Jak tylko zobaczyłam tę książkę, od razu pomyślałam, że
na pewno będzie ciekawa. W końcu raczej się nie spotyka książek o naszym kraju
napisanych przez obcokrajowców. Michael Moran pochodzi z Australii, ale sporą
część swojego życia spędził w Europie. O Polsce słyszał już w latach swojej
młodości, od wujka zakochanego w muzyce Chopina. Ten przed śmiercią wymógł na
Michaelu obietnicę rozsypania jego prochów w Żelazowej Woli. Minęło wiele lat,
zanim Michaelowi udało się wypełnić przyrzeczenie. Prochów nie przywiózł, ale
do Polski trafił. Stało się to trochę za zrządzeniem losu – otrzymał propozycję
pracy, ale przyjechał do naszego kraju i nie tylko odwiedził Żelazową Wolę, ale
zobaczył większy kawałek Polski niż niejeden Polak, w tym ja. Często się
zdarza, że turyści więcej i lepiej poznają jakieś miasto czy kraj, niż jego mieszkańcy,
zagonieni między pracą a domem, niezainteresowani historią czy geografią
własnego miejsca zamieszkania.
„Kraj z księżyca” to wspaniała podróż przez Polskę,
zarówno przez jej krainy, jak i podróż historyczna, w czasie. Autor niesamowicie
streścił tysiąc lat naszej polskiej historii, przeplatając swoje opowieści z
własnymi wspomnieniami i doświadczeniami Polski lat dziewięćdziesiątych, kiedy
przybył do Warszawy w ramach projektu nauczania języka angielskiego ludzi
biznesu. Niejednokrotnie śmiałam się z jego przeżyć, ale jeszcze częściej
czułam wzruszenie i płakałam, kiedy opisywał najboleśniejsze momenty naszej
historii. Zawarł tu wiele wspomnień ludzi, którzy przeżyli II wojnę światową,
czy czasy komunizmu. Ale nie tylko – dowiedzieć możemy się tu również o Polsce
z okresu przed I wojną. Czy wiedzieliście, że na południu Polski organizowano
rajdy samochodowe i był to jeden z ważniejszych rajdów europejskich? Michael
Moran opisuje wiele ciekawostek dotyczących naszego kraju, uzupełniając opowieść
o wiele anegdotek i cytatów postaci historycznych. Postarał się o dokładne, ale
skondensowane przedstawienie Polski czytelnikowi zagranicznemu (bo do takiego
czytelnika jest ta książka adresowana). Zjeździł nasz kraj wzdłuż i wszerz, od
Śląska, po Pomorze, od Poznania do Białegostoku.
Dał mi tą książką bardzo dużo do myślenia i zasiał
kolejne ziarenko patriotyzmu, którego jeszcze kilka lat temu prawie w ogóle nie
miałam. Różni są ludzie i nie mówię, że każdy tak ma, ale wydaje mi się, że
ludzie z mojego pokolenia nie mają więzi ze swoim krajem. Więcej się mówi o
tym, jak źle się tu żyje i że Polskę trzeba porzucić, niż o tym, aby tu zostać
i coś zbudować. Wstyd mi, że o polskości uczył mnie obcokrajowiec, ale to jego
książka była najlepszym podręcznikiem naszej historii, jaki miałam w rękach.
Polskie szkoły swoim programem nauczania czynią dużo krzywdy młodym ludziom, a
tym samym Polsce. Ja nie pamiętam ani jednej lekcji historii (a byłam w wielu
szkołach, bo często je zmieniałam), która sprawiłaby, że zapragnęłabym
dowiedzieć się o Polsce więcej. Owszem, II wojna światowa jest przerabiana
(określiłabym, że jest ten temat „mielony” w kółko na okrągło, również w
mediach), ale nie jest to czynione tak, żeby coś w duszy człowieka zasiać, żeby
taki młody człowiek poczuł, zrozumiał i docenił. Moja wiedza o naszej historii
jest wręcz znikoma, prawie wcale Polski nie zwiedziłam i wręcz całymi latami
tego tematu unikałam. Na szczęście to się teraz zmienia.
„Kraj z księżyca. Podróż do serca Polski” jest dla mnie
bardzo ważną książką i jeszcze niejednokrotnie będę do niej wracać, aby
odszukać ciekawe pozycje poszerzające moją wiedzę. Autor przeczytał niesamowitą
ilość książek na temat naszej historii, mnóstwo biografii i wspomnień.
Podziwiam jego wiedzę. Jego styl pisania (a raczej opowiadania) również bardzo
mi się podobał. Czytało się wartko, napisał tę książkę plastycznie, czułam się,
jakbym tam była razem z nim i wszystko widziała na własne oczy. Można wyraźnie
wyczuć, że polubił Polskę i Polaków, że zrozumiał nas, nasze pasje, wolę walki,
dumę, zawziętość, smutek i strach. Nawet jak pisał o nas coś negatywnego,
starał się to tak ująć, aby nikogo nie urazić. Ujęło mnie to.
Książkę polecam każdemu, choć najbardziej tym z was,
którzy czują, że przydałoby się obudzić w sobie uśpioną polskość. Świat jest
coraz bardziej kosmopolityczny, granice się zacierają, ale nie zapominajmy skąd
pochodzimy i kim jesteśmy.
„Kraj z księżyca. Podróż do serca Polski” Michael Moran,
wyd. Czarne 2010, str. 459
A tutaj, na deser, jeden z moich ulubionych humorystycznych
fragmentów. Fragment opisu o polskich lotnikach w Wielkiej Brytanii. s. 289
„Wiele Angielek stwierdzało ze zdumieniem, że Polacy naprawdę lubią towarzystwo kobiet, czego nie można było powiedzieć o ich angielskich rówieśnikach, absolwentach prywatnych szkół. Polacy nie uważali, że szanowanie kobiet i udzielanie im pierwszeństwa jest oznaką słabości. Angielki uwielbiały ich do tego stopnia, że niektórzy brytyjscy oficerowie podobno udawali Polaków, specjalnie kalecząc swój język („Jestem Polakiem. Jestem bardzo samotny”), całując kobiety w rękę i przyszywając sobie do mundurów naszywki z napisem „Poland”. Jeden z polskich lotników zeskoczył na spadochronie prosto do ogrodu ślicznej dziewczyny i wylądował u jej stóp. Pobrali się trzy miesiące później. „Na ziemi byli weseli i zabawni, czasami tragiczni i zawsze lojalni”, pisał pułkownik Douglas Bader (…)”.
Bardzo chętnie przeczytam tę książkę. Przyznam, że w podstawówce i gimnazjum historię uwielbiałam. W liceum nauczycielka obrzydziła ten przedmiot, na studiach było z tym różnie. Nagle, kiedy studia skończyłam już na luzie zaczęłam czytać książki o tematyce podróżniczej z wątkami historycznymi czy nawet najzwyklejsze obyczajówki z tłem historycznym i przepadłam.. Historia okazała się być szalenie interesująca, chcę poznawać więcej i więcej. Zazwyczaj tak jest, że nie docenia się własnego kraju odzyskuje się świadomość dopiero przy słowach ludzi z daleka, którzy są obiektywnymi świadkami. Ogólnie nie przepadam za swoim miastem, ale kiedy moja kumpela przyjechała w odwiedziny i zaczęła się zachwycać fajnymi widokami i architekturą nagle przyznałam jej rację i dumnie oprowadzałam :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie lubię oglądać moje miasto oczami turysty i nawet nie wstydzę się robienia zdjęć, jak coś mi się spodoba. Tu żyjemy, tu są nasi przodkowie. Dlaczego tego miejsca, kraju, nie pokochać? :)
UsuńChętnie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńJa odnoszę inne wrażenie na temat lekcji historii w szkole. Chodzi mi konkretnie o II wojnę światową. Tylko w podstawówce (!) omówiliśmy te tematy. W gimnazjum i liceum w ogóle nie doszliśmy do nich w programie nauczania (chyba że piętnaście minut lekcji temu poświęcone jest "dojściem", w co wątpię). Wałkowało się raczej okres zaborów.
Ja trochę po Polsce jeździłam, ale też mam wrażenie, że nie znam mojego kraju. Może patriotka ze mnie żadna, ale gdzieś tam w głębi duszy coś mnie w Polsce trzyma - nawet jeśli nie potrafię tego określić. Chciałabym znać ten kraj.