Dobre rzeczy często odnajduje się przypadkiem. I tak było
z ta książką – znalazłam ją w antykwariacie, w książkach do wzięcia za darmo,
przynoszonych przez ludzi. Ja swoje też tam czasami oddaję i bardzo mi się ta
wymiana podoba. Buduje więzi społeczne, nawet jeśli nie wiem, od kogo tę
książkę mam. Żałuję tylko, że nie było tomu drugiego. Z Natalią Rolleczek
pierwszy raz się spotkałam. Autorka bardziej znana pokoleniu mojej mamy, niż
mojemu.
„Kochana rodzinka i ja” opowiada o krakowskiej rodzinie
pełnej kobiet i jednym Julianie, który choć nie jest z nimi spokrewniony, jest
bardzo ważną częścią ich rodziny. Główna bohaterka, Judyta, to nadmiernie ekspresyjna,
przewrażliwiona i z wybujałą wyobraźnią szesnastolatka. Ma starszą siostrę
Paulę, przestraszoną mamę i babcię, która rządzi całą rodziną. Ojca brak i stąd
cały ambaras.
Autorka wspaniale opisała psychikę młodej dziewczyny,
wszystkie „ciche rzeczy”, które mają miejsce w każdej rodzinie, ich wspólne
więzi, żale, nieporozumienia i tajemnice. Mama i babcia ukrywają przed córkami
wielki sekret dotyczący ich ojca, a Judyta, często robiąc zamieszanie i
wyrządzając postronnym przykrość (nie celowo) usiłuje go odkryć.
Książka, którą porównywałam do pierwszych tomów
„Jeżycjady” Musierowicz. Chyba przez zbliżony schemat – rodzina,
nastoletnia bohaterka, mniej więcej ten sam czas, w którym się dzieje akcja. I
chociaż obie autorki bardzo się różnią, to Natalia Rolleczek wyszła na plus.
Nie koloryzuje, nie ubarwia rzeczywistości, a ze swadą i humorem oddaje tamte
czasy i psychikę młodej dziewczyny. Nie boi się powiedzieć czegoś negatywnego,
ani nie chroni młodego czytelnika przed zwykłym życiem, tak jak to robi
Musierowicz. Książka bardziej dojrzała, rzekłabym. I może dobrze się stało, że
przeczytałam ją teraz a „Jeżycjada” na zawsze będzie częścią moich lat
nastoletnich.
To dobry kawałek polskiej literatury kobiecej. Myślę, że starsze
nastolatki i kobiety będą z tej lektury zadowolone. Będę polowała na drugi tom.
„Kochana rodzinka i ja” Natalia Rolleczek, wyd. Nasza
Księgarnia 1975, str. 338
Pewnego dnia plątałam się między regałami biblioteki,
która jest słabo zaopatrzona, ale czasami coś się znajdzie i mój wzrok padł na
dwie powieści Matthew Quick. Pomyślałam „czemu nie” i wzięłam „Niezbędnik
obserwatorów gwiazd”, bo „Poradnik pozytywnego myślenia” poznałam jako film.
Muszę przyznać, że to dobra powieść. Tylko pozornie lekka, dobrze napisana,
szybko się czyta. Przez sporą część książki miałam wrażenie, że autor mocno
zainspirował się „K-paxem”. Tutaj też bohater przedstawia się jako przybysz z
innej planety i uparcie trzyma się tej wersji wydarzeń, choć w „Niezbędniku…”
powód takiego zachowania nie jest trzymany w tajemnicy do końca książki.
To dość smutna powieść. Wycięty kawałek z życia Ameryki,
takie miałam wrażenie, i to nie z jej najlepszej strony. Sporo tutaj nadziei,
smutku, wzruszeń. Jeżeli ktoś lubił „Gwiazd naszych wina” Johna Greena, to tę
książkę też polubi. W pewnym sensie są do siebie bardzo podobne.
Nie byłabym sobą gdybym nie przyczepiła się do polskiego
tytułu. Oryginalnie brzmi on „Boy 21” i zawiera wiele analogii do wydarzeń,
które mają miejsce i tak naprawdę dopiero na końcu można odczuć pełnię tego
tytułu, kto tak naprawdę jest chłopcem z numerem 21. Polska wersja jest niczym
innym jak zabiegiem marketingowym i bardzo mnie to wkurza, bo odbiera książce
jakąś cząstkę i w dodatku myli potencjalnego czytelnika co do treści. Książkę polecam,
bardzo spodobało mi się pisarstwo Matthew Quick.
„Niezbędnik obserwatorów gwiazd” Matthew Quick, wyd.
Otwarte 2013, str. 320
Pisarstwo tego pana tak mi się spodobało, że mimo
wszystko szybko pobiegłam do biblioteki po „Poradnik pozytywnego myślenia”. Ta
książka jest zdecydowanie dla dorosłych (nie to, że dzieją się tam rzeczy 18+,
po prostu widać, że jest adresowana do starszego czytelnika niż „Niezbędnik…”).
Siłą rzeczy porównywałam ją do filmu, który obejrzałam pierwszy. I cieszę się,
że ją przeczytałam, bo chociaż film jest bardzo dobry (w sumie dobrze się
stało, że obejrzałam go najpierw), to jednak nieco się różni, jak chociażby
tym, że główny bohater ma inne relacje z ojcem (w filmie zostały ukoloryzowane),
wiekiem Tiffanny (w książce jest starsza od Patta) czy po prostu głębią
przedstawienia jego myśli, a są one kwintesencją książki.
W przyszłości na pewno przeczytam pozostałe tytuły tego
autora. Pisze esencjonalnie, ale emocjonalnie. Nie zmęczymy się lekturą, ale
nie jest to książka pusta, bez wartości. Do tego plastycznie buduje świat,
świetnie przedstawia psychikę bohaterów oraz odnajduje śmiech w rzeczach
małych i tak je przedstawia, że nie można się nie roześmiać. W ogóle
zauważyłam, że często lubię jakiegoś autora, bo dzielimy podobne poczucie
humoru. Polecam, nawet jeśli już oglądaliście film. Warto, acz nadmienię, że „Niezbędnik…”
podobał mi się trochę bardziej.
„Poradnik pozytywnego myślenia” Matthew Quick, wyd.
Otwarte 2013, str. 380
Małe, nadmorskie niemieckie miasteczko. Anna,
siedemnastolatka przygotowująca się do matury, ma wszystko poukładane.
Doskonale się uczy, chodzi na zajęcia gry na flecie, jest grzeczna, nie
imprezuje, stroni od chłopaków, a jej rodzina jest dobrze usytuowana finansowo.
Wszystko zaczyna się od małej szmacianej lalki, którą znajduje w klasie. Wtedy
w jej życie wkraczają Abel, „polski handlarz pasmanterią” i jego mała siostra
Michi. Od tej pory Anna wchodzi w świat słodko-gorzkiej miłości i przechodzi
przyspieszony kurs dojrzewania. Nad wszystkim snuje się baśń, którą opowiada
Abel. Nie wiadomo, co jest prawdą, a co tylko elementem jego wyobraźni, ale jak
w każdej baśni prawda kryje się pomiędzy słowami i wydarzeniami.
Cała recenzja tutaj.
"Baśniarz" Antonia Michaelis, wyd. Dreams 2012, str. 398
„Radleyów” znalazłam kompletnym przypadkiem, kiedy
poszukiwałam innej książki Matta Haig, jak się okazało, nie wydanej w Polsce. Z
braku laku i żeby zapoznać się z autorem kupiłam tę. Raczej się nie wzbraniałam,
bo jak tylko przeczytałam, że jest o wampirzej rodzinie, to od razu kliknęłam „kup”
;).
Nie wiem jak było naprawdę, ale nie mogłam się oprzeć
wrażeniu, że książka ta została napisana na fali popularności wampirów, ale
muszę przyznać, że różni się od wszystkich dotychczasowych, jakie poznałam.
Radleyowie żyją w małej angielskiej miejscowości, udając, że są ludźmi. Na
słońce wychodzą nasmarowani największym możliwym faktorem, krwi nie piją (są
abstynentami), pomimo że przez to cierpią na nieustający ból głowy i mdłości, a
ich własne dzieci nie wiedzą, kim są. Do czasu.
Pewnego dnia siedemnaście lat konspiracji i względnie
spokojnego życia zamienia się w proch, a Radleyowie walczą o swoją tożsamość.
Wygra wampiryzm, czy abstynencja? Dokąd prowadzą tajemnice i jak długo da się
kłamać?
To sympatyczna i dość ciekawa komedia o wampirach. Bez
szału, ale czytało się przyjemnie. Nie jest to „must read”, ale jeżeli ktoś
wampiry lubi, to polecam. Myślę, że książkę tę można by przełożyć na sztukę
teatralną i powstałoby całkiem niezłe przedstawienie. Zresztą i tak jest
napisana. Każde wydarzenie to osobny, klarowny rozdział. Chciałabym więcej tego
autora poczytać, bo mam wrażenie, że na wiele go stać, a to była tylko
rozrywka. Niestety obawiam się, że skoro ta książka nie chwyciła, to
wydawnictwo raczej na „Humans” się nie skusi. A szkoda.
„Radleyowie” Matt Haig, wyd. Świat Książki 2011, str. 346
„Kraju z księżyca” jeszcze nie skończyłam, ale dzisiaj to
zrobię, a ponieważ książkę czytałam przez ostatnich dziesięć dni
sierpnia, zamieszczam ją w tym podsumowaniu. Jestem nią zachwycona i tylko tyle
powiem. Więcej będzie w osobnej recenzji, w najbliższych dniach.
„Kraj z księżyca. Podróż do serca Polski” Michael Moran,
wyd. Czarne 2010, str. 459
Poradnik pozytywnego myślenia też widziałam i siłą rzeczy gdybym czytała, to znając już tą historię. Ale mi się podobało, a jeżeli jest humor w książce, to pomimo tego, że to nie mój gatunek, to i tak z chęcią bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńTeż się wstrzymywałam przed przeczytaniem tego, i trzeba przyznać, że film zrobiono bardzo dobrze, ale jednak książka coś jeszcze do tej historii dodaje.
UsuńPrzeczytałam większość przedstawionych przez ciebie książek. Jak na razie jestem zakochana w Quicku, uwielbiam jego Niezbędnik obserwatorów gwiazd i Prawie jak gwiazda rocka, na półce czeka już też Wybacz mi Leonardzie, ale na razie trzymam się z daleka od Pamiętnika pozytywnego myślenia, tak jakoś intuicyjnie. A Baśniarz jest wspaniały, trzyma w napięciu - i to zakończenie.
OdpowiedzUsuńBooks by Geek Girl
A czytałaś może "Dopóki śpiewa słowik" Antoni Michaelis? Ciekawa jestem tej książki. Cieszę się, że wydano u nas tyle książek Quicka, choć napisał jeszcze więcej :D.
UsuńNie zauważyłam tego połączenia między "Niezbędnikiem obserwatorów gwiazd" a K-Paxem. Dopiero Twoja opinia nasunęła mi to połączenie, choć myślę, że tych podobieństw jest za mało, by faktycznie stwierdzić, że autor się zainspirował.
OdpowiedzUsuńJak powiedziałam, "miałam wrażenie". Na tyle mocne, że czytając książkę ciągle gdzieś miałam tego "K-paxa" w pamięci. Chodzi tylko o motyw, że jeden z bohaterów przeżył tragedię i żeby sobie jakoś z tym poradzić uważa się za przybysza z kosmosu. Dalej raczej tych książek nie porównuję, pod tym względem "K-pax" jest znacznie bogatszy.
UsuńJeśli chodzi o Rolleczek: czytałam kiedyś (chyba w podstawówce) "Selene, córkę Kleopatry". Jedna z książek, od których rozpoczęła się moja fascynacja tą epoką i postacią. ;)
OdpowiedzUsuńPisałam już o tym u siebie, ale dodam i tutaj: trzymam kciuki, że ta dawna intensywność przeżyć lekturowych, o której wspomniałaś, powróci. :) Myślę, że nigdy nie znika na zawsze. Wiadomo, zwiększa się nasza wiedza, dochodzą nowe doświadczenia, ale silne emocje pozostają. :)
Uściski!
Dzięki Ci za te uściski :D.
Usuń