Indie są krajem, który fascynuje wielu. Jeszcze parę lat
temu zastanawiałam się, co ludzie w nich widzą, czemu jest taki boom na Indie,
czemu każdy jechał tam i byl zachwycony, chociaż obrazy pokazywane w mediach
wręcz straszyły. Nadal nie wiem, co się zmieniło, że interesuję się Indiami, że
gdzieś w jakiś sposób mnie ciekawią. Na pewno nie zamierzam jechać tam, aby
odbyć „podróż życia”. Nie odczuwam fascynacji i tym podobnych uczuć. Natomiast
od czasu do czasu zainteresuję się czymś, co tego kraju dotyczy (a czasami
złapie mnie „faza” i kończy się na oglądaniu filmów Bollywood z przyrządzaniem
indyjskich potraw włącznie). I jak to często bywa, jak tylko zobaczyłam tę
książkę, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie pomogło zapewnianie siebie, że
reportaże mnie nudzą i nigdy ich nie czytam do końca, a także, że nie ma
dobrych książek o Indiach. Otóż z przyjemnością oznajmiam, że się myliłam i
cieszę się, ze książkę kupiłam i przeczytałam.
Może zacznijmy od tego, dlaczego uważam, że nie ma dobrych
książek o Indiach? Pewnie zaraz ktoś popuka się w czoło, albo określi mnie
malowniczym epitetem, bo powiem, że omawiana książka jest tak właściwie
pierwszą przeczytaną przeze mnie o Indiach. Natomiast czytałam wiele opinii o
innych tego typu reportażach i chociaż były zarówno pozytywne, jak i negatywne,
nigdy żadna inna książka mnie do siebie nie przyciągnęła. I chyba wiem, skąd
wynika ta różnica. Większość książek opowiadających o Indiach, jest napisanych
z punktu widzenia „białego człowieka”, człowieka z zachodniej kultury, z
ustalonymi wzorcami myślenia i postrzegania. A „Indie. Miliony zbuntowanych”
napisał Indus. Może nie dokładnie człowiek z wewnątrz, bo dorastał na
Trynidadzie, a Indie też w jakiś sposób są dla niego krajem egzotycznym, ale
jednak bliżej mu do tego kręgu kulturowego, niż np. Europejczykom. I jego
sposób patrzenia bardzo mi się podobał. Najczystszy reportaż, w najpiękniejszej
możliwej postaci. V.S. Naipaul zabiera nas w podróż po Indiach, ale dzięki
niemu nie patrzymy na nie z wysokości, zadzierając głowę, oceniając i
wydziwiając na wszystko, co inne. Owszem, on sam też był niejednokrotnie
zdziwiony, czy nawet wstrząśnięty, ale swoimi odczuciami nie krzywdził
rodowitych mieszkańców tej ziemi. Bardzo mi się to podobało i niezwykle ujęło.
Jestem nowicjuszem, jeżeli chodzi o gatunek literacki,
jakim jest reportaż, ale tutaj polubiłam tę książkę za to, w jaki sposób
została skonstruowana. Autor przemierzył Indie, wszędzie rozmawiając z ludźmi.
Ta książka to zapis kilkunastu dużych rozmów, zakreślających różne sfery z
życia Indusów, nierzadko dotyczących polityki, a prawie zawsze religii.
Rozmówcy Naipaula pochodzą z różnych kast, miejscowości, regionów. Tematem
przewodnim jest ogromna zmiana, jaka zaszła między jedną wizytą autora (rok
1962), a drugą (około 1990). Jak bardzo Indie w tym czasie poszły do przodu, na
ile zmieniło się postrzeganie wspólnoty narodowej, jak są wychowywani synowie i
córki, jak bardzo zakorzeniona jest tradycja i na ile Indusi są wierzący.
Jako czytelniczka mam dwa zastrzeżenia do tej pracy. Że
na tyle rozmów, były chyba tylko dwie z kobietami, że płeć żeńska praktycznie
tu nie istnieje, a jeśli już, to przemyka się gdzieś w kuchni, przygotowując posiłek (ale jakże dokładnie to odzwierciedla sytuację kobiet, nawet
niechcący),a drugim zastrzeżeniem jest niedokładne umiejscawianie w czasie
danej rozmowy, czy podróży. Przez całą książkę (prawie 600 stron) zastanawiałam
się, czy to, o czym czytam ma miejsce w latach sześćdziesiątych, czy
dziewięćdziesiątych. I tylko domyślałam się, że chodzi o lata
dziewięćdziesiąte. Potwierdzenie znalazłam na ostatniej stronie, ale ileż się
namęczyłam nie mogąc zobaczyć na linii czasu sceny, którą czytam. Jeśli jednak
pominiemy ten drobny fakt, to powiem wam, że to najlepszy reportaż i książka
podróżnicza, jaką czytałam.
V.S. Naipaul posiada ogromny talent narratorski, jest świetnym
obserwatorem i pisarzem. Jestem ciekawa, jak mu idzie pisanie powieści, bo
głównie z tego jest znany. Mam nadzieję, że mój opis „Indii” wystarczająco was
zachęci do przeczytania tej książki. Jest to dzieło obszerne i dotykające wielu
kwestii, o których można by mówić i mówić, a czytać jeszcze więcej.
Niejednokrotnie czułam, że mogłabym rozszerzyć dany temat i pogłębić swoją
wiedzę na temat tej, czy innej kwestii. Książka Naipaula jest doskonała dla „początkujących”
i może służyć za bazę wypadową w ten niezwykle skomplikowany kraj jakim są
Indie. I pomyślcie, jeśli Indie tak bardzo zmieniły się między rokiem ’62, a ’90,
to jak bardzo zmieniły się przez kolejne dwadzieścia cztery lata? Jakie są
dzisiaj?
Czy znacie jakieś książki opisujące Indie współczesne?
Ich rozwój ekonomiczny, kulturalny, społeczny? Nie chcę kolejnej pozycji o
biednych dzieciach, czy wykorzystywanych dziewczynkach. To okrucieństwa, które
tam istnieją. Ale obok nich żyją zwykli ludzie. Kim oni są? V.S. Naipaul
przedstawia nam właśnie ich, pozwala zapoznać się z tymi „normalnymi” Indusami.
A czy ich polubicie, zrozumiecie i zechcecie poznawać dalej, zależy już tylko
od was. Ogromnie polecam.
„Indie. Miliony zbuntowanych” V.S. Naipaul, wyd. Czarne
2013 str. 597
Wbrew pozorom zadałaś bardzo trudne pytanie, bo chyba wszyscy znamy Indie właśnie w kontekście Trzeciego Świata. Ja prawdziwych Hindusów szukałabym w powieściach, gdzie bywają i tłem i pierwszym planem. Kojarzy mi się np. głośna książka, Shantaram.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o niej :). Ale chętnie przeczytam. Już jej poszukałam i sprawia wrażenie białego kruka... nigdzie jej nie ma, a na allegro osiąga niebotyczne kwoty. Ale będę ją miała w pamięci, dzięki :).
Usuń