Orson Scott Card, pisarz znany wielbicielom SF i fantasy,
mnie jakoś osobiście umknął. „Zaginione wrota” to pierwsza książka tego autora,
którą przeczytałam, bo jeśli kiedyś zdarzyła się jakaś inna, to naprawdę
zupełnie nie pamiętam. A szkoda, bo po tej książce widzę, że ominęło mnie sporo
dobrego.
„Zaginionymi wrotami” pisarz otwiera swoją nową serię dla
młodzieży. Ostatnio jak słyszę „dla młodzieży” to natychmiast trzymam się z
daleka. Szczęśliwie nie wiedziałam tego, kiedy się za książkę zabierałam. Bo
chociaż głównym bohaterem jest z początku trzynastoletni Danny to książka
została napisana znacznie bardziej skomplikowanym językiem i trudniejszym
stylem niż te, które zwykle są używane w powieściach dla młodzieży. Tak jak
niejedna z blogerek już zauważyła – jakby młodzież musiała mieć specjalnie
uproszczone książki i była niezdolna do czytania bardziej skomplikowanych. Ale
wróćmy do „Zaginionych wrót”.
Danny North żyje w osadzie rodziny Northów, jednej z rodzin niegdysiejszych
bogów, dziś nie posiadających już takiej mocy jak tysiąc trzysta lat temu.
Danny nie jest tak jak reszta jego bliskich. Nie posiada żadnego talentu do
żadnej dziedziny magii, nie potrafi utworzyć swojego klanta i krótko mówiąc do
niczego się nie nadaje. Aż pewnego dnia odkrywa, że jest, że musi być, bo innego
wyjścia nie ma, magiem wrót. Potrafi tworzyć wrota, by przenosić się z miejsca
na miejsce i docierać tam, gdzie zwykły człowiek czy North nie dotrze. Problem
jest tylko taki, że po wojnach podjęto pakt, wedle którego każdego maga wrót
należy zabić, aby nie stworzył Wielkich Wrót, które mogą przywrócić dawnym
bogom ich boskość. Danny wie, że nie tylko mieszkańcy wioski, ale i jego właśni
rodzice nie zawahaliby się przed zabiciem go i zakopaniem na Hammernip Hill.
Dlatego ucieka i wtapia się w świat zwykłych ludzi. Tam przystosowuje się do
życia i powoli uczy się siebie i swojego rodzaju magii. Nie zdaje sobie sprawy, że jest pierwszym od ponad
tysiąca lat magiem posiadającym tak wielką moc…
Przede wszystkim, ledwo rozpoczęłam książkę, poczułam jak
bardzo kojąco na mnie działa. Sporo tutaj drzew, natury, magii, która łączy się
z siłami przyrody. Są magowie powietrza, kamienia, ognia, przyjaciele zwierząt
i tak dalej. Po mojej poprzedniej lekturze, gdzie wręcz zostałam zarzucona
agresją, wzajemną ludzką nienawiścią i sporą liczbą wulgaryzmów, „Zaginione
wrota” były niezwykle miłą odmianą. Danny to bardzo bystry chłopiec,
zdecydowanie dojrzalszy od swoich rówieśników, co jest cechą jego gatunku
magii. Niemniej był to bardzo sprytny zabieg, aby do lektury przyciągnąć także
starszego czytelnika, który nie znudził by się, a postać tak młodego głównego
bohatera do siebie nie zniechęcała. Autor dobrze przeprowadził nas przez kilka
lat jego życia, zarówno go zmieniając jak i niektóre elementy charakteru pozostawiając
takimi samymi, co przydało mu zarówno realności jak i zostało wykorzystane do
tworzenia akcji. Kto przeczyta, bardziej zrozumie, o co mi chodzi, nie będę za
wiele zdradzać :).
Powieść jest bardzo dobrze napisana, a zarówno nasz jak i
drugi świat są doskonale opisane i naprawdę nie wiem, który bardziej lubię.
Świetnie mi się czytało oba wątki. I chociaż tajemnicę rozgryzłam zdecydowanie
szybciej niż sami bohaterowie, to zupełnie mi to nie przeszkadzało. Bardzo się
cieszę, że będą kolejne części, gdyż ten świat magii, w którym kiedyś istnieli
wszyscy bogowie, zarówno greccy, germańscy, słowiańscy i inni jest niezwykle
ciekawym i zabawnym tworem do którego chce się wracać. Smaczku może dodać, że
kilka rozdziałów tej książki zostało napisane w Polsce, w drodze do niej lub z
niej. I to zaledwie dwa lata temu, choć pomysł rozpoczął kiełkowanie
trzydzieści trzy lata temu :).
Także polecam, całkiem dobra powieść z nowym spojrzeniem na magię i całkiem
nieźle wyjaśniająca wszystkie nasze legendy, a nawet historię ;).
„Zaginione
wrota” Orson Scott Card, wyd. Prószyński i S-ka 2012, str. 442
Jak Wam się podoba nowy szablon? Bo mi bardzo ;p.
Jak Wam się podoba nowy szablon? Bo mi bardzo ;p.
Ciekawie się zapowiada, rozejrzę się za nią:)
OdpowiedzUsuń"jakby młodzież musiała mieć specjalnie uproszczone książki i była niezdolna do czytania bardziej skomplikowanych" Ja mam ostatnio wrażenie, że czym prościej tym lepiej(więcej czytelników)...
No ale o czym to świadczy? Na pewno o tym, że książka przestaje być "przeniesieniem do innego świata" (dla mnie tym jest), a staje się produktem, który im bardziej komercyjny tym lepiej się sprzeda. Oraz o tym, że co? Stajemy się głupsi? Nie wymagamy dobrych książek? Niedługo zaczną obrazki wsadzać do każdej książki... Rozumiem potrzebę na przeczytanie lżejszej książki. Ale żeby 90% książek dla młodzieży była pisana jak dla ludzi bez żadnej inteligencji i umiejętności myślenia, rozumienia, a nawet wyobraźni?
OdpowiedzUsuńJa chciałabym tylko podkreślić statystyki. Niestety okazuje się, że większość młodzieży w wieku gimnazjum/liceum nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Nie ma co marudzić. Jak piszą prosto to czepiamy się, że zbyt prosto, jak używają bardziej wysublimowanego języka to okazuje się, że książka jest nie do przebrnięcia. Ja osobiście wolę przeczytać książkę z dużo bardziej uproszczoną warstwą językową, niż taką, gdzie co chwila muszę robić przerwę by dokładnie rozważyć każde zdanie. Forma jest tylko przekazem treści, należy pamiętać że najważniejsze jest to drugie :)
OdpowiedzUsuńA przechodząc do samej recenzji i książki. Bardzo mnie zachęciłaś. O dziwo, zaczyna być bardzo głośno o tym pisarzu, a mi też jakoś umknął, może właśnie od tej lektury zacznę przygodę z jego pisarstwem :)
Pozdrawiam! :)
Też jestem ostatnio strasznie uprzedzona do młodzieżówek - wręcz od nich uciekam gdy tylko mogę :) W każdym razie o tym autorze słyszałam już sporo dobrego i mam na niego coraz większą ochotę. No cóż - czasem warto zrobić wyjątek i wziąć do ręki książkę, która otrzymała łatkę młodzieżowej :)
OdpowiedzUsuń