sobota, 20 lipca 2013

Zmiennoskóra. Faith Hunter



Znacie ten już stary problem ze znalezieniem dobrego paranormala? Cieszę się, że od czasu do czasu udaje mi się jednak przeczytać coś, co autentycznie mi się podoba, chcę kolejne części, przypomniałam sobie, jak to jest zaczytać się zapominając o czasie, i myślę o książce w samych superlatywach. Poznajcie Jane Yellowrock – Zmiennoskórą.

Jane jest profesjonalnym zabójcą wampirów, w świecie, w którym ludzie wiedzą już o wampirach i wiedźmach. Na razie rząd nie jest zbyt chętny, aby przyznać wampirom prawa i je chronić, tak jak to czyni z ludźmi, ale Jane już się zastanawia, co będzie robić, kiedy za pracę będzie jej groziło więzienie? Na razie jednak wiedzie jej się całkiem nieźle. Zostaje wynajęta przez radę wampirów miasta Nowy Orlean, aby zabić odszczepieńca, który morduje zarówno ludzi, jak i swoich pobratymców. Szybko okazuje się, że to nie jest zwyczajny wampir, a Jane musi się naprawdę postarać, aby wykonać zlecenie i jeszcze dostać premię.

Może opis brzmi zwyczajnie i powiecie, że to kolejna z wielu takich książek, ale poczekajcie. Jane nie jest taka zwyczajna. Jest Czirokezką, a także ma w sobie Bestię. Bestia jest zagadką dla samej Jane, a przyjazd do Nowego Orleanu ma podwójne dno. Nasza bohaterka ma nadzieję, że któryś z tych prastarych wampirów kiedyś spotkał podobnego do niej i pomoże rozwikłać tajemnicę jej podwójnej istoty.

Powiem szczerze, że do książki przyciągnęła mnie ta wyjątkowo udana okładka, a także opis. Po zakupie książka poleżała sobie parę miesięcy, bo ilekroć ją przeglądałam, zastanawiając się nad czytaniem, to w oczy kłuł mnie dość ciężki styl pisania. Aż w końcu po nią sięgnęłam i po trzech stronach zapomniałam, że miałam jakiekolwiek wątpliwości. Autorka rzeczywiście pisze… inaczej. Jest coś twardego w jej stylu, różni się on od innych. Co teraz po lekturze zaliczam na plus, ponieważ to, jak zwykle są pisane tego typu powieści, mnie od nich odstrasza. Są tak lekkie, że aż odechciewa się czytać. Godnym pochwały jest też świat wykreowany przez pisarkę. Czy stęskniliście się za prawdziwymi wampirami? Takimi, które mają swoje leża, jak się nie pożywiają to trochę… zalatują, a jednocześnie są niezwykle uwodzicielskie i przywodzą na myśl minione wieki (taka Rice)? Otóż tutaj takie są. Nie jestem nawet w stanie powiedzieć, jak bardzo mnie to cieszy. I ewidentnie autorka ma jakiś pomysł na ich mitologię, skąd pochodzą, czemu boją się chrześcijańskich symboli, co sprawia, że żyją. Aż chcę więcej.

Nie można też zapomnieć o głównej bohaterce. Jane jest twarda, ostra jak kamienie, których potrzebuje do przemiany. Ma dziwne poczucie humoru, które mnie od razu ujęło, gdyż przywodzi mi na myśl moje własne. Jest charakterna, ironiczna, kpiąca. Żeby ją poznać, trzeba zajrzeć jej w oczy, bo to tam tkwi, z mowy ciała niewiele się uzyska. Jednocześnie jest wrażliwa na krzywdę innych, a przy swojej przyjaciółce wiedźmie i jej córce potrafi nawet mieć łzy w oczach. Duży wpływ na jej osobowość ma Bestia, która w niej mieszka i jeśli chce, potrafi wpływać na jej zachowanie. Magia związana z Bestią i przemianą jest bardzo ciekawa, mam nadzieję, że autorka ją rozwija w następnych tomach. Wiem, że czerpała tutaj z mitów i opowieści Czirokezów.

Podsumowując, jest to kawał świetnie wykonanej roboty i dla każdego fana takiej literatury pozycja obowiązkowa. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić, wszystko tutaj przyciąga uwagę. Jest mnóstwo świetnie skrojonych bohaterów (chociażby przywódca rady Leo i jego sługa krwi „Mięśniak”, albo nawet te mniej obecne postaci, jak przyjaciółka Jane, Molly), akcja, zagadka utrzymana do końca (ciekawe kto by zgadł, kim jest odszczepieniec…), poczucie humoru, iskierki flirtu… A propos, można być pewnym, że jeżeli Jane z kimś będzie, to nie pozbędzie się przy tym mózgu i wolnej woli.

Szczerze polecam tę książkę i teraz tylko drżę, czy zostaną wydane kolejne tomy, bo z zapowiedzi nic nie wynika, a i sama promocja książki była chyba dość znikoma, znalazłam ją całkowitym przypadkiem… Także czytajcie „Zmiennoskórą” i piszcie listy do Fabryki Słów, aby wydawali dalej ;).

„Zmiennoskórka” Faith Hunter, wyd. Fabryka Słów 2012, str. 475

sobota, 13 lipca 2013

Londyn we krwi. James Craig



Kryminały lub thrillery czytam rzadko, aczkolwiek ostatnio mam wrażenie, że nieco częściej niż kiedyś. Zapewne jest to wina Jussi Adler-Olsena. To po lekturze „Zabójców bażantów” chorowałam na kolejny kryminał, a akurat wtedy wyszła zapowiedź „Londynu we krwi” i później nie mogłam się tej książki doczekać. Czy spełniła moje oczekiwania?

Mamy Londyn, jedną z największych światowych metropolii, mamy bogatą klikę wychowanków najlepszych prywatnych szkół, którzy teraz zajmują najważniejsze stanowiska w kraju, mamy tajemniczego zabójcę, który w brutalny sposób morduje po kolei owych wyśmienitych członków społeczeństwa i mamy inspektora, Carlayle’a, który stara się ową sprawę rozwiązać.

Kryminał nieco sztampowy, ale tutaj jak z paranormalami – nie da się nic nowego wymyślić (choć bardzo bym chciała coś takiego zobaczyć). John Carlyle to taki szaraczek, na obecnym stanowisku jest dziwnym fartem i nawet jego przełożeni i koledzy dziwią się, czemu jeszcze z nimi jest. Coś mu się udaje, więcej rzeczy nie, nie czuje odpowiedniej więzi z kolegami policjantami i w ogóle wszyscy mu życzą przedwczesnej emerytury. Ma żonę, którą musiał niemalże błagać, aby się z nim pierwszy raz umówiła i córkę, dla której stara się być dobrym ojcem, ale na mój gust średnio mu wychodzi (ciągle go nie ma i córka woli matkę). 

To debiut autora i troszkę się to czuje. Mam wrażenie jakby pan Craig się bardzo starał odrobić pracę domową, ale nauczycielka wciąż daje mu ledwo czwórkę. Akcja rozwija się powoli, rzetelnie, z początku więcej jest opisów pana inspektora pijącego kawę, niż właściwej akcji, choć dla urozmaicenia mamy wgląd w naszego mordercę i jego akty zbrodni. Mam mieszane uczucia co do tej książki, ponieważ z jednej strony mi się podobała, a z drugiej chciałam krzyknąć, żeby wszystko jakoś się ruszyło. Książkę możemy traktować jako przewodnik po Londynie, który to widziany oczami Carlyle’a rozsnuwa się przed nami włącznie z historycznymi faktami dotyczącymi danych miejsc. Ma to swoje plusy i minusy. Wszystko w tej książce ma te przysłowiowe dwa końce. 

„Londyn we krwi” ma coś w sobie, jakiś taki rodzaj codzienności pomieszanej z bajkowością (czyt. opisy myśli inspektora przemieszane z opisami życia najbogatszych), a specyficzna narracja sprawia, że te wrażenia jeszcze się pogłębiają. Najlepsze są kawałki momentu dokonywania zbrodni, wtedy puls przyspiesza, człowiek niejako zatrzymuje bieg myśli i czeka na to, co się stanie.
Dlatego też czytało mi się bardzo dobrze, choć nierówno. Mam nadzieję, że w kolejnej książce z serii autor rozkręci trochę inspektora (na razie widzę go chodzącego w takich obwisłych wytartych sztruksowych spodniach i rozmemłanych brązowych butach) i sam nabierze większej wprawy. Powiedziałabym, że nowością jest tutaj policjant, który nie ma traumatycznych przeżyć, nie jest alkoholikiem, żona go nie zostawiła, nie dręczy go wydarzenie z przeszłości… Plus czy minus? Oceńcie sami. Ze swojej strony polecam, gdyż ma potencjał.

„Londyn we krwi” James Craig, wyd. Akurat 2013, str. 332
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...