poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Przeczytane w lipcu. Podsumowanie

W lipcu przeczytałam tylko dwie książki, dwie i pół, jeśli policzyć niedokończoną powtórkę "Nomen Omen" (w ponownym czytaniu książka średnio mnie bawiła, a w połowie zaczęła nudzić, więc ją porzuciłam - szkoda czasu), co już dawno mi się nie zdarzyło. Zaczęłam trzy inne książki, ale tak powoli mi szły, że żadnej do końca lipca nie skończyłam, także pewnie wylądują w podsumowaniu sierpnia.

Nie mogę uwierzyć, że to już koniec tej serii. Jedna z lepszych o magii, jakie w życiu czytałam. Lev Grossman zbudował bardzo kompletny świat, bazujący trochę na współczesnych baśniach, trochę na mitach, trochę na popkulturze, a wszystko to okrasił gorzką posypką codzienności. I stworzył coś naprawdę fantastycznego.

W trzecim i ostatnim tomie toczy się bitwa z losem o umierające Fillory, a ostatecznym bohaterem jest nie kto inny, jak Quentin, z czego bardzo się cieszę bo nareszcie miał swoje pięć minut. Bardzo polubiłam postać Quentina mimo jego rozlicznych wad, a autor bardzo dobrze pokazał jego rozwój na przestrzeni tych trzech tomów. Na koniec trzydziestoletni Quentin osiągnął pewien rodzaj spokoju i dojrzałości, ale wciąż zachował swoje wnętrze pełnego nadziei dziecka i bardzo mi się to spodobało.

Co tu dużo mówić, nigdy nie umiem się rozpisywać o kolejnych tomach serii. Autor podtrzymał dobry poziom przy każdej z książek. Żadnego tomu nie można nazwać gorszym. Reszta bohaterów również przechodzi wiele zmian, dojrzewają, poznają się lepiej, osiągają kolejne cele, czasem takie, o którym nawet im się nie śniło. Najbardziej lubię w tych książkach tę nutę cynizmu i autoironii, jaką się wszyscy wykazują. Są tacy ludzcy. Autor nie tworzy kolejnych bohaterów, z których większość wykazuje osobowość na poziome zero. To są ludzie – z wadami i zaletami, lubiący się, kochający, nienawidzący. Mają wewnętrzne rany, rozterki, nadzieje i marzenia. Piękne to. Na koniec trochę się uśmiałam, bo tak jak przez cały czas, pomimo baśniowej aury powieści, powtarzałam, że to nie jest lukrowana bajeczka, to właśnie na samo zakończenie autor stworzył coś tak słodkiego i różowego, że można się tylko szeroko uśmiechnąć. Uwielbiam ten paradoks. Po tylu mrocznych wydarzeniach takie zakończenie. Ale to musicie już przeczytać sami. Ja ogromnie, ogromnie polecam.

„Kraina Czarodzieja” Lev Grossman, wyd. Sonia Draga 2016, str. 510

Jak sama nazwa wskazuje, „W Korei” to zbiór esejów autorki z jej przeżyć w Korei. Muszę przyznać, że to bardzo dobra książka, chyba jedyna taka na naszym rynku, która w sposób bardzo konkretny i przejrzysty przedstawia w skrócie najważniejsze cechy Koreańczyków, opisuje jak się żyje, kocha i pracuje w Korei. Za pomocą krótkich historyjek z własnego życia, autorka pokazuje, jak np. wygląda jej własny dzień w dużej korporacji (tona absurdów i ciężkiej pracy), co ją spotkało w koreańskiej służbie zdrowia, jak wygląda przejazd metrem (o wiele bardziej „rozrywkowy” niż w Warszawie), czy  też jak Koreańczycy podchodzą do kwestii prawdziwej miłości. Wszystkie te opowieści były mocne, głównie dzięki, powiedziałabym, że męskiemu sposobowi opisywania. Sama autorka właśnie tak mi się jawi – bardzo mocna, konkretna osoba, zdecydowana i zahartowana życiem w Korei, które szczególnie dla pracownika korporacji jest bardzo ciężkie. Ja osobiście nie wyobrażam sobie takiego stylu życia (i przede wszystkim tych ilości spożywanego alkoholu na przymusowych firmowych wyjściach).

To, co mi się w tej książce nie podobało, to brak pozytywnego ukazania Koreańczyków, tak jakby w ich życiach nic dobrego się nie działo, a oni sami byli pozbawieni ludzkich cech. Jestem w stanie zrozumieć, czemu tak wyszło – autorka eseje swoje pisała w pierwszych latach pobytu w Korei, a wtedy najbardziej odczuwa się „szok kulturowy” i wszystko wydaje się złe. Ja sama po półtorarocznym pobycie w Irlandii byłam daleka od zachwytów nad tym krajem i jak się mnie ktoś o pobyt tam wypytywał, wymieniałam wszystko co złe i co mi się nie podobało. Dopiero po latach jestem w stanie docenić dobre elementy. Niemniej jednak, trochę już minęło od powstania tych esejów, a i zostały one wydane w postaci książki, dlatego uważam, że zaistniałe tam opisy powinny być bardziej wyważone i pokazać również dobrą stronę Korei. Gdybym miała przyjąć Koreę taką jaką ją opisuje autorka, to mogłabym już zakończyć moją znajomość z tym krajem, a nie wierzę, aby wszystko tam tak źle wyglądało. Koreańczycy to też ludzie i pomimo ich zamkniętego stylu bycia, ich oziębłości i częstego wyrachowania na pewno mają też dobre cechy. I tego mi w tej książce zabrakło. Ciekawa też jestem co się zmieniło w mentalności Koreańczyków i w ich stylu życia, w końcu od napisania tych esejów minęło już dziesięć lat.

Książkę polecam, w krótki i konkretny sposób tworzy ogólne pojęcie o Korei Południowej.

„W Korei. Zbiór esejów 2003-2007” Anna Sawińska, wyd. Kwiaty Orientu 2012, str. 182

Książki zaczęte: 
"Historia koreańskiej myli konfucjańskiej" Keum Jang-Tae
"Królowie Dary" Ken Liu
"Half Lost" Sally Green
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...