wtorek, 30 czerwca 2015

Przeczytane w czerwcu. Podsumowanie.

Edit z dn. 01.07.: Jak mogłam zapomnieć o "Srebrzystych wizjach"! To na tę książkę czekałam od momentu skończenia "Morderstwa wron". Czyli rok. Moja pamięć jest w gorszym stanie niż myślałam.
"Srebrzyste wizje" to tom trzeci trylogii "Inni". Fantastyczna wizja autorki, nawiązująca do przejęcia ameryki przez białych ludzi. Tylko, że tutaj, zamiast Indian, mamy stworzenia Namid, pradawne duchy przyjmujące formy zwierząt, tak więc znajdziemy tu jakby wilkołaki, lampartołaki, wrony, wampiry (zamieniające się w dym), wieszczki krwi i wiele innych. Książka słabsza od pozostałych dwóch, ale to nieważne. Dla mnie jest zawsze cudownie czytać wszystko, co Anne Bishop napisze. Czytając jej książki, czuję się, jakbym wróciła do domu.

"Srebrzyste wizje" Anne Bishop, wyd. Initium 2015, str. 432

To jedna z dziwniejszych książek, jakie czytałam, ale co się dziwić – to w końcu Murakami. Znajdziecie tu typowe dla niego nostalgiczne nastroje, zastanawianie się nad życiem, nieco depresyjnego bohatera i dziwne wydarzenia rodem ze snu albo filmu. Czym lub kim jest tytułowa owca? Książka wciągająca, nie mogłam się oderwać choć jednocześnie ma w sobie coś niepokojącego. Takie owce nie są normalne…

„Przygoda z owcą” Haruki Murakami, wyd. MUZA SA 2011, str. 420


Kolejny tom serii, której nikomu już nie trzeba przedstawiać. Co tu dużo mówić. Nadal tak samo dobrze się czyta, autor szokuje i zaskakuje, a Starkowie giną jak domino. Ja wciąż mam nadzieję, że pan Martin lubi Aryę tak samo jak ja i poprowadzi ją do końca opowieści w miarę bezpiecznie. Jak zawsze po zakończeniu miałam chęć krzyknąć „nie w takim momencie”, ale ponieważ te książki są bardzo wyczerpujące emocjonalnie, w sumie się cieszę, że mam możliwość odpoczęcia pomiędzy jednym tomem a drugim. Jak zwykle polecam.

„Gra o tron: Nawałnica mieczy. Krew i złoto” George R. R. Martin, wyd. Zysk I S-ka 2014, str. 629



Po wyczerpującej „Nawałnicy mieczy” musiałam nieco odsapnąć i chociaż mówiłam, że nie chcę żadnego kryminału, to ostatecznie sięgnęłam po trzecią część opowieści o siostrach Sucharskich. Na szczęście to kryminał na wesoło i dosłownie na każdej stronie jest coś, co może rozśmieszyć. W porównaniu z poprzednimi częściami, ta mnie trochę nudziła i miałam wrażenie, że jest oklepana, że autorka pisze z przyzwyczajenia (a może dlatego, że podpisała kontrakt), a nie z rzeczywistej potrzeby. Niemniej jednak lektura lekka i idealna na wypoczynek.


„Do trzech razy Natalie” Olga Rudnicka, wyd. Prószyński i S-ka, wyd. 2015, str. 379

Ponieważ końcówkę miesiąca miałam bardzo męczącą, to zamiast kontynuować czytanie o imperium Komanczów, wybrałam dalszy ciąg lekkich powieści i sięgnęłam po kolejną z powieści Ireny Zarzyckiej. „Pod wiatr” to chyba pierwsza czytana przeze mnie jej książka, która na pewno nie była pisana z myślą o kilkunastoletnich pannach. Jak żadna porusza tematy miłości, żon, kochanek, pragnień i zdrad. Pani Zarzycka zawsze gdzieś tych tematów dotknęła, ale tutaj było najbardziej dosadnie to wszystko opisane (na tyle dosadnie na ile pozwalały jej czasy, w których żyła). W ogóle muszę powiedzieć, że jej powieści jak żadne inne przywołują lata dwudzieste i aż zadziwia mnie ich współczesność. Prawie się nie różnią, pominąwszy brak rozwoju technologicznego. Zabawnie jest też ujrzeć różne dawne powiedzonka lub słowa, które nadal są w użyciu. Jeszcze żadna z jej książek mnie nie zawiodła.

„Pod wiatr” Irena Zarzycka, wyd. Astrum 1992, str. 295

6 komentarzy:

  1. Świetny wynik, choć przyznam, że Murakami do mnie nie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się kiedyś broniłam przed nim rękami i nogami, ale odmieniło mi się od przeczytania cieniutkiego "Na północ od granicy, na zachód od słońca". A na lata zraził mnie początek "Norwegian wood". I teraz boję się do niego zajrzeć...

      Usuń
  2. O, czytasz Martina. :) Ja mam nadzieję, że Sansa, jedna z moich faworytek i zarazem ta, z którą się najsilniej identyfikuję (bo z Cat, matką, nie potrafię, bardzo ją lubię jako postać, ale nie potrafię się utożsamić ;), dostanie dobre zakończenie (nie piszę: zostanie królową, bo prawdopodobnie nie będzie już tronu czy jednego królestwa - zresztą życie królowej bywa tragiczne, a Starkównie życzę wszystkiego dobrego).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Sansa od początku była jedną z tych bohaterek, których nie lubiłam, ale muszę przyznać że od czasu znalezienia się w Orlim Gnieździe (o ile nie przekręcam nazwy) zaczynam ją lubić.

      Usuń
    2. A ja ją pokochałam od pierwszego akapitu, w którym się pojawiła. Czasami aż trudno mi uwierzyć, że w świecie, w którym istnieje taki Bolton, jakakolwiek czytelniczka może nie lubić Sansy. ;) Tym bardziej, że jest ona jedną ze świetnie wykreowanych bohaterek - nawiązującą do pewnego stereotypu (protagonistki często występującej w starych powieściach fantastycznych) i do postaci mitologicznych, dynamiczną (zmienia się z każdym tomem) i złożoną, powiązaną z innymi (m.in. z Cat, Aryą; zresztą cała seria to pajęczyna powiązań ;).

      Usuń
    3. Aż tak jej nie analizowałam. Dla mnie była bezmyślną smarkulą, której błąd kosztował tak wiele. Co innego Aria - ją uwielbiam. Działająca instynktownie, a przez to dojrzalsza pomimo młodego wieku. Gdzieś w środku mała dziewczynka, ale jednocześnie bezlitosny zabójca. Jest jak małe, dzikie futrzane zwierzątko. Ugryzie cię, ale jest słodkie kiedy jest łagodne. Jej los jest jednym z nielicznych, które naprawdę mnie przy "Grze" trzymają. Każdy ma swojego faworyta :).

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...