Oryginalny tytuł to „Rodzina Fangów” i chociaż polski
oddaje treść książki, to o ile dosadniejszy jest ten właściwy. Ponieważ
głównymi i niemalże jedynymi bohaterami tej książki są Fangowie – rodzice Caleb
i Camille oraz dzieci Annie i Buster. Caleb i Camille są artystami przez duże A
i w swoim mniemaniu uprawiają SZTUKĘ, właśnie tak, nie inaczej. Tworzą
przedstawienia przed całkowicie zaskoczonymi i nieświadomymi niczego ludźmi i
tylko Fangowie wiedzą, co się dzieje. I powiedzmy sobie, to co robią, tylko dla
nich jest sztuką, acz rozumiem co chcą swoimi improwizowanymi przedstawieniami
przekazać. W swoich przedstawieniach wykorzystują też dzieci, od małego
wychowywane w dziwnym świecie, gdzie trzeba płakać na zawołanie, a potem
uciekać przed policją.
Jest to powieść bardzo dobrze napisana. Bez zbytniego
rozpisywania się, prosto i przejrzyście, ale niezwykle dobitnie. Zaczęłam
czytać na chwilę, a potem nie mogłam się oderwać. Pokochałam postacie Annie i
Bustera, rodzeństwa, które nie umiało się odnaleźć w życiu, całkowicie „spaczone”
przez rodziców. Chociaż dorośli i mieszkający już bez Caleba i Camille, wciąż
mają w sobie niesamowicie dużo z dziecka. Tego dziecka, które wie, że jest
skrzywdzone, ale nie wie jak ma to naprawić i co zrobić, aby rodzice je
kochali. Oni sobie zdają sprawę, że Caleb i Camille najbardziej kochają sztukę,
potem siebie, a potem może ewentualnie ich. Poprzez życie przedstawieniami,
Annie i Buster od małego byli aktorami, a to sprawiło, że nie wiedzą, co jest
dobrem, a co złem, nie umieją wyrażać uczuć, nie wiedzą jak właściwie się w
odpowiedniej sytuacji zachować, a poprzez wychowywanie się tylko i wyłącznie w
swojej rodzinie, nie umieją również nawiązywać relacji z innymi ludźmi.
Poniekąd nie wiedzą co to jest miłość, a kochać prawdziwie umieją tylko siebie,
chociaż jest to bardziej instynktowne niż konkretnie wyrażone.
Książka opowiada o samotności, bólu, zagubieniu, o
wpływie rodziców na dzieci i o tym jak każdy, nawet najmniejszy ruch jest w
wychowaniu ważny. To również opowieść o egoizmie, o tym czym jest sztuka i ile
można dla niej poświęcić oraz czy naprawdę wymaga tylu ofiar. „Rodzina na pokaz”
stawia wiele pytań, na które każdy może poszukać w sobie odpowiedzi. Mimo tak
poważnych zagadnień, powieść ta jest aż przepełniona poczuciem humoru i nie da
się jej czytać, nie śmiejąc się co jakiś czas. Jest w niej jakieś piękno, które
szczególnie odczułam na same zakończenie. Kiedy przestałam czytać, poczułam się
jak wyrwana z filmu, który przez moment był rzeczywistością.
Spodobało mi się pióro Kevina Wilsona i z całą pewnością
przeczytam jego inne książki, jak już je napisze. Ogromnie polecam.
„Rodzina na pokaz” Kevin Wilson, wyd. Prószyński i S-ka
2012, str. 416
Książkę mam na oku :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością przeczytam!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt !!
www.recenzje-cherry.blogspot.com
Książka porusza bardzo ciekawy problem - opowiada przecież o tym, jak dzieciństwo wpływa na dalsze życie i ile dorośli są w stanie poświęcić dla sztuki czy sławy (tutaj własne dzieci). Mam ją już na oku, może mnie też tak wciągnie? :D
OdpowiedzUsuń