wtorek, 20 listopada 2012

Irena. Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska



Jak ja lubię miłe rozczarowania! Macie czasem takie książki, których czytać nie chcecie? Do których podchodzicie jak do osy? Otóż właśnie „Irena” była dla mnie taką książką. Czas przeszły, bo już nie jest. Zgodziłam się wziąć ją do recenzji (ciekawość pierwszy stopień do piekła, tak?), a potem wyrzucałam sobie, że niepotrzebnie napalam się na każdą książkę, że zalegają stosami, a jeszcze mam je przeczytać „jak najszybciej”. „Irena” i tak czekała chyba miesiąc. Ale nadszedł jej czas. I dobrze, że sięgnęłam po nią wtedy, kiedy poczułam, że właśnie teraz będzie najlepiej.

„Irena” autorstwa Małgorzaty Kalicińskiej i jej córki Basi Grabowskiej, jest książką o relacjach matka-córka. A jednocześnie powieścią obyczajową z lekkim romansem w tle. Niezwykle życiową, przemyślaną. Boleśnie prawdziwą i napisaną w taki sposób, że coś w człowieku drga. A może trzepoce. Ale na pewno się rusza. Nie wiem, które rozdziały pisała matka, a które córka. Domyślam się, że pani Kalicińska matki, czyli tej starszej, dojrzalszej(wcale nie), po przeżyciach i doświadczonej przez życie Doroty, a Basia Grabowska córki, około trzydziestoletniej, pracującej na ważnym stanowisku w korporacji, wygadanej, zdystansowanej, twardej i samotnej Jagody. Obie, Dorota i Jagoda są do siebie niezwykle podobne. Tak podobne, że aż się gryzą przez te podobieństwa, a to co je różni, to różni już do końca. Gdzieś po środku jest Janek, mąż i ojciec, mężczyzna spokojny, kojący obie wojujące ze sobą kobiety. Niby w sobie schowany, ale dzielny i wrażliwy. Natomiast tytułowa Irena, to starsza pani, „ciocia”, choć tak naprawdę nie pamiętam, czyją jest ciocią, chyba tylko żoną wujka Felka. Nie wiem, czemu książka została nazwana jej imieniem. Czyżby dlatego że jest mediatorem i doprowadza do pogodzenia się obu kobiet? Może dlatego, że jest jakby z nich najmądrzejsza i rozumie obie? Nie mam pojęcia, ponieważ dla mnie to mimo wszystko nieadekwatny tytuł. Sugeruje powieść o Irenie. A dla mnie to powieść o Jagodzie.

Zresztą, przyznaję się bez bicia, że to wątki Jagody najbardziej mi się spodobały i to na nich się skupiłam, wczytywałam i przeżywałam, wątki Doroty traktując nieco po macoszemu. Może to ta różnica pokoleń – bliżej mi do Jagody, a problemów jakiejś 50+ nie miałam ochoty doświadczać. Łzawe toto, zapatrzone w siebie, egoistyczne (co Irena bardzo ładnie jej wykłada), nie rozumiejące krzywdy jaką wyrządza całej rodzinie i swojemu jedynemu dziecku. Ale na szczęście chce się nauczyć  i w końcu zdradza swoją wielką tajemnicę i naprawia relacje z córką. Choć jak dla mnie, to zakończenie jest dość prędkie i do autentycznej naprawy relacji z Jagodą brakuje po prostu czasu i życia. Rany nie goją się w pięć minut.
Co zaś się tyczy Jagody. Jak ja polubiłam tę kobietę! Dziewczynę. Bo wciąż miała sporo z dziewczyny, choć też sporo przeszła. Inteligentna i taka nastroszona do świata. Zdystansowana. Zimna korporacyjna suka. I wrażliwa, tęskniąca, cierpiąca. Samotna, bo jej wielka miłość z obojętnością pokazała jej środkowy palec. Aż po latach sporadycznego seksu zaczyna inaczej patrzeć na Bartka, kolegę z pracy. Dużo musiała się nasłuchać od przyjaciółki i Ireny jaka jest głupia i uparta, zanim wyszła zza swoich kolców i spojrzała na niego łaskawszym okiem. Królewna ją nazywa. I coś w tym jest.

Polecam ogromnie tę książkę. Najprzyjemniejsze rozczarowanie roku. Tak dobrze się czytało. Obie autorki mają dobry warsztat, niezwykle oddają uczucia targające człowiekiem, te codzienne i jakże nasze. Każda kobieta chyba wie, jak ciężko żyć ze swoją matką. W tej relacji każda strona jest potworem. I każda potrzebuje miłości, akceptacji i zrozumienia.

Koniecznie muszę się dowiedzieć, która z nich pisała które wątki (byłoby zabawnie, gdyby pisały przeciwnej strony, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć), bo jeśli to Basia Grabowska pisała wątki Jagody to bez wahania kupię jej następną książkę, jeśli ma zamiar dalej pisać. Fantastyczna autorka tego pokolenia.

Na pochwałę zasługuje też wydanie. Bardzo dobry format, niezwykle przyjemnie trzyma się książkę w rękach, taka… wyważona. Podoba mi się.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu W.A.B.

„Irena” Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska, wyd. W.A.B. 2012, str. 413

---
A przy tych dwóch piosenkach, słuchanych na okrągło od ponad godziny całkowicie odpłynęłam. Może i wam się spodobają. Mają niezwykły klimat.




2 komentarze:

  1. Leć już na pocztę i mi ją wyślij! Bo przeczytam ją za pół roku, ale już ją chcę. Sonnenschein, nawet nie wiesz, jak ta recenzja mnie zachęciła.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...