Wydawnictwo MAG z okazji ekranizacji książki Davida Mitchella i wydania tejże w nowej okładce, zorganizowało konkurs na ogromną skalę. Na wielu różnych portalach literackich (i jednym blogu), można było wygrać zarówno egzemplarz książki jak i wejściówkę na przedpremierowy pokaz „Atlasu Chmur”. Miałam to niesamowite szczęście, że wygrałam. Z tego co wiem (po zerknięciu na listę nazwisk na liście pani z wydawnictwa i długiej rozmowie z nią, która wyglądała następująco:
Pani Kasia: Z jakiego portalu pani jest?
Ja: Portalu?
Ja: Portalu?
P.K.: Tak, portalu.
Ja: Ale jakiego portalu? Ja z bloga jestem.
P.K.: Ale z jakiego portalu?
Ja: Z żadnego. Z bloga. Wygrałam konkurs na jednym z blogów.
Ja: Z żadnego. Z bloga. Wygrałam konkurs na jednym z blogów.
P.K.: A, z bloga.
Wtedy udało mi się zerknąć na listę, z której wynikało,
że blog był jeden jedyny i pod nim było moje nazwisko. Po co o tym mówię? Na
żadne literackie portale nie wchodzę (oprócz LC) i w żadne konkursy się nie
angażuję. I gdyby nie konkurs na blogu „Która Lektura”, nigdy bym nawet o akcji Wydawnictwa MAG nie tylko nie wiedziała, ale i nie miała szansy na wygraną. A
warto było i nie mogę się nacieszyć z wczorajszego seansu (i książki, która do
mnie idzie).
Atlas Chmur to opowieść tak wielowątkowa, że do tej pory
nie ogarniam wszystkich bohaterów. A było ich bez liku, choć tak naprawdę tylko
kilku. O co chodzi? O reinkarnację. Coś, co uwielbiam. Chodzi też o czas i
więź. O przestrzeń i jej brak. O to, że każdy nasz ruch pociąga za sobą szereg
reakcji. O przebudowę, ewolucję. Naukę i miłość. O wzrost i upadek. Czemu mówię
tak zagadkowo? Bo nie umiem inaczej. Nie chcę nic zdradzać, ale też nie umiem
opowiedzieć o fabule. Jest bardzo skomplikowana, a wątków niemalże nie da się
policzyć, choć w pewnym momencie filmu (książki jednak nie czytałam, więc o
niej nie mówię) wszystko pięknie się łączy i upłynnia, tak bym to nazwała.
W filmie zachwycało mnie wszystko. Począwszy od jednego z
trójki reżyserów – Toma Tykwera. Kocham jego filmy i wszystkie, które oglądałam
są dla mnie niezwykle ważne i coś we mnie zmieniły. Także, jak tylko odkryłam,
że on stoi za scenariuszem i reżyserią (we współpracy z Laną i Andrew
Wachowskimi), to niemalże podskakiwałam z ekscytacji, co też tym razem zobaczę.
Nie zawiodłam się. Historia, z początku niezwykle skomplikowana ze względu na
ilość wątków, wkrótce całkowicie mnie pochłonęła, a jakby „dziwna” praca kamery
czy też reżyseria dodawała filmowi jedynie uroku. I nie pytajcie się na czym ta
„dziwność” miałaby polegać. Nie wiem, ale tak czuję. Później się
przyzwyczaiłam.
Jestem pod ogromnym wrażeniem charakteryzacji aktorów i ich
gry. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam tak niesamowicie zmienionych ludzkich
twarzy. Włosy, kształt nosa, ust, blizny, wszystko – za każdym razem wyglądały
jak prawdziwe i przy niektórych postaciach dopiero lista na Filmwebie
wyjaśniła mi kim byli. Co zaś się tyczy gry… Chyba każdy z aktorów stanął na
wysokości zadania. Nie tylko ich wygląd się zmieniał, ale i styl bycia, myśli,
aura bym rzekła. Zamieniali się całkowicie w inną osobę, tak doskonale, że nie
dało się ich rozpoznać. Jedynie mogłabym się czepiać tak odrobinkę Halle Berry,
której postaci były jednak w jakiś sposób do siebie podobne i do Hugh Granta,
którego chociaż ledwo rozpoznałam (on się tak postarzał, czy tak go ucharakteryzowali?!),
to w którejś ze scen zrobił minę typową dla siebie i zepsuła całą postać.
Natomiast reszta aktorów – coś niesamowitego. Na szczególną uwagę zasługuje Tom
Hanks, Doona Bae, Jim Broadbent i Jim Sturgess. W jego kreacji Hae-Joo-Changa po prostu się zakochałam…
Na uwagę zasługuje też… publiczność. Nigdy jeszcze nie
oglądałam filmu z lepszą publicznością :).
Czuć było to „coś”, pomijając fakt, że nikt nie przeklinał, nie zagłuszał filmu
popcornem, ze trzy razy włączył się komuś telefon, a dziewczyny za mną
stosunkowo często komentowały film. Jednak to wszystko było zabawne,
publiczność wiedziała kiedy się śmiać, a kiedy być cicho. Cieszę się ogromnie z
tego seansu i dziękuję za wygraną :).
Pewnie kiepsko opowiedziałam o filmie, ale powiem
szczerze, że nie da się go, ot tak, opowiedzieć, a już szczególnie wtedy, kiedy
wszystko zachwycało. Najzabawniejsze jest to, że gdybym nie wygrała w
konkursie, to pewnie nigdy bym się nim (filmem) nie zainteresowała i obejrzała
kiedyś tam, przy okazji, za rok. Gorąco polecam i zapraszam wszystkich do kin
od 23 listopada. A także koniecznie do książki. Sama nie mogę się doczekać jej
czytania. Czy uwierzycie, że przyszła do mnie kiedy byłam w środku pisania tego
tekstu? :D Nie wiedziałam, że kurierzy tak późno pracują ;). Tutaj jest trailer tego filmu, ale mam wrażenie, że za dużo on zdradza i tym, którym bardziej zależy na zobaczeniu filmu odradzam oglądanie trailera ;).
Z tej ogólnej radości pokażę wam potężny stos jaki mi się
uzbierał i którego zdjęcie musiałam robić jeszcze raz, aby i „Atlas” się na nim
znalazł J. I
chociaż stos piękny i zachwycający, to nieco mnie przeraża. Książki z
biblioteki mam do przeczytania w miesiąc, ksiązki recenzyjne w około dwa
tygodnie, może „Twój cień” w trzy. Jedynie „Atlas” i „Zmiennoskóra”, która jest
moim własnym nabytkiem, mogą sobie poczekać…
Również tam byłam i być może nawet siedziałam gdzieś niedaleko :) Muszę się zgodzić z tym co napisałaś, ale dla mnie film był odrobinę za długi (choć przy tej ilości bohaterów i wątków jest to zrozumiałe). Mam wrażenie, że jeszcze wszystkiego nie ogarnęłam, że nie odkryłam wszystkich tajemnic tego filmu. Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam książkę (dotarła do mnie kurierem rano). A co do samej organizacji to chyba coś zawiodło, nie mogłam znaleźć pani z wydawnictwa, później okazało się, że i tak wszystkich wpuszczają bo lista "nie dotarła". Panią w MAG-a znalazłam w końcu po wejściu do sali :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O :). Ja też go jeszcze nie do końca ogarniam. Jak przygotowywałam się do napisania tej relacji i oglądałam różne zdjęcia z filmu czy czytałam coś o nim, to co chwila wyskakiwało coś nowego, a później i tak miałam kolejne pytania. Mam nadzieję, że książka mi wiele wyjaśni :). Co do pani z MAG (siedziałam obok niej na sali, jakoś tak wyszło :D), to a: się spóźniła ;), b: stała w holu jeszcze przed kasą biletową. Może za dużo ludzi było? Jak zobaczyłam ten tłum, to oczy wytrzeszczyłam ;). A film mi się nie dłużył. Byłam strasznie zdziwiona, kiedy się okazało, że skończył się o 22:30 :).
OdpowiedzUsuńBardzo Ci zazdroszczę tej książki, też brałam udział w konkursie, ale niestety nie wygrałam. Chyba już wyczerpałam limit szczęścia, w październiku wygrałam "Magiczne lata" McCammona.
OdpowiedzUsuńTeż dobrze :)
UsuńO, a ja wygrałam na tym blogu: zaginionyalmanach.blogspot.com :) Tylko że ja nie wykorzystałam wejściówki (mieszkam w Krakowie, więc miałabym trochę daleko...), ale strasznie, strasznie cieszyłam się z wygranej książki, bo "Atlas chmur" mnie bardzo zaintrygował jakiś czas temu. Do mnie też książka przyszła dzisiaj i cieszę się bardzo :)
OdpowiedzUsuńSzkoda. Ale mam nadzieję, że i tak do kina się wybierzesz. Niesamowity film i warto :).
UsuńGratuluję wygranej :) Stos naprawdę ciekawy. Życzę miłej lektury :)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję zostać posiadaczką tej powieści i nie skorzystałam z niej. Obym tego nie żałowała...
OdpowiedzUsuńOch, nie chcę nic mówić, aaale ;p.
UsuńMam wielką ochotę i na książkę, i na film - mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się zapoznać z obydwoma wersjami. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci tego :).
UsuńBrzmi ciekawie, choć jakoś bardziej ciągnie mnie do filmu ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że odpowiesz na te kilka dziwnych pytań ;P
http://zaczytana-w-chmurach.blogspot.com/2012/11/liebster-blog_11.html
Dziękuję, odpowiem :).
UsuńAleż się cieszę, że dotarłaś na pokaz i że się spodobało :) Trochę żałuję, że nie mogłam tam być, ale po takich entuzjastycznych opiniach, jak Twoja, nadrobię to u siebie :)
OdpowiedzUsuńNo i czekam niecierpliwie na wrażenia z lektury "Korony". Jak się nie spodoba, będę się czuła winna, a chyba byś tego nie chciała, prawda? :) Postaraj się zatem, żeby się spodobało ;)
Koniecznie! Ten film jest niesamowity i chyba do tej pory jeszcze nie wyrwałam się spod jego uroku. I z jednej strony chcę zabrać się za książkę, a z drugiej nie mam czasu i przez to rośnie "smaczek" :D.
UsuńPodczytywałam fragmenty "Korony" w księgarni czy już po wypożyczeniu i mam wrażenie, że się spodoba. Jeśli nawet nie, to nie czuj się winna, szczęście w nieszczęściu, że jej nie kupiłam. Zabrzmiało jakoś strasznie pesymistycznie xD. Ale "Koronę" zostawiam sobie na grudzień, inaczej nigdy bym jej nie przeczytała :D.