„Jestem blisko” Lucyny Olejniczak, to kolejna polska
powieść z gatunku literatury kobiecej. Wspominam o tym, ponieważ ostatnio sporo
takich trafia w moje ręce (przed moje oczy), oczywiście na moje własne
życzenie, a sięgnięcie po taką książkę zwykle wiąże się
z nadziejami. Że przeczytam coś miłego i lekkiego, oraz, co ważniejsze, że być
może to będzie ta książka z polskiej prozy kobiecej, która zmieni moje zdanie o
tym gatunku. Niestety tak się z tą książką nie stało, acz była lepsza od takiej
drugiej części „Matki, żony, czarownice” Joanny Miszczuk. Ktoś powie – po co
sięgasz po te książki? I wymieni dziesięć innych, „ambitniejszych” tytułów (być
może taką Nurowską czy kogoś), jednak ja nie po każdą książkę sięgnę. Ale
wróćmy do „Jestem blisko”.
Przyciągnął mnie opis, że rzecz dzieje się w Irlandii,
zaginiona dziewczyna, jakiś kryminał, tajemnica… Irlandia jest mi bliska, więc
wzięłam. Jest to powieść wybitnie lekka, nawet niegruba. Swobodnie napisana –
autorka pisze bez większych potknięć. I w tym miejscu muszę pochwalić jej styl i takie „coś”, co każdy autor posiada. Pomimo ogromnej prostoty i
lekkości opisywanej historii, czuć, że pani Olejniczak ma dobre pióro i nie
waha się go użyć. Naprawdę dobrze mi się czytało, treść trzymała się
konkretnych zdarzeń i papier oraz nasz czas nie był marnowany na rozemłane
łzawe gadki o facetach. Przeważająca część dialogów dotyczy zaginięcia
dziewczyny sprzed stu lat jak i Małgosi (dziewczyna znika w tajemniczych
okolicznościach), a pozostała część pomaga nam stworzyć sobie obraz bohaterów.
Trochę mi przeszkodziło raz wspomniane imię głównej bohaterki – również Lucyna,
jak autorka i mój złośliwy umysł natychmiast dodał „Co, chce być jak
Chmielewska?”. Niemniej jednak coś w tym jest. Akcja jest opisywana z punktu
widzenia Lucyny i to jej myśli oraz spostrzeżenia widzimy. Nie jest to złe,
Lucyna jest „równą babką” i dobrze wszystko opisuje.
W tej powieści można też dotknąć kawałeczka Irlandii,
jednak należy pamiętać, że jest to obraz przeinaczony zarówno przez autorkę jak
i ramy, jakimi jest sama powieść. Jak na mój gust wyszło zbyt cukierkowo, a tam
gdzie autorka opisywała wady, trochę się krzywiłam, bo miałam wrażenie jakby
raczej opisywała naszą polskość. Oczywiście jest to tylko mój punkt widzenia,
niemniej jednak poczuwam się do powiedzenia głośno, że zaniedbanych i
głodzonych koni nigdzie w Irlandii nie widziałam. Poza tym, jak to zwykle w
tego typu literaturze bywa i co jeszcze raz powtórzę – jest prosto i
przyjemnie. Dreszczyk może i by był, jednak zdecydowanie nie jest to ani
kryminał, ani horror, ani nawet opowieść o duchach. Zwykła obyczajówka o
zabarwieniu kryminalnym.
Polecam tym, którzy szukają czegoś do przeczytania na
szybko, albo w podróży, ot – aby się nie zmęczyć. Czyta się miło i zdecydowanie
lepiej od co poniektórych polskich powieści kobiecych.
„Jestem blisko” Lucyna Olejniczak, wyd. Prószyński i
S-ka, str. 302
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz