„Obce dziecko”. Kolejna powieść jednego z wybitniejszych
brytyjskich pisarzy. Tym bardziej wyczekiwana, że autor w ciągu ponad
dwudziestoletniej „kariery” wydał zaledwie kilka książek. Odstępy pomiędzy
kolejnymi publikacjami są duże, ale jest na co czekać.
Jest to pierwsza powieść Alana Hollinghursta, którą
przeczytałam. I jak na pierwsze spotkanie – całkiem udana. Powiem, że okładka
bajecznie oddaje wnętrze książki. Dokładnie taką aurę posiada cała powieść. Jesienny
dzień. Mgła. Samotna męska postać. I wszystkie uczucia, które wynikają „spomiędzy”.
To niezwykle angielska powieść i jeśli ktoś pragnie książki, która pozwoli mu
utonąć w tej angielskości, a nie chce powtarzać już przeczytanych książek (głównie
klasyków), to jest to idealna pozycja. Rzecz dzieje się na przestrzeni czasu,
poczynając od lat przed pierwszą wojną światową, a na nam współczesnych latach
kończąc. Na usta ciśnie się stwierdzenie, że główną postacią jest Cecil
Valance. Dwudziestokilulatek z arystokratycznej rodziny, niezbyt piękny ale
całkiem przystojny z charyzmą, która oplatała ludzi jak bluszcz i nie pozwalała
wyrwać się im spod jego uroku. Cecile jednak ginie w czasie pierwszej wojny i
to jego duch przewija się pomiędzy kolejnymi kartkami, jakby nawiedzając
wszystkich żywych i nie dając im od siebie odpocząć. Jego rodzina, przyjaciele,
ludzie obcy – wszyscy go wspominają, zachwalają, zastanawiają się jaki był
naprawdę. Cecil pisał wiersze, które po jego śmierci na zawsze zapisują się w
historii i są omawiane na lekcjach. Nikt jednak nie ośmiela się głośno
powiedzieć, że są to dość kiepskie wiersze, a Cecil nie był ideałem, o którego
biją się biografowie, pragnący być tym, który dowiedział się o
sławnym Cecilu wszystkiego.
Według mnie głównym bohaterem tej powieści jest czas.
Jednocześnie jest to element najpiękniejszy i za to pokochałam autora. Czas
różnie obchodzi się z ludźmi, co Alan Hollinghurst opisał po prostu wspaniale. Bohaterów
poznajemy jak mają po kilkanaście, dwadzieścia lat, a kończymy książkę, kiedy
mają po osiemdziesiąt, niemalże dziewięćdziesiąt. Niesamowite, jak całe ich
życie zostało opisane. Z jakim smakiem, z jakim wyczuciem i z jaką prawdą.
Autor zachwycił mnie jeszcze czymś – każdy krok, każda myśl, każde ukryte
spojrzenie i wręcz każda nieświadoma emocja, zostały opisane z niezwykłą
doskonałością, budując nam powieść niezwykle prawdziwą, wysmakowaną,
zachwycającą w każdym detalu. Tu nie ma szybkiej akcji, nikt nie strzela i nie
ma pościgów, a jednak nie można od książki się oderwać. Każda z postaci jest
inna, a jej zachowanie w pełni zrozumiałe i połączone z poprzednimi wątkami.
Możemy obserwować ich rozwój i zmiany jakie w nich zachodziły na przestrzeni
lat. Coś niesamowitego.
Aby nie było tak różowo, wspomnę o tłumaczeniu. Czytałam
kilka recenzji, w tym jedną naprawdę ostrą, że wielka literatura została
skrzywdzona tłumaczeniem, które ponoć jest koszmarne. Powiem tak – na przykładach,
które autor podawał w recenzji rzeczywiście widać, że tłumaczenie ma wiele
błędów i szkoda, że nie zostało to przełożone inaczej. Natomiast ze swojej
perspektywy powiem, że nie ma to większego wpływu na odbiór książki.
Oczywiście, może byłaby jeszcze lepsza, gdyby tłumaczenie było lepiej
dopracowane, niemniej jednak nie jest tak źle, jak wszyscy krzyczą. Natomiast
za następną książkę Alana Hollinghursta zabiorę się w oryginale, aby zjeść nie
tylko tort, ale też i wisienkę ;).
Do czego odnosi się tytuł, zarówno polski (jak zwykle
przetłumaczony nieadekwatnie), jak i oryginalny „Stranger’s Child” nie udało mi
się dociec. Czy chodzi o biografię, czy Cecila, tak przeinaczonego przez tyle
lat i ludzi – nie wiem. Może wam uda się to odkryć. Powieść ogromnie polecam,
naprawdę warto ją przeczytać.
„Obce dziecko” Alan Hollinghurst, wyd. Muza 2012, str.
614
Zapowiada się bardzo, ale to bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńps. Zapraszam na mojego bloga, gdzie aktualnie trwa konkurs. Do wygrania "Cień kruczych skrzydeł".
Szczegóły tutaj:
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2012/11/pierwszy-blogowy-konkurs.html
Pozdrawiam! :)