Po „Twój cień” autorstwa Jeffery Deavera sięgnęłam niczym
typowa blondynka, którą czasem zdarza mi się być, choć kolor włosów mam
zupełnie inny. A mianowicie zapragnęło mi się przeczytanie tej książki, bo –
uwaga – w opisie napisano, że ten autor stworzył inną książkę, w której
ekranizacji wystąpiła Angelina Jolie. Czy może być głupszy powód? Chyba nie
bardzo i lekko się to na mnie zemściło.
„Twój cień” to już trzeci tom „przygód” Kathryn Dance,
agentki CBI, która w wolnym czasie wyszukuje nowe talenty muzyczne. Nie ma to
jak dobre hobby. Z tego, co się zorientowałam, nie trzeba czytać poprzednich
książek, by w pełni cieszyć się tą. Tym razem Kathryn zostaje, oczywiście
przypadkiem, wciągnięta w sprawę stalkera swojej młodej przyjaciółki Kayleigh
Towe (mam wrażenie, że autor starał się nadać bohaterom jak najdziwniejsze
imiona, co jednak zważywszy na gust niektórych obywateli USA nie wychodzi tak
nierealnie), nastoletniej gwiazdki country. Gwiazdka jest przedstawiona jako
młoda dziewczyna, nad wiek dojrzała, całkowicie zwyczajna i rozsądna, z
typowymi gwiazdami nie mająca nic wspólnego. Proszę się nie czepiać słowa „typowa
gwiazda”, bo może się rozegrać całkowicie niepotrzebna dyskusja. Stalker jest
prawdziwym prześladowcą, wywołującym ciarki na plecach. Niepozorny, nie do
rozpoznania w tłumie. Pisze do Kayleigh setki maili, zdobywa jej nowe adresy,
wie gdzie mieszka, prosi ją o kosmyk włosów, albo… kawałek obciętego paznokcia.
Albo ma jakieś fetysze, albo zamierza robić lalki woodoo. Nie cofa się przed
niczym, aby dotrzeć do dziewczyny i dość szybko mamy pierwszą ofiarę jego
obsesji.
Omawiana książka to kryminał z dreszczykiem (każdy
psychopata przyprawia mnie o dreszcze), tyle że ja tego dreszczyku nie czułam.
Książka trochę mnie nudziła. Nie było źle do momentu, w którym zorientowałam
się, że czytam coś co sama napisałam. Może dziwnie to dla was brzmi, ale tak
jest. Kiedyś napisałam opowiadanie, w którym jest sobie gwiazda muzyki i ma…
prześladowcę. Wysyłał jej różne przyjemne rzeczy i tak dalej. Pomysł pół biedy,
ale po kilkunastu stronach „Twojego cienia” widziałam nawet mój własny styl
opisywania zdarzeń i postaci. Przykre to było dość, ponieważ naszła mnie
konkluzja „To ja tak piszę? Ups. Niedobrze” ;). Tak więc książkę czytałam dość
mozolnie, nie za bardzo umiejąc się wciągnąć w wydarzenia i bohaterów, którzy
byli dla mnie zupełnie obojętni. Nawet stalker wcale nie był taki zły, ale nie
będę zdradzała, co tam się dalej dzieje. Bo mimo wszystko dzieje się dużo,
sporo wyjdzie na wierzch również jeżeli chodzi o przeszłość Kayleigh, takiej
niby grzecznej dziewczynki.
Czytałam sporo zachwytów nad tą powieścią, ktoś nawet mi
powiedział, że tracę dobrą zabawę, nie potrafiąc tak się wczuć… Mnie ta książka
nie ruszała, niestety. Czasem tak bywa. Może dlatego, że jak zwykle w danym
momencie nie mogę czytać tego, co faktycznie chcę tylko to, co poniekąd muszę.
Położyłam sobie kreskę na recenzyjne, muszę je ograniczyć, oddalać pokusy, nie
dać się złowić na obiecujące opisy, ładne okładki i tak dalej. Ciężko, każdy z
was na pewno o tym wie, ale trzeba ;). Przepraszam, że ta „recenzja” taka
pomieszana i nie do końca normalna ;).
„Twój cień” Jeffry Deaver, wyd. Prószyński i S-ka 2012,
str. 449
Czytałam o tej książce w większości pozytywne opinie i nawet chciałam ją sama przeczytać, teraz jednak nie wiem czy fabuła by mnie nie nudziła. Zastanowię się poważnie zanim sięgnę po tę powieść.
OdpowiedzUsuń