piątek, 1 lipca 2016

Przeczytane w czerwcu. Podsumowanie.

Po pierwszej serii Sary J. Maas pt. „Szklany tron”, niezbyt chętnie byłam do autorki nastawiona i do nowej serii podchodziłam z dużym dystansem. Niestety (albo stety), olbrzymia ilość pozytywnych recenzji sprawiła, że postanowiłam dać jej szansę. I… uff! Książka bardzo mi się podobała.

„Dwór cierni i róż” to tak zwany „retelling” bardzo dobrze nam znanej (głównie za pomocą bajki Disneya) baśni „Piękna i bestia”. Trzeba przyznać, że Sarah J. Maas wykonała kawał dobrej roboty. Powieść od samego początku wciąga nas w swój świat, powoli rozrysowuje obecną sytuację i opowiada o tym, co doprowadziło do tego, że teraz panuje rozłam pomiędzy ludźmi a faerie. Główna bohaterka, Feyra, chcąc zapewnić byt rodzinie, popełnia ogromny błąd, za który musi zapłacić własnym życiem. Zostaje uwięziona w zamku jednego z książąt Prythianu, gdzie powoli odnajduje swoje miejsce, a wręcz stara się pomóc „Bestii” przełamać czar.

Nie wszystko jest tak bezpośrednie jak w baśni, np. Tamlin może się przemieniać w bestię dzięki swojej naturze, a klątwa objawia się w inny sposób. Samej Feyrze daleko też do zakochanej w książkach Belli.

Książkę czytało mi się fantastycznie, a im bliżej końca, tym coraz lepiej. Niestety moje odczucia nie były pełne zachwytów, szczególnie w pierwszej połowie. Mam problem z pisarstwem pani Maas. Według mnie pisze dobrze i ma potencjał, ale wciąż tak naprawdę szlifuje warsztat i kiedyś może będzie pisać jeszcze lepiej. Już uważam, że z tą książką się poprawiła w stosunku do „Szklanego tronu”, ale wciąż były bardzo nierówne momenty, kiedy moja uwaga w trakcie czytania zwyczajnie odlatywała i musiałam na powrót skupiać się na treści. Niemniej jednak, bardzo polubiłam bohaterów i chciałabym od razu czytać tom drugi. Oczywiście mamy tu skomplikowany trójkąt miłosny, o którym jeszcze nie wie sama bohaterka, ale coś czuję, że w drugim tomie będzie miała masę dylematów.
Widać, że pisarka stara się rozbudować powieść i pogłębić świat przedstawiony, ale wciąż musi nad tym pracować, aby nie wychodziło zwykłe czytadło fantasy dla młodzieży. Ale czuję, że będzie lepiej i jeszcze się rozwinie, jak nie w tej serii to w następnych.


„Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas, wyd. Uroboros 2016, str. 526

Odkąd ta książka została wydana, bardzo chciałam ją przeczytać, pomimo wielu negatywnych opinii różnych znanych mi osób. W końcu książka sama do mnie przyszła, kiedy koleżanka zaproponowała mi jej pożyczenie, bardzo przy tym zaznaczając, że naprawdę jest niewarta czytania. Jak jest naprawdę?

Charlotte Cho, Amerykanka koreańskiego pochodzenia opowiada historię, jak z kalifornijskiej ślicznotki (farbowane blond włosy i skóra opalona najciemniej jak się da) przeistoczyła się w koreańską piękność z idealną (i jasną) cerą. Książka zawiera sporo elementów autobiograficznych, autoreklamy (autorka bardzo namiętnie reklamuje swój internetowy sklep z koreańskimi kosmetykami), ale również faktycznie przedstawia w prosty sposób podstawy pielęgnacji na sposób koreański.

Nie uważam, żeby ta książka była jakimś arcydziełem, spokojnie można ją „olać”, szczególnie jeśli ktoś profesjonalnie bądź hobbystycznie zajmuje się skórą i kosmetykami. Niemniej jednak uważam, że wiele kobiet i młodych dziewczyn, może skorzystać, z wydawałoby się, bardzo podstawowych porad autorki. Pracuję w branży kosmetycznej i niestety wiem, że wiele pań pomija tak podstawowe kroki jak porządne umycie twarzy czy nawodnienie skóry. Ta książka jest dla nich. Dzięki niej poznają proste mechanizmy działania skóry i nauczą się podstawowych składników często używanych w kremach i produktach oczyszczających. Może też chętniej będą dbać o skórę, jeśli przekona je koreańskie (nieco filozoficzne) podejście do kwestii piękna i zdrowia – to co robimy teraz, będzie miało efekty w przyszłości. Jeśli teraz ochronimy skórę przed słońcem, to w przyszłości uchronimy ją przed przebarwieniami i zmarszczkami. To, że skóra jest gładka teraz, nie znaczy, że taka zostanie na zawsze. Dlatego dbajmy o nią i zapobiegajmy wcześniej.

Mnie samej książkę czytało się bardzo przyjemnie i chociaż znałam już koreański sposób pielęgnacji, to miło było sobie to powtórzyć, odświeżyć wiedzę i zainspirować się do jeszcze lepszej pielęgnacji. Polecam.

„Sekrety urody Koreanek” Charlotte Cho, wyd. Znak Litera Nova 2016, str. 223

Jak pewnie już zauważyliście, ostatnio dość mocno interesuje mnie Korea Południowa i chętnie wyszukuję książek z nią z związanych. Tym razem wynalazłam sobie „The Korean Way In Business”. Książka pozornie opowiada o biznesie, a tak naprawdę doskonale przedstawia w prosty i przystępny sposób mentalność, zwyczaje i zachowania Koreańczyków. Autor cały czas wraca do kwestii biznesowych, podpowiada jak się zachować w firmie na spotkaniu z prezesem, czy na kolacji firmowej, ale nie tylko. Bardzo dużo się z tej książki dowiedziałam, począwszy o historii tego kraju, a skończywszy na relacjach męsko damskich. Korea to kraj bardzo postępowy, jeden z najbardziej stechnologizowanych na świecie, ale jeszcze ma sporo do przerobienia, m.in. równouprawnienie kobiet, czy takie kwestie jak przemoc domowa. To tylko niektóre z ciężkich problemów, jakimi Koreańczycy muszą się jeszcze zająć.

Mimo tego, wciąż bardzo mnie ten kraj interesuje. Dostrzegam w nim wiele pozytywnych elementów, jak na przykład duży szacunek do drugiej osoby czy niekończąca się chęć do samodoskonalenia. To bardzo motywujące, aż sama też czasem mam ochotę zagrzać się do walki „Fighting!”.

Korea ujmuje na wiele sposobów, ale mając świadomość również jej ciemnej strony, staram się utrzymać balans i dowiadywać wciąż nowych rzeczy. „The Korean Way In Business” jest doskonałą książką dla wszystkich osób, które dopiero zaczynają znajomość z tym krajem i chciałyby bliżej poznać jego kulturę, a także dla osób, które na poważnie zamierzają zaangażować się z Koreą na polu biznesowym.

„The Korean Way In Business”, wyd. Tuttle 2014, str. 223

“Magonia” to dziwna książka. A także piękna, wzruszająca, ze świeżą wizją. To też książka nie dość głośna, takie mam wrażenie. A szkoda.

Aza cierpi na chorobę, którą ma tylko ona, a lekarze od lat nie potrafią znaleźć jej wytłumaczenia. Dziewczyna nie może poprawnie oddychać, ma odstające płuco i nawet serce nie w tym miejscu, co trzeba. Co kilka lat lekarze straszą ją, że nie dożyje do któregoś tam roku. Ale ona wciąż żyje i raczy nas swoim ciętym, ironicznym poczuciem humoru. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia i następuje tak długo przewidywany koniec Azy. Ale czy na pewno? Aza odnajduje siebie na statku sunącym przez sfery powietrza, wyżej niż samoloty, a obsługiwanym przez zmiennokształtne istoty-ptaki. Co się dzieje? Kim jest Aza? Czy wróci jeszcze do swojej rodziny?

Jak na gatunek YA, to naprawdę bardzo piękna powieść, która porusza wiele ważnych kwestii, od miłości i zaufania począwszy, a na globalnym ociepleniu skończywszy. Autorka fantastycznie wplata w treść swoje przemyślenia na temat zmian, które tak szybko następują na świecie, a wszystko to połączone mamy z pradawnymi mitami o władcach burz. Czym lub kim jest Magonia, dowiecie się już z treści. Dodam tylko, że kilka razy się wzruszyłam, a łzy same cisnęły się do oczu. Postać Azy może na początku była odrobinę denerwująca, bo ile można słuchać czyjegoś sarkazmu? Na szczęście Aza się poprawia i potem trochę stopuje. Bardzo też polubiłam jej przyjaciela Jasona. Razem tworzą kochaną parę „nerdów”, niezrozumiałych przez nikogo, ponadprzeciętnie inteligentnych, a przy tym chorych i przez to odseparowanych od społeczeństwa. Może niektórym to się kojarzyć z „Gwiazd naszych wina”, ale to naprawdę zupełnie inna powieść. Całkowicie fantastyczna, a przy tym tak bardzo ludzka. Polecam.

Dodam też, że książka jest bardzo pięknie wydana. Wydawnictwo zachowało oryginalną okładkę, a w środku na pierwszych stronach mamy wiele artystycznych elementów.

„Magonia” Maria Dahvana Headley, wyd, Galeria Książki 2016, str. 290

„Ptak” to krótka powieść, złożona z mini-rozdziałów –opowiadań, o dwójce rodzeństwa. Dwunastoletnia Umi i dziewięcioletni Uil to dzieci biedne, niechciane, porzucone przez zmarłą matkę i traktowane jak niechciane zwierzątka przez żyjącego ojca, który najpierw podrzuca ich wszystkim możliwym członkom rodziny, a potem pozostawia w wynajętym pokoju, samemu znikając na całe miesiące.

To bardzo smutna książka, opisująca ogromną tragedię tych dzieci. Pisarka Oh Jeonhui pokazuje przemiany jakie zachodzą w duszach tych młodych istot. Jak z dzieci pełnych radości zamieniają się w istoty zamknięte w sobie, zgorzkniałe, zagubione i z masą problemów emocjonalnych. To właśnie te problemy autorka opisuje w może nawet nieco poetycki sposób. Zakończenie mocne, dziwne, urwane. Dla czytelnika niepełne, bo tak naprawdę nie wiemy co się dalej dzieje. Wiemy natomiast, że boli nas serce i nie możemy dłużej patrzeć na krzywdę tych dzieci.

Książka zostawiła mnie z uczuciem brudu i obrzydzenia i aż żałowałam, że ją przeczytałam. Nie lubię takich książek. Wiem, że porusza niesamowicie ważne kwestie, ale nie chcę sobie „dokładać” niedobrych rzeczy, jeśli i tak na co dzień trzeba walczyć o zachowanie siebie. Książka pod względem artystycznym bardzo dobra, nie dziwi mnie, że autorka jest doceniania. Natomiast kompletnie nie dla mnie.

„Ptak” Oh Jeonhui, wyd. Kwiaty Orientu 2010, str. 136
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...