Parę dni temu miałam dość kiepski nastrój, a książki
zawsze mnie pocieszają, więc postanowiłam iść do biblioteki zobaczyć co mają.
Krążyłam między półkami i nagle mój wzrok padł na jasnobłękitny grzbiet „Drżenia”.
Znacie te momenty, kiedy intuicja krzyczy, że to właśnie to? Natychmiast
wyciągnęłam książkę z półki, przeczytałam opis, że o wilkołakach oraz to
zdanie: „- Myślisz, że powinnyśmy zabrać do domu tę książkę, no wiesz „Eksplorację
bebechów”, czy jak to się tam nazywa?” – i wiedziałam, że to książka, której
szukałam.
Zabawne, jak czasami powracają do nas książki, które
kiedyś ignorowaliśmy. „Drżenie” znam wzrokowo, było na wielu blogach, kiedy zostało wydane, ale wtedy zupełnie mnie ta powieść nie interesowała. Dzisiaj jestem nią
zachwycona i cieszę się, że ją poznałam.
To opowieść o poezji lasu, jesieni, miłości ponad
wszystko i wiary, która pomaga przenosić góry. Sam jest wilkołakiem. Kiedy jest
ciepło, czyli w lato, jest człowiekiem, kiedy nadchodzi zima zamienia się z
powrotem w wilka. Grace ma siedemnaście lat, w dzieciństwie przeżyła atak
wilkołaków. Uratował ją właśnie Sam. Od tamtej pory obserwują siebie z daleka,
nie nawiązując kontaktu, do dnia, w którym Sam zostaje postrzelony, a Grace
znajduje go zakrwawionego na progu swoich drzwi.
Nie przypuszczałam, że w tym paranormalnym chaosie
lekkości i szybkiej akcji może się znaleźć coś tak pięknego. Kiedy czytałam,
czułam się całkowicie wciągnięta w powieść, zawieszona w czasie, bo on znikał,
a liczył się tylko późno jesienny las, zapach wilgotnej ziemi, zimnego
powietrza i zwierzęcego futra. Mam wrażenie, jakby ta powieść została napisana
specjalnie dla mnie, gdyż mało jest rzeczy, które kocham bardziej od lasu,
drzew, zapachu liści i jesieni. Przeczytałam tę książkę o idealnej porze, las
jest teraz właśnie taki jak w „Drżeniu”.
Oczywiście na tylnej okładce nie omieszkano porównać
książki do „Zmierzchu”, ale uważam, że poza faktem istnienia wilkołaków i
miłości nie mają ze sobą nic wspólnego. „Drżenie” jest szczególne i magiczne, a
miłość Sama i Grace jest niesamowicie silna i ponad wszystko, podczas gdy
Edward i Bella wyglądają jak ckliwe dzieciaki, które tylko wzdychają i kolor
różowy kojarzą z romantycznością. Również przedstawienie wilkołaków bardzo się różni. W "Drżeniu" są to po prostu wilki, a my jesteśmy gotowi uwierzyć, że one istnieją naprawdę.
Zakochałam się w tym klimacie, w tej opowieści, w lesie i
w wilkach. A także w samym stylu pisania autorki i jej sposobie przekazywania
czytelnikowi uczuć, jakimi darzą się Sam i Grace. Kiedy piszę tę recenzję,
wciąż wydaje mi się, że czuję zimny i ostry zapach wieczornej mgły, że słyszę
szelest kruchych liści. To jest właśnie magia pisarstwa.
„Drżenie” Maggie Stiefvater, wyd. Wilga 2011, str. 454
Ja też uwielbiam "Drżenie". Muszę jedynie przyznać, że kolejne części podobały mi się już odrobinę mniej. Klimat rzeczywiście wspaniały :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ojej, mam nadzieję, że mi się spodobają tak samo jak część pierwsza :D. Miło usłyszeć głos "za". Teraz będę oficjalną propagatorką tej książki ;).
OdpowiedzUsuń