Książka, która mnie zaskoczyła. Jedyny powód, dla którego
po nią sięgnęłam to pewna siedemnastoletnia dziewczyna, która na swoim kanale
zachwala tę książkę w co drugim filmiku. Inaczej naprawdę nigdy bym nawet nie
wiedziała o jej istnieniu. To już chyba trzecie jej wydanie w Polsce, ale nigdy
się na nią nie natknęłam. Pomijam fakt, że nawet gdyby, to i tak bym ją
pominęła. Jakieś przenosiny z 1945 roku do 1743, w Szkocji. Jakieś walki, jakaś
pielęgniarka, jakiś romans… Bleh. Naprawdę unikam takich książek. Kompletnie
mnie nie pociągają. Nie wiem dlaczego, ale mam awersję do powieści
historycznych. Nie lubię i tyle. I tak czytałam na początku bez przekonania,
ale ze strony na stronę coraz bardziej mnie wciągało. I eureka! Kocham!
Uwielbiam! Wow! Gorąco polecam tę serię każdej kobiecie (choć na pewno znajdą
się takie, którym się nie spodoba).
Autorka stworzyła niesamowicie ciepłą, barwną opowieść.
Przed naszymi oczami przywołuje zielone wzgórza Szkocji, zamki, których ruiny
możemy dzisiaj oglądać oraz ludzi. Prostych, ale mądrych, inteligentnych,
ciepłych, ale też złośliwych, fałszywych, egoistycznych i podłych. Każda postać
jest opisana jak żywa, nawet jeśli autorka poświęca jej tylko kilka zdań. No i
główni bohaterowie. Claire i Jamie. Ona – uparta, bystra, inteligentna, ale
wielu rzeczy w tych czasach nieświadoma (bo i skąd). On – wojownik, wiele
wycierpiał, chociaż jest jeszcze młody. Ciąży nad nim wielka odpowiedzialność.
Diana Gabaldon stworzyła parę, w której przepięknie pokazuje dobre i negatywne
strony kobiet i mężczyzn. Jamie i Claire
tworzą parę dynamiczną, wciąż się czegoś o sobie i od siebie uczą, docierają się. Są gotowi dla tej drugiej osoby poświęcić życie, ale mają momenty, kiedy nie chcą tego drugiego widzieć. Potęga miłości, nadziei, przebaczenia i zaufania.
Niesamowita książka, wypoczywałam przy niej jak przy żadnej
innej. Polecam z całego serca. Weszła do kanonu moich ulubionych książek.
„Obca” Diana Gabaldon, wyd. Świat Książki 2015, str. 709
Kolejna książka z polecenia Sashy. Tym razem tak zwane
Young Adult (gdzie się podział gatunek fantastyka?) Główna bohaterka jest
zabójczynią, z wyrokiem na dożywotnią pracę w kopalniach. Dostaje ultimatum,
skutkiem czego zgadza się na udział w turnieju na Obrońcę króla. W
przygotowaniach pomagają jej dowódca straży i następca tronu. Oczywiście obaj
zaczynają się w niej podkochiwać, a ona jest najlepsza ze wszystkich uczestników turnieju. W dodatku niesie w
sobie wielką tajemnicę, z której sama jeszcze nie zdaje sobie sprawy.
Książka mi się podobała, póki ją czytałam, ale teraz
nawet nie potrafię sobie przypomnieć imienia głównej bohaterki (a nie mam
książki przy sobie, gdyż została już oddana do biblioteki). Chyba Caelena
Sardothien? Tak, coś takiego. Nazw krain też nie pamiętam. Co tu dużo mówić,
taka młodzieżówka, nic specjalnego, choć podobno zachwyca się nią zachodnia
część świata. Dobrze się czytało, akcja w miarę trzyma w napięciu i nawet mam
ochotę na część drugą, która już czeka na przeczytanie. Opisuję to trochę
niemrawo, ale wiecie jakie są książki tego typu ;). Dodam, że na szczęście
wątek romantyczny nie jest zbyt ckliwy, a główna bohaterka nie jest cierpiącą
(za bardzo) heroiną. Umie walczyć i dopina swego. Tutaj książę jest większą
babą ;).
„Szklany tron” Sarah J. Maas, wyd. Uroboros 2013, str.
518
Drugi tom przygód Claire. Tym razem nie aż tak
porywający, jak tom pierwszy. Tym razem bohaterowie ze Szkocji trafiają do
Francji i na królewski dwór. Autorka zdecydowanie lubi smakować historyczne
drobnostki, a sławnych postaci tu bez liku. Odnosiłam wrażenie, że opisywanie
ich rozmów, czy cech charakteru sprawiało jej ogromną radość i chyba tylko
dlatego to przeżyłam. Jakoś mniej tutaj Claire i Jamiego, choć oczywiście nadal
wszystko kręci się wokół nich. Są lepsze i gorsze momenty. Najwięcej zastrzeżeń
mam do samego wydawnictwa. Tłumaczek jest chyba sześć i niestety widać te
różnice. W pewnym fragmencie Jamie jest nawet przedstawiany jako Jakub. Dopiero
po kilku stronach załapałam, że to nie jest nowy bohater. Chciałoby się rzec: „masakra”.
Jak korekta mogła to przepuścić? Na szczęście na jakiejś stronie internetowej
ktoś skomentował, że chociaż tom drugi się dłuży, to tom trzeci jest o wiele
bardziej wciągający. Nie mogę się doczekać. Na razie jeszcze muszę „Uwięzioną”
dokończyć. Już niedługo. Ale nadal bardzo tę serię lubię ;).
„Uwięziona w bursztynie” Diana Gabaldon, wyd. Świat
Książki 2015, str. 840
Książka odkryta przypadkiem, jak czegoś innego
poszukiwałam na stronie wydawnictwa. Świetne science-fiction, bez występowania
statków kosmicznych. Rzecz się dzieje w 2065 i dotyczy śmierci. Pod wodzą
prezydenta Francji, kilku naukowców rozpoczyna badania nad wychodzeniem z ciała
i odkrywaniem kontynentu zmarłych. Autor fantastycznie przedstawił paranoje
ludzkości, zachowania mas w określonych sytuacjach, a także stworzył bardzo
przekonującą wizję świata po śmierci. Spodobało mi się połączenie nauki i
wyobraźni. Kraina zmarłych wewnątrz czarnej dziury w centrum naszej galaktyki?
Czemu nie? Sporo się pośmiałam i z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów.
Bywały też momenty głębszego zastanowienia nad gatunkiem ludzkim ;). Na pewno
przeczytam tom drugi, zresztą to na nim mi najbardziej zależało, ale chciałam
zacząć od początku. Polecam, jeśli lubicie historie niebanalne.
„Tanatonauci” Bernard Weber, wyd. Sonia Draga 2009, str.
588
Po tę książkę sięgnęłam z dwóch powodów. Po pierwsze, w
księgarni natknęłam się na tom drugi i spodobał mi się opis. Po drugie czytałam
już serię „Drżenie” tej autorki i do tej pory jest to dla mnie magiczne
przeżycie.
W tej powieści mamy czwórkę chłopaków z bardzo
prestiżowej szkoły z internatem dla chłopców oraz dziewczynę, córkę wróżki.
Sama nie posiada zdolności jasnowidzenia, ale wzmacnia możliwości innych. Wśród
chłopców najważniejszy jest Gansey, „Prezydent”, jak go Blue nazywa. Pełen
nieokreślonej mocy, którą nadaje mu bogactwo, ale posiada też coś
nieokreślonego. Autorka wyraźnie go uwielbia gdyż strony książki aż lśnią od
niepowstrzymanego blasku Ganseya. Ech. No ale niech będzie, bo w sumie naprawdę
jest fajny. Niby nadęty, ale to tylko niechcący. Nie wszyscy muszą mieć
ponadprzeciętne IQ i mówić jak człowiek wykształcony (dlaczego dla przeciętnego
Amerykanina miałoby być trudne słowo „skonfundowany”? Ja sama używam go bardzo
często. Czy to znaczy, że też jestem tak inteligentna jak Gansey?) W każdym
razie były pewne elementy, które gdzieś mnie drażniły, ten podział na super
Ganseya i trochę gorszą resztę. Cała czwórka poszukuje linii mocy, na której
gdzieś ponoć jest ukryty Król Kruków. Jego obudzenie ma przynieść budzącemu
nagrodę i wszelkie łaski, ale czy na pewno? To trochę mroczna (ale nie bardzo)
historia, z której można by zrobić całkiem smaczny film dla piętnastolatków. Niestety
nie doświadczyłam tu tego piękna, magii i niesamowitej atmosfery, która była w „Drżeniu”.
Chyba po prostu są niepowtarzalne. Na szczęście „Król kruków” wciąga, daje
kilka godzin rozrywki i nawet niejednokrotnie rozśmiesza. Sięgnę po tom drugi.
Powiedzcie mi, o co chodzi z tym królem kruków, tak
namiętnie występującym w angielskich i amerykańskich powieściach? Miałam
wrażenie, że autorka mocno się sugeruje „Jonathanem Strangem i Panem Norrellem”
Susany Clarke. Czy jest jakaś konkretna baśń, legenda w angielskiej kulturze na
ten temat? Chyba zapytam wujka Google…
„Król kruków” Maggie Stiefvater, wyd. Uroboros 2013, str.
486
Gratuluję wyniku. Oby październikowy był jeszcze lepszy! :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Jestem zdumiona, że przeczytałam takie dwie kobyły ;) (Obca i Uwięziona)
Usuń