Cole to nieziemsko przystojny i jeszcze bardziej
nieziemsko męski milioner, zajmujący się trenowaniem koni pełnej krwi. Do
Louisville w stanie Kentucky sprowadzają go Derby, jedne z najważniejszych
wyścigów w sezonie. Aby mieć się gdzie zatrzymać wynajmuje na dwa tygodnie dom.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nieznana mu właścicielka tego
przybytku cholernie, że tak powiem, go intryguje. Kim jest ta niezwykle
skomplikowana, wspaniała kobieta o tylu odcieniach osobowości?
Lulu postanawia za radą przyjaciela zarobić trochę grosza
i wynająć na czas Derby swój dom. Remontuje go własnoręcznie od roku, więc jest
do niego bardzo przywiązana. Ma ogromną nadzieję, że wynajmie go ktoś spokojny,
z klasą. Nie ktoś taki jak ten Cole Early, o którym tyle w telewizji gadają…
To zabawna komedia romantyczna, gdzie los ewidentnie
płata psikusy i spotyka ze sobą ludzi, którzy nie chcą się ze sobą spotykać… Z
początku. Cole oczywiście nie od razu dowiaduje się, że to Lulu jest właścicielką
tego domu, w którym się zakochał i którego właścicielkę wyobrażał sobie
zupełnie inaczej niż wiecznie potarganą, chodzącą w dżinsach i byle jakich
podkoszulkach Lulu.
Muszę niezwykle pochwalić autorkę, bo spodziewałam się
książki o wiele gorzej napisanej, byle jak przemyślanej (czytaj: zupełnie
nielogicznej) i nieco denerwującej, jako że naprawdę od bardzo bardzo dawna nie
czytałam zwykłych romansów. A te, które ostatnio trafiły w moje ręce, choć
znośne w stanie ponad 38 stopni gorączki, myślę że byłyby mniej strawne na „trzeźwo”.
Ten jednak jest przyjemnie lekki i naprawdę nic a nic mnie w nim nie drażniło.
Postacie zabawne, nie sprawiały wrażenia płytkich i upośledzonych umysłowo (no
dobra, przyznam się, w tych porównaniach po negatywnej stronie stoi „Wszystko
dla niej” Diany Palmer), tło bardzo dobrze zarysowane, na co ostatnio zwracam
uwagę. Opisy wyglądu postaci i wnętrz w sam raz – ani wybrakowane, ani za
długie. Dialogi naprawdę fajne, proste, ale niegłupie. Wielokrotnie się
uśmiałam, ze dwa razy wzruszyłam. Sceny erotyczne również w umiarze, dosłownie
chyba dwie czy trzy, wplecione w akcję tak, że wszystko miało sens i nie raziło,
jak w niektórych książkach, gdzie takie sceny są co drugą stronę i człowiek
tylko przekręca kartki chcąc wrócić do normalnej akcji.
I to by było tyle tych „technicznych” zachwytów. Bardzo
dobra rozrywka, nie mogłam się od książki oderwać, myślę że mógłby powstać
uroczy film na jej podstawie. Polecam tym czytelniczkom, które mają ochotę na
coś romantycznego, zabawnego, co zapewni kilka przyjemnych relaksujących godzin :).
"Wyścig po miłość" Elizabeth Bevarly, wyd. Amber 2008, str. 221
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz