środa, 1 czerwca 2016

Przeczytane w maju. Podsumowanie.

Ten miesiąc był ciekawy. Zaczął się bardzo entuzjastycznie "Dziką krwią", potem zachwyty trwały przy "Delhi" i "Czasomierzach", ale przemieniły się w zmęczenie, zniechęcenie i pojawiały się myśli, czy w ogóle przeczytam jakąś satysfakcjonującą ilość. Pewnie, nie o ilość, ale o jakość chodzi, ale tutaj chodziło mi o moje odczucia zniechęcenia i wrażenie, że czytam bardzo wolno, choć książki fantastyczne. Potem jakoś tak wyszło, że przeczytałam "Mroczne szaleństwo" i "Marzenie o innym świecie", a miesiąc zakończyłam bardzo przyjemnie z "Za rękę z Koreańczykiem".Ostatecznie okazało się, ze książek było sześć, co jest dobrym wynikiem. I szkoda tylko, że jakoś żadna książka mnie nie porwała, choć większość naprawdę mi się w czasie czytania podobała. Zapraszam do krótkich recenzji.

Po przeczytaniu „Złej krwi”, która zostawiła mnie ze swoistym wrażeniem kaca, nie mogłam się doczekać lektury „Dzikiej krwi”. W tym tomie Natan owi nie grozi śmierć z powodu nie uzyskania darów – te już otrzymał od ojca. Teraz musi odnaleźć Annalise, nie dać się zabić łowcom i być może zrobić przewrót w świecie czarodziejów, który zakończy się w sposób tragiczny i niespodziewany…
Autorka utrzymała poziom pierwszej części, chociaż ta część „nic mi nie zrobiła”. Czytało się super, akcja również była wciągająca, ale chyba mi zabrakło głębokiej i bolesnej emocjonalności tomu pierwszego. Jest to zrozumiałe, bo i Natan jest już inny, choć wciąż musi uważać, to w porównaniu z przeszłością jest wolnym człowiekiem, a więc i część jego bólu w jakimś stopniu zniknęła. Zakończenie gwałtowne i oczywiście zwiększające apetyt na część trzecią, która mnie korci po angielsku, bo zanim doczekam się polskiego tłumaczenia, to miną wieki. Ogromnie tę trylogię polecam.

„Dzika krew” Sally Green, wyd. Uroboros 2016, str. 427

Reportaż „Delhi. Stolica ze złota i snu” porusza tak wiele kwestii, że nie wiem od czego zacząć. Jest to książka, której poszukiwałam od kilku lat, ponieważ na naszym rynku jeżeli książki o Indiach były wydawane, to tylko takie, które opisywały przeszłość, ich autorzy napisali je niekiedy nawet na początku lat dziewięćdziesiątych, a u nas były wydawane dopiero teraz. Dlatego bardzo pragnęłam książki opisującej Indie współczesne. Świat rozwija się w coraz szybszym tempie i czasem aż trudno nadążyć za zmianami, dlatego książki pisane dziesięć czy piętnaście lat temu w pewnym sensie są już nieważne.

Rana Dasgupta opisał współczesne Delhi i ludzi, którzy je tworzą. Pokazał też co wpłynęło na jego współczesny obraz i skąd pochodzą jego mieszkańcy. Przeprowadził wiele wywiadów z różnymi ludźmi, za każdym razem poruszając bardzo ważne problemy i stopniowo odsłaniając przed nami dosyć przerażający obraz indyjskiego społeczeństwa. Przyznam się, że książki nie skończyłam. Zrezygnowałam z jej czytania na sto stron przed końcem. Na początku  zachwycałam się jak wspaniale jest napisana i wręcz celebrowałam jej czytanie, ale po tych trzystu pięćdziesięciu stronach odczułam przesyt strasznych, tragicznych i przerażających historii. Z przedstawionych historii wynika, że Delhi jest stworzone na ludzkiej krzywdzie, z nienawiści, okrucieństwa, braku szacunku do drugiego człowieka, obojętności i całkowitego braku ludzkich odruchów. To, jak dla rozmówców autora taki stan rzeczy wydawał się być całkowicie normalny było chyba moim najgorszym przeżyciem w trakcie czytania tej książki. Przyznam szczerze, że na razie moja chęć poznawania tego kraju udała się na wolne…

To bardzo ważna książka i doskonała możliwość przyjrzenia się współczesnemu Delhi. Skąd przybywa, kim jest teraz i dokąd zmierza? To również ciekawy i smutny komentarz do naszych czasów, gdzie każdy goni za pieniądzem i zapomina o wartościach, które w życiu są najważniejsze.

Książkę bardzo polecam, choć ostrzegam, że „ponurość” oglądanego za jej pomocą życia może czytelnika za bardzo obciążyć. Może kiedyś ją dokończę.

„Delhi. Stolica ze złota i snu” Rana Dasgupta, wyd. Czarne 2016, str. 470

Historia, jakich wiele… David Mitchell napisał. To moja druga książka tego pisarza i faktycznie jest to ta sama historia wciąż pisana na nowo.
W tej opowieści towarzyszymy Holly Sykes na przestrzeni jej życia, od czasów nastoletnich do późnej starości, a także poznajemy ciekawy koncept Anachoretów, którzy są z niewiadomych przyczyn „wybrani” i jako nieliczni mogą doświadczać procesu reinkarnacji. Los Holly i Anachoretów zdaje się być nierozerwalny aż do samego końca, choć ona sama do nich nie należy. Razem muszą uratować świat, ale co się stanie, kiedy to już zrobią?

Ciężko mi nawet wyjaśnić, co jest celem tej książki i główną nicią wydarzeń. Autor chyba stworzył luźny zarys historii, aby dzięki niemu po raz kolejny przekazać swoje przemyślenia na temat życia, świata i metafizyki. Czyta się naprawdę świetnie, spędziłam z tą książką wiele miłych chwil. W trakcie czytania ulega się złudzeniu, że czytamy coś naprawdę wartościowego i pięknego, ale po zakończeniu książki niewiele mi z niej we mnie zostało. Takie chyba ambitniejsze czytadło. „Atlas chmur” jest pod tym względem o wiele lepszy.

Książka piękne wydana, co dodaje jej wartości, ale czy można żyć bez jej przeczytania? Można.

„Czasomierze” David Mitchell, wyd. MAG 2016, str. 666

Książka kompletnym przypadkiem znaleziona w księgarni za pół ceny, jedyny egzemplarz… Zawsze mam wrażenie, że takie znaleziska czekały specjalnie na mnie. Książka ta przedstawia historię dwóch stron pewnej koreańskiej rodziny. Z jednej strony mamy część, która wyjechała do Stanów Zjednoczonych, a z drugiej część, która została w Korei w niewielkim prowincjonalnym miasteczku.
Autorka, sama będąca Amerykanką koreańskiego pochodzenia, pokazuje nam opowieść o ludziach, którzy podejmując takie, a nie inne działania, doprowadzili do takich, a nie innych wydarzeń. Książka jest przesycona smutkiem egzystencji, porwanymi więziami rodzinnymi, bolesnymi wspomnieniami, ludzkim niezrozumieniem i tęsknotą za naprawą tego wszystkiego.

Jest to bardzo spokojna powieść, nie ma w niej pędzącej akcji, choć gwałtowne zdarzenia mają miejsce i zmieniają ludzi, którzy w nich uczestniczą. Autorka niejako też podejmuje tutaj rozważania na temat emigracji, różnic kulturowych i tego, czy tak naprawdę się między sobą różnimy – my, jako ludzie z różnych stron świata i kultur. W rzeczywistości każdy człowiek pragnie tego samego  - miłości, zrozumienia i współczucia. A gniew, złość, smutek i separacja, to tylko objawy choroby, którą trzeba wyleczyć.

„Marzenie o innym świecie” Sonya Chung, wyd. Świat Książki 2012, str. 301

Książka z gatunku paranormal czy innego taniego fantasy. O mało nie zapomniałam o niej napisać, tak mi zapadła w pamięć… Główną bohaterką jest MacKayla, typowa amerykańska blondynka jakich wiele w amerykańskich filmach. Pewnego dnia dowiaduje się o zamordowaniu jej siostry, która wyjechała na studia do Dublina. Teraz MacKayla sama tam wyrusza, aby odnaleźć mordercę swojej siostry i dowiedzieć się, co naprawdę się wydarzyło. Na miejscu okazuje się, że to nie jest taka zwykła sprawa, a także, że może ona dotyczyć elfów…

Powiem tak, autorka miała dobry pomysł na urban fantasy, ale trochę jej nie wyszło. Główna bohaterka jest pustą lalunią, która co kilka stron musi wspominać, w co się ubrała (i zwykle jest to różowa spódniczka i jakieś paskudne błyszczące sandałki), a wszystkie jej działania po prostu cudem nie prowadzą do jej śmierci. Oczywiście okazuje się mieć super wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju moce, a do tego dość szybko znajduje się pod opieką super mrocznego i męskiego przystojniaka. Także sami możecie sobie wyobrazić poziom książki.

Jest to dobre czytadło, w sam raz żeby odpocząć po poprzednich ciężkich lekturach, ale nie będę udawała, że polecam.

"Mroczne szaleństwo" Karen Marie Moning, wyd. MAG 2011, str. 363

Ta książka to w zasadzie zbiór wywiadów z Polakami, którzy żyją w związku z Koreńczykiem. W większości są to pary kobieta Polka – mężczyzna Koreańczyk, ale jest też jeden wywiad mężczyzna Polak – kobieta Koreanka i jeden ukazujący związek homoseksualny.

To bardzo ciekawa pozycja, dzięki której można się wiele dowiedzieć na temat samych Koreańczyków – jacy są, na czym im najbardziej zależy, jak się mieszka w Korei, jakie są różnice kulturowe, a jakie podobieństwa? Czytało mi się szybko i lekko, przeprowadzone rozmowy są bardzo interesujące. Fajne było to, że pomimo tego, iż książka opowiada o związkach, to można było „z pierwszej ręki” usłyszeć „jak tam naprawdę jest”. Bez nadmiernych zachwytów, ale i bez ukazywania, obcej nam w końcu kultury, w negatywnym świetle. Mam nawet wrażenie, że książka jest za krótka i przydałoby się więcej opowieści. Zdecydowanie rozbudziła mój apetyt na więcej.

Z ciekawostek dodam, że autorka od wielu lat mieszka w Korei, ma męża Koreańczyka i możemy również poznać jej własną historię. To naprawdę fascynujące, jak niektórym układa się życie.

„Za rękę z Koreańczykiem” Anna Sawińska, wyd. Kwiaty Orientu 2014, str. 254

1 komentarz:

  1. Wiesz, jak to jest z tymi aktualnymi obrazami miast - już w chwili napisania należą do przeszłości. ;) No i kiedy sto osób odwiedza jedno miasto i postanawia je opisać, powstaje podobno sto miast. :) Muszę kiedyś odwiedzić Delhi! Mam nadzieję, że kiedy to zrobię, zobaczę mniej ponure miasto, niż to z opisywanej przez ciebie książki (którą - swoją drogą - też zamierzam kiedyś przeczytać).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...