Raz na jakiś czas zdarza się historia, która łamie serce,
wciąga w siebie, tak, że wydaje się nam, że ci ludzie są prawdziwi i zostawia
po sobie ból, jakby umarł ktoś ukochany. Tak się czuję po obejrzeniu
koreańskiej dramy „Cheese in the trap”. Pokochałam ją do tego stopnia, że z
wrażenia kupiłam podręcznik do nauki koreańskiego, opowiadam o niej każdemu,
kto chce słuchać i co najmniej kilka razy dziennie muszę obejrzeć zdjęcia
Seo Kang Joona, czując się przy tym nieco głupio – to już nie na mój wiek – ale
nie zmienia to faktu, że nie mogę się powstrzymać. No i muszę o tej historii
opowiedzieć jeszcze komuś, czyli padło na was – tych, którzy się odważyli
kliknąć na tego posta ;). Przy okazji może uporządkuję sobie trochę emocje i
uda mi się wrócić do normalnego życia, bo na razie, idąc ulicą, czuję się jakbym
jednocześnie była bohaterką tej dramy i spacerowała po Seulu. Wrażenie wcale
nie takie fajne, jakby mogło się wydawać.
Cheese
in the Trap przedstawia historię Hong Seol, Yoo Jung i Baek In Ho. Seol i
Jung studiują razem na tej samej uczelni, on jest na czwartym roku, ona na
trzecim, ale mają razem sporo wspólnych zajęć (nie pytajcie się, nie znam koreańskiego
systemu szkolnictwa). Odkąd się poznali, Seol traktuje Junga bardzo
podejrzliwie, obserwuje go i się go boi. I słusznie. Yoo Jung lubi zza kulis
pociągać za sznurki, manipuluje ludźmi i doprowadza do różnych wydarzeń.
Pewnego dnia „przyczepia się” do Seol i ciągle ją zaprasza na wspólny posiłek,
zagaduje… Seol z początku go unika i nie chce nawiązywać kontaktu, ale w pewnym
momencie (na wskutek knowań chłopaka) musi się zgodzić na jedno spotkanie i od
tamtej pory powoli zaczynają się widywać coraz częściej, aż w końcu stają się
parą. W między czasie Seol poznaje Baek In Ho, który jest dawnym przyjacielem Yoo
Junga z dzieciństwa, a teraz są największymi wrogami. In Ho powoli zakochuje
się w Seol, choć sam o tym jeszcze nie wie i dziewczyna niejako staje pomiędzy
nimi, dopiero stopniowo odkrywając ich skomplikowaną historię.
Dlaczego tak pokochałam tę opowieść, skoro na razie brzmi
jak jeden z miliona romansów już na tym świecie istniejących?
Po pierwsze, za sposób przekazania historii. My nie mamy
czegoś takiego w kinie europejskim, czy amerykańskim. I nie chodzi o jakiś specjalnie
inny sposób pracy kamerą, czy cokolwiek innego, ale o azjatycką duszę, tak po
prostu. Tak mi się wydaje. Ten serial w mikroskopijny wręcz sposób ukazywał
emocje targające bohaterami, ich myśli i uczucia. Reżyser skupiał się na
emocjach, na ukazaniu takiego drobnego faktu, jak zaciśnięta dłoń, uniesiony
kącik ust i tęskne spojrzenie. Na pewno też pomagało to, że my, jako widzowie,
mogliśmy „słyszeć” myśli bohatera, a przecież nie ma nic bardziej prywatnego
niż myśli. Dzięki temu mogliśmy poznać, co np. Seol myśli na temat Yoo Junga i
skąd się wzięła jej decyzja.
Po drugie, bohaterowie. Każda z postaci jest skrajnie
inna, więc widziane razem tworzą wielobarwny obrazek, który nie tylko nie
nudzi, ale łatwiej wtedy o intensywną historię. Teraz może przedstawię
bohaterów trochę lepiej.
Hong Seol – cicha, spokojna, niesamowicie pracowita,
druga najlepsza studentka na uczelni. Bardzo miła i uprzejma – bo tak jest łatwiej.
Przez to daje się często wykorzystywać innym ludziom, którzy nie mają skrupułów
zrzucać na nią swojej części pracy. Bardzo zamknięta w sobie, musi się nauczyć
otwierać i głośno wyrażać swoje zdanie. Nawet jej najlepsza przyjaciółka często
nie wie, co się dzieje w głowie Seol. W porównaniu z chłopakami jest
najbardziej bezbarwna jako postać, choć to wokół niej toczy się historia.
Dobrze pokazuje, że cicha osoba też ma swoje zdanie i doprowadzona do granicy,
wybucha.
Yoo Jung – to naprawdę skomplikowany charakter. Typ nieco
patologiczny. Podobnie jak Seol cichy i zamknięty w sobie, z tym że on jest do
tego zimny. Bezwzględnie potrafi dopiąć swego, manipuluje ludźmi i ich
krzywdzi. Kompletnie nieczuły, ale nawet nie umie czuć. Jedyny syn właściciela
wielkiej korporacji, od dziecka był przyuczany, by chować swoje uczucia,
uśmiechać się, nawet jeśli nie ma na to ochoty. Nigdy nie mógł robić tego, co
chciał, nigdy nie mógł zadowolić swojego ojca. To w dzieciństwie nauczył się
osiągać cel w ukryciu i radzić sobie sam. Takie wychowanie sprawiło, że w
dorosłym wieku był „samotny, zimny i dziecinny”. Oglądałam kolejne odcinki i
nie mogłam się nadziwić, jak doskonale uchwycono tak dziwną i amoralną osobę.
Jak doskonale oddano jego okrucieństwo, ale przy tym całkowitą niewinność.
Pomimo tego, że widziałam, jak knuje i krzywdzi innych ludzi, nie mogłam żywić
do niego antypatii. Współczułam mu i go rozumiałam. Co nie zmienia faktu, że
zastanawiałam się, co dokładnie sprawiło, że Seol go pokochała. Może to, że
mimo wszystko, gdzieś w środku była do niego podobna? A może, tak po prostu,
oddała mu się, uznała, że z nim będzie, nieważne co. Reżyser pięknie ukazał jak
się do siebie przyzwyczajają, jak docierają, jak się siebie nawzajem uczą. Czyż
nie tym jest związek dwojga ludzi?
Baek In Ho – ach. Uwielbiam go, chciałabym, żeby istniał
naprawdę i to jego najbardziej polubiłam. Całkowite przeciwieństwo zimnego i
eleganckiego Yoo Junga. In Ho jest pełen energii, ciągle się uśmiecha pomimo przeciwieństw
losu, ubiera się kolorowo i na luzie, mówi głośno i ciągle się z kimś bije.
Bardzo porywczy, agresywny na zewnątrz, nie knuje gdzieś za plecami. Jak ktoś
mu się naraził, to wygarnie prosto w twarz. Jego relacja z Seol zaczyna się
bardzo śmiesznie (choć jej wtedy nie było do śmiechu). Zaczepia Seol na terenie
uczelni, a ona myśli, że to jakiś ulicznik i że chce jej zrobić krzywdę. Na
szczęście później się to wyjaśnia i co i rusz się na siebie natykają. Ich
relacja wprowadza do historii dużo ciepła i humoru, nie sposób się nie śmiać
słuchając tego, co In Ho wygaduje. Jest czarującym łobuzem i nie można go nie
lubić. Kocham twórców historii za pogłębienie jego postaci i ukazanie
zagmatwanych meandrów wnętrza tego człowieka. Wszystko to, co opisałam powyżej,
to tylko wierzchnia warstwa Baek In Ho. W środku jest niesamowicie samotny,
nigdy nie miał nikogo, kto tak naprawdę by go pokochał. Przygarnięty wraz z
siostrą przez ojca Yoo Junga wcale nie był kochany, jak takie małe dziecko być
powinno. Yoo Jung wyrządził mu niesamowitą krzywdę i In Ho nie może mu tego
przebaczyć. Z kolei Yoo Jung uważa, że to Baek In Ho go skrzywdził. Ich
zagmatwana relacja jest główną siłą napędową tej opowieści.
Baek In Ha – siostra In Ho. Straszna krzykaczka, nic nie
może dziać się bez niej, rozpieszczona pannica i egoistka, jakiej świat nie
widział. Na początku strasznie mnie drażniła i nie mogłam jej znieść (kto się
tak zachowuje?!). Potem, kiedy poznałam jej historię, mogłam zrozumieć, czemu
tak się zachowywała. Kolejna strasznie samotna osoba, wychowywana bez miłości,
a tak straszliwie jej potrzebująca. Wszystko co czyni, czyni z potrzeby
przynależenia do rodziny Yoo. Myślała, że jest najbardziej przebiegła, w
ostateczności okazała się być najbardziej naiwna.
To czwórka bohaterów, których się najlepiej pamięta. Mamy
jeszcze dwójkę przyjaciół Hong Seol i trójkę „złych” bohaterów, którzy wiecznie
szkodzą Seol i w jakiś sposób ją prześladują. Zostały one oczywiście „użyte” do
ukazania zagmatwanej sieci knowań Yoo Junga.
Kocham tę opowieść za to, jak doskonale każdy z bohaterów
został ukazany i jak nikt nie był czarny albo biały. Nawet te „złe” postaci
zostały tak przedstawione, że można zrozumieć powody ich zachowania. Ogromnie
ujęła mnie koreańska skromność i taka wdzięczność ich zachowań. Są uprzejmi aż
do przesady, czasami taka Seol wpadała przez to w kłopoty. Fajnie było też móc
zobaczyć co nieco z innej kultury, tak odmiennej od naszej. Była to moja
pierwsza drama, ale coś czuję, że nie ostatnia. Nie umiem dalej mówić, choć
wciąż nie udało mi się oddać sedna moich przeżyć. To trzeba zobaczyć, samemu
poczuć tą całą złożoność ich zachowań i charakterów. Najbardziej boli mnie, że
Seol związała się Yoo Jungiem, a Baek In Ho był sam, a też jej potrzebował.
Cóż, nie zawsze wszystkie relacje dochodzą do skutku. Zakończenie niestety
nijakie, trochę rozmyte. Niby szczęśliwe i życiowe jednocześnie, a z drugiej
strony… Chciałabym to zakończyć inaczej. A tak naprawdę przydałby się drugi
sezon. Może nadmiernie to przeżywam, w końcu to tylko drama, a oni nie istnieją
naprawdę. Ale ta historia naprawdę została genialnie opowiedziana i nigdy nie
przeżywałam takich emocji przy żadnym zachodnim serialu. Może czasem przy „Grey’s
Anatomy”, w relacji Christiny i Owena. Ale tam nie było tego spokoju, elegancji
i wdzięku, które, jak się okazało, posiadają Koreańczycy.
Mam nadzieję, że tym ekstra długim wywodem zachęciłam
chociaż jedną osobę do obejrzenia tego serialu. Naprawdę warto.
Tutaj możecie obejrzeć piosenkę z historią Seol i Junga,
to właśnie to video sprawiło, że momentalnie pokochałam tę historię. Swoją
drogą, to najładniejsza koreańska piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałam.
A TU link do pierwszego epizodu, gdybyście chcieli
oglądać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz