść, ale niezwykle emocjonalna, gdzie każdy gest i myśl bohatera są w
jakimś celu – aby stworzyć mocną postać, która trafi do naszego serca i sprawi,
że będziemy razem z nią odczuwać.
Na uwagę zasługuje dobro jednego człowieka dla drugiego,
jego serce i piękno, które autorka wspaniale oddaje. I nie ma w tym nic
naiwnego czy przesadzonego, co bardzo sobie cenię. Można też tu odkryć dość
zaskakującą – dla mnie przynajmniej - historię Indusów z Gujany Brytyjskiej, dzisiaj
po prostu Gujany. Przybyli tam w poszukiwaniu lepszego życia. Ale czy znaleźli
wymarzony raj? To doskonała powieść o tym, jak człowiek się zmienia by poczuć
się lepszym, by stworzyć dla siebie nowe życie. O tym, jak traci się dawną
tożsamość, zdobywając nową. Kwestia bardzo współczesna, przy ogromnym ruchu
migracyjnym, który w dzisiejszych czasach się odbywa.
Polecam tę książkę. Oprócz wspaniałej opowieści
dostaniemy wejrzenie na hermetyczny świat Indii i ich relacji z Brytyjczykami,
a także próbę ponownego się odnalezienia. Powiedziałabym też, że można tu
dostrzec przepiękne elementy na pograniczu realizmu magicznego, a realizmu
ezoterycznego. Tak wspaniale przedstawione, że sami mamy ochotę znaleźć się na
miejscu Savitrii i przemówić jej językiem. Powieść niejednokrotnie poruszająca
i zachwycająca.
„Hinduskie zaślubiny” Sharon Maas, wyd. Prószyński i S-ka
2012, str.776
Myślę, że Indie w literaturze były zawsze, po prostu do nas te książki nie docierały. Przyszło zainteresowanie, przyszli chętni je wydać :) Blisko 800 stron, ładne tomisko.
OdpowiedzUsuńPiękna okładka :) Miałam sięgnąć po tę książkę, ale obawiałam się, że jej wielowątkowość może mnie przytłoczyć... Teraz widzę, że popełniłam błąd i mam nadzieję, że uda mi się go naprawić!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Piotr ma zdecydowanie rację. Wystarczy spojrzeć na popularność filmów Bollydoodzkich, ktorych zresztą sama jestem fanką :) W literaturze, też często pojawiała się ta tematyka, chociaż prawda jest, że teraz wzrósł popyt właśnie na ten kraj. Tym bardziej, że jest to bardzo wdzięczny temat do opisywania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
W stu procentach przekonałaś mnie do lektury tej pozycji. Muszę się za nią koniecznie rozejrzeć.
OdpowiedzUsuń