wtorek, 11 grudnia 2012

Twój cień. Jeffery Deaver



Po „Twój cień” autorstwa Jeffery Deavera sięgnęłam niczym typowa blondynka, którą czasem zdarza mi się być, choć kolor włosów mam zupełnie inny. A mianowicie zapragnęło mi się przeczytanie tej książki, bo – uwaga – w opisie napisano, że ten autor stworzył inną książkę, w której ekranizacji wystąpiła Angelina Jolie. Czy może być głupszy powód? Chyba nie bardzo i lekko się to na mnie zemściło.

„Twój cień” to już trzeci tom „przygód” Kathryn Dance, agentki CBI, która w wolnym czasie wyszukuje nowe talenty muzyczne. Nie ma to jak dobre hobby. Z tego, co się zorientowałam, nie trzeba czytać poprzednich książek, by w pełni cieszyć się tą. Tym razem Kathryn zostaje, oczywiście przypadkiem, wciągnięta w sprawę stalkera swojej młodej przyjaciółki Kayleigh Towe (mam wrażenie, że autor starał się nadać bohaterom jak najdziwniejsze imiona, co jednak zważywszy na gust niektórych obywateli USA nie wychodzi tak nierealnie), nastoletniej gwiazdki country. Gwiazdka jest przedstawiona jako młoda dziewczyna, nad wiek dojrzała, całkowicie zwyczajna i rozsądna, z typowymi gwiazdami nie mająca nic wspólnego. Proszę się nie czepiać słowa „typowa gwiazda”, bo może się rozegrać całkowicie niepotrzebna dyskusja. Stalker jest prawdziwym prześladowcą, wywołującym ciarki na plecach. Niepozorny, nie do rozpoznania w tłumie. Pisze do Kayleigh setki maili, zdobywa jej nowe adresy, wie gdzie mieszka, prosi ją o kosmyk włosów, albo… kawałek obciętego paznokcia. Albo ma jakieś fetysze, albo zamierza robić lalki woodoo. Nie cofa się przed niczym, aby dotrzeć do dziewczyny i dość szybko mamy pierwszą ofiarę jego obsesji.

Omawiana książka to kryminał z dreszczykiem (każdy psychopata przyprawia mnie o dreszcze), tyle że ja tego dreszczyku nie czułam. Książka trochę mnie nudziła. Nie było źle do momentu, w którym zorientowałam się, że czytam coś co sama napisałam. Może dziwnie to dla was brzmi, ale tak jest. Kiedyś napisałam opowiadanie, w którym jest sobie gwiazda muzyki i ma… prześladowcę. Wysyłał jej różne przyjemne rzeczy i tak dalej. Pomysł pół biedy, ale po kilkunastu stronach „Twojego cienia” widziałam nawet mój własny styl opisywania zdarzeń i postaci. Przykre to było dość, ponieważ naszła mnie konkluzja „To ja tak piszę? Ups. Niedobrze” ;). Tak więc książkę czytałam dość mozolnie, nie za bardzo umiejąc się wciągnąć w wydarzenia i bohaterów, którzy byli dla mnie zupełnie obojętni. Nawet stalker wcale nie był taki zły, ale nie będę zdradzała, co tam się dalej dzieje. Bo mimo wszystko dzieje się dużo, sporo wyjdzie na wierzch również jeżeli chodzi o przeszłość Kayleigh, takiej niby grzecznej dziewczynki.

Czytałam sporo zachwytów nad tą powieścią, ktoś nawet mi powiedział, że tracę dobrą zabawę, nie potrafiąc tak się wczuć… Mnie ta książka nie ruszała, niestety. Czasem tak bywa. Może dlatego, że jak zwykle w danym momencie nie mogę czytać tego, co faktycznie chcę tylko to, co poniekąd muszę. Położyłam sobie kreskę na recenzyjne, muszę je ograniczyć, oddalać pokusy, nie dać się złowić na obiecujące opisy, ładne okładki i tak dalej. Ciężko, każdy z was na pewno o tym wie, ale trzeba ;). Przepraszam, że ta „recenzja” taka pomieszana i nie do końca normalna ;).

„Twój cień” Jeffry Deaver, wyd. Prószyński i S-ka 2012, str. 449

1 komentarz:

  1. Czytałam o tej książce w większości pozytywne opinie i nawet chciałam ją sama przeczytać, teraz jednak nie wiem czy fabuła by mnie nie nudziła. Zastanowię się poważnie zanim sięgnę po tę powieść.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...