poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Atrofia. Lauren DeStefano


Atrofia, to taka ładna nazwa, nieprawdaż? Bardzo mi się ten tytuł spodobał, jak tylko go ujrzałam. Niestety, znaczenie nie jest już takie ładne. Atrofia ze starogreckiego oznacza „zanik, wiąd – stopniowe zmniejszanie się objętości komórki, tkanki, narządu, części ciała” (Cytat z Wikipedii). W wyszukiwarce obrazów Google można znaleźć bardzo brzydkie zdjęcia pokazujące tę chorobę. Niestety trafiłam na nie w poszukiwaniach zdjęcia okładki.

A teraz wyobraźcie sobie świat, w którym nie istnieje wasz dom, miasto, kraj, ląd. Czy wy też nie istniejecie? Najprawdopodobniej. Istnieją tylko Stany Zjednoczone. Z reszty świata zostały pojedyncze wyspy i nikt nie wie, czy coś jeszcze na nich żyje. Witajcie w świecie, w którym mężczyźni żyją lat dwadzieścia pięć, kobiety zaledwie dwadzieścia. W którym tak naprawdę nie ma dorosłych, a osierocone dzieci umierają z głodu na ulicach. To świat stworzony ludziom przez nich samych. Tak bardzo pragnęli naprawiać naturę, że ich przechytrzyła. Macie za swoje, powiedziała. I sprawiła, że ze wspaniałej mrzonki o idealnych ludziach zostały tylko popiół i gruzy.

Główną bohaterką „Atrofii” jest Rhine, szesnastoletnia dziewczyna porwana przez Kolekcjonerów. Wraz z dwoma innymi dziewczynami zostaje sprzedana Lindenowi, dwudziestojednoletniemu chłopakowi, któremu umiera żona. One mają ją zastąpić. Zostają zamknięte w złotej klatce, ich świat ogranicza się do pilnie strzeżonych murów rezydencji i to nie całej – mają wyznaczone miejsca, w których mogą przebywać. Rhine marzy o ucieczce. Na Manhattanie zostawiła brata bliźniaka. Jenna chce tylko śmierci, nie ma już po co żyć. A Cecily jest szczęśliwa. Biedne dziecko wyrwane z sierocińca trafiło do raju. Jak potoczą się losy tej czwórki? Czy pogodzą się ze swoim losem, a może będą walczyć? Jak bardzo można sprawować nad kimś kontrolę? Czy życie sprowadzone do policzonych już miesięcy i dni różni się czymś od naszej złudnej długowieczności?

Trzeba przyznać, że Lauren DeStefano stworzyła bardzo ciekawy obraz świata, a każda jej kreacja jest po mistrzowsku uszyta. Aż ciarki przechodzą, jak dopuści się do siebie myśl, że jej pomysł wcale nie jest tak daleki od rzeczywistości. Ilekroć się zajrzy do naukowego magazynu, czy wejdzie na odpowiednią stronę w Internecie można do woli naczytać się o pomysłach naukowców, genetycznych modyfikacjach i wizji przyszłości. Mam nadzieję, że nigdy nie zajdą za daleko. I wcale nie pociesza mnie myśl, że mnie wtedy już nie będzie. Ale będą moje dzieci, wnuki, prawnuki… Jednak ten dziwny, niemalże postapokaliptyczny świat poznajemy zza murów eleganckiej rezydencji, gdzie atmosfera jest duszna, lepka i podszyta strachem. Przez moment siedzimy w pięknych sypialniach, bierzemy pachnące kąpiele i znajdujemy się w wymarzonej bibliotece. Ale co z tego, jeśli w podziemiach pachnie śmiercią, a ogrodzenia tego pięknego więzienia nie widać?

Autorka ewidentnie ma talent. Napisała powieść, w której wnętrzu z łatwością można się znaleźć, którą można przeżywać i o której myśli się po przerwaniu czytania. Także charaktery, które stworzyła, są bardzo ludzkie, wiarygodne i wielowymiarowe. Dziewczęta nie są przedstawione płasko i nie tworzą tła dla losów Rhine. Są ważną częścią całej historii i niejednokrotnie nas zaskakują. To, czego mi trochę brakowało to pogłębienie świata poza murami rezydencji. Jakoś tak marnie rozkład świata został opisany. Dlaczego z Europy i Azji nic nie zostało? Wybuchła bomba, kometa uderzyła o Ziemię? Dlaczego to niby Stany Zjednoczone mają mieć najbardziej zaawansowaną technikę i z tego powodu przeżyć? Przecież Rosja, Japonia czy Korea niczym Ameryce nie ustępują. Tak marnie to wszystko zostało wyjaśnione. Pisarka skupiła się bardziej na problemach egzystencjonalnych Rhine i jej zamknięciu. Jednakże, ponieważ jest to pierwsza część trylogii, nie przekreślam jej i mam nadzieję, że w kolejnych tomach zagłębimy się w ten ponury świat przyszłości i stanie się on o wiele bardziej wiarygodny i wielowymiarowy. Ale jak na debiut, jest to bardzo dobra książka.

Polecam zarówno nastolatkom pragnącym romansu z odrobiną przygody jak i wielbicielom ciekawych, psychologicznych powieści, których akcja umieszczona jest w nieco innej rzeczywistości niż nasza obecna.

„Atrofia” Lauren DeStefano, wyd. Prószyński 2011, str. 319

11 komentarzy:

  1. Mam niemal taką samą opinię o tej książce :)
    Też trochę się zawiodłam jeśli chodzi o świat przedstawiony. Ja bym powiedziała, że Chińczycy jako jeden z najlepiej zorganizowanych narodów na świecie miałby największe szanse na przetrwanie, aczkolwiek polemizowałabym z teorią, że Rosja dorównuje Stanom :P
    W każdym razie po kolejne części z chęcią sięgnę i mam nadzieję, że autorka wyjdzie poza ramy świata Rhine :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W najważniejszych sprawach typu nauka i tajne technologie dorównuje ;). To, że przerażająca część Rosjan żyje w biedzie to co innego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachęciłaś mnie swymi wrażeniami i odczuciami odnośnie tej książki i z chęcią ja również poznam „Atrofię”.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli się zgadzamy, że kwestia najlepiej zaawansowanych technologicznie Stanów Zjednoczonych jest co najmniej dyskusyjna. Też mi brakowało uzasadnienia, ale kto wie, co za kilka lat będzie na świecie? Może Japonia przyłączy się do Stanów Zjednoczonych, Rosja wyleci w powietrze, w Korea się wystraszy i podda technologicznie, dzięki czemu... Lauren De Stefano będzie miała rację xD.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiele osób poleca tę książkę i od jakiegoś czasu byłam nią zainteresowana, jednak twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę ją przeczytać ;D

    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem właśnie w trakcie czytania, strasznie wciągająca książka, no i dość przygnębiająca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie kuś tak, jest kolejka! Atrofia dopiero za trzy książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cyrysia: :)

    Alina: Jak pisałam ten fragment, to też wymyślałam jak zrobić, żeby wyszło na autorki xD.

    Tristezza: Czy ja Cię tu nie widzę pierwszy raz? :) Cieszę się, że recenzja miała taki wpływ :). Również pozdrawiam.

    Nikki: No owszem. Tam w zasadzie nie ma pozytywów...

    Viv: Haha. Myślę, że się nie obrazi, że musi czekać :D.

    OdpowiedzUsuń
  9. Już od jakiegoś czasu czaję się na tą książkę i z coraz większym zapałem chcę ją przeczytać ^^
    Poza tym cudowną ma okładkę, nieprawdaż? :]

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj tak, okładka cudowna. Można na nią patrzeć godzinami :). Pięknie wydano książkę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Można powiedzieć, że "Atrofia" jest przeze mnie powoli przyswajana - powoli gdyż muszę ją sobie dawkować ze względu na egzemplarze recenzenckie ;) Liczę, że mnie nie zawiedzie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...