piątek, 25 maja 2012

Sekret genezis. Tom Knox

No, nareszcie. Zabierałam się tej recenzji chyba ze cztery dni. I nie dlatego, że książka okropna, bo bardzo mi się podobała, ale dlatego, że chwyciła mnie "twórcza niemoc" i chociaż książki ostatnio czytam ekspresowo szybko, to ich recenzji pisać mi się nie chce. Niestety. Ale jest, zebrałam się i mam nadzieję, że kogoś zachęcę do przeczytania "Sekretu Genezis" oraz innych książek tego autora, po które na pewno kiedyś sięgnę. A oto i recenzja.


Wykopaliska archeologiczne w Kurdystanie. Niesamowite i tajemnicze Goebekli Tepe wybudowane dwanaście tysięcy lat temu, co czyni to miejsce najstarszą ludzką budowlą, a także fascynującą i niepokojącą – jak ludzie, których uważamy za mało inteligentnych jaskiniowców mogli wybudować coś tak gigantycznego i wspaniałego? I dlaczego cztery tysiące lat później to celowo zakopali? Równolegle w Anglii dochodzi do serii brutalnych, rytualnych mordów w całkowicie dziwnych miejscach, np. w piwnicy muzeum Benjamina Franklina. Jaki związek mają te tak odległe geograficznie od siebie sprawy? Dziennikarz wojenny Rob Luttrell właśnie przeżył w Iraku wydarzenie, po którym musi dojść do siebie. Zostaje oddelegowany do pozornie spokojnego i nijakiego miejsca w Kurdystanie, by napisać równie spokojną relację z archeologicznych wykopalisk. Nie spodziewa się, że sprawy dość szybko się skomplikują, a coś, co miało dać mu wytchnienie przeradza się w największy koszmar jego życia.


Lubię taki gatunek książki. Taki thriller przygodowy, coś w rodzaju Indiany Jonesa. Takie „Eldorado” Disneya dla dorosłych. Przez ostatnich kilka lat miałam wrażenie, że przeczytałam wszystkie co lepsze książki tego typu. Szczęśliwie się myliłam i dane mi było odkryć tego autora. Tom Knox to pseudonim faceta, który sam wykonuje podobną pracę, co jego główny bohater i oby bez podobnych przeżyć, jakie zaserwował Robertowi. Zdecydowanie nie jest to książka dla ludzi, którzy stronią od szczegółowej wewnętrznej anatomii, wolą nie przeżywać obdzierania ze skóry i nie modlić się do boga, którego wszystkie inne światowe religie uznają po prostu za szatana.

„Sekret genezis” opowiada frapującą historię o powstaniu ludzkości i chociaż większość książki jest wymyślona, to autor zaznaczył, że Goebekli Tepe istnieje naprawdę, wraz z całym wyglądem i wiekiem powstania budowli. Także jest się czym zainteresować. Co do treści książki, to akcja pędzi na złamanie karku, choć jednocześnie często możemy się zatrzymać na skraju pustyni, poczuć prażące słońce i suchy wiatr. Przejdziemy się starożytnymi uliczkami Sanhurfy i napijemy się okropnie słodkiej tureckiej herbaty. Przy okazji poznamy nieco obyczaje Kurdystańczyków i ich konflikt z Turcją. Część świata, która może niejednego przyciągnąć i zachwycić swoim nieco mrocznym i ostrym pięknem.

Podoba mi się język pisarza, sposób narracji i styl. To, jak rozwija historię i odtwarza przed nami inny świat. To, jak potrafi sprawić, że nie chcemy więcej, ale mimo to czytamy, nie mogąc się oderwać. Jedyne co mu nie wyszło, to scena, w której mordercy dokonują rytualnego mordu na jednej z postaci. Do tej pory opisywał raczej wyniki ich „pracy”, a nie sam akt. I kiedy już ten moment „tworzenia” opisał, wyszło mniej przerażająco. Co powinno mnie chyba cieszyć, bo aż tak głodna wrażeń nie byłam, ale może…? Brr. Książka momentami mocna. Po jej przeczytaniu musiałam nieco odsapnąć i dla równowagi sięgnąć po coś lekkiego i „głupiego” (choć wbrew pozorom „Fashion Babylon” głupie nie jest).

Także „Sekret genezis” polecam tym, którzy mają ochotę na przygodę, ale nie stroniącą od mocniejszych przeżyć. Dobra rozrywka (i zdecydowanie lepsza od oglądania leciwego Harrisona Forda usiłującego udowodnić, że wciąż ma sprawność trzydziestolatka).

„Sekret genezis” Tom Knox, wyd. Rebis 2010, str. 362

2 komentarze:

  1. Już dłuższy czas mam na oku tę książkę, mam nadzieję, że w końcu się uda przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...