Odkąd zaczęłam czytać książki Haruki Murakamiego,
okładka „Tańcz, tańcz, tańcz” zawsze była moją ulubioną i to tę książkę zawsze
najbardziej chciałam przeczytać. Wszystko ma jednak swój czas, więc i dotarcie
do tej książki trochę mi zajęło, tym bardziej, że jest to kontynuacja „Przygody
z owcą”. Nie trzeba koniecznie czytać najpierw „Przygody z owcą”; „Tańcz,
tańcz, tańcz” stanowi osobną powieść, ale jednak są nawiązania i cieszę się, że
przeczytałam w tej kolejności. Do czego jednak zmierzam – moje przeczucia się
sprawdziły i „Tańcz, tańcz, tańcz” jest jedną z moich dwóch ulubionych książek
Murakamiego.
W tej powieści Murakami dotyka sensu egzystencji i swego
rodzaju depresji wynikającej z braku poczucia więzi z rzeczywistością. Główny
bohater jest oderwany od ludzi, żyje samotnie i nawet jego praca (dziennikarz,
wolny strzelec) nie jest w stanie przykuć go do życia. Do czasu, aż w snach
zaczyna wołać go dawna kochanka Kiki, która przyzywa go do małego hoteliku w
odległym mieście, w którym kiedyś oboje się zatrzymali. Tam główny bohater
poznaje recepcjonistkę Yumiyoshi, która jest duszą hotelu, piękną i intrygującą
trzynastoletnią Yuki, a także zostaje wciągnięty w inny wymiar na szesnastym
piętrze. Wydarzenia zapoczątkowane w tym hotelu prowadzą głównego bohatera do
poznania kolejnych ludzi oraz do wielu wydarzeń, które swoim dziwnym splotem i
surrealnością odzwierciedlają poplątane wnętrze głównego bohatera i mają za
zadanie połączyć go z rzeczywistością, aby wyzdrowiał i wrócił do siebie. Ale
czy tak się jednak stanie?
Nie wiem, jak dokładnie przekazać swoje przemyślenia
odnośnie tej książki. Ludzie, którzy czytali już prozę Murakamiego, wiedzą jak
wielu spraw i poziomów on dotyka. Jego proza przemieszana jest z poezją i
chociaż opisuje rzeczy zwykłe i dotyczące każdego człowieka, w jakiś sposób
jest w stanie oddać głębię nocnych przemyśleń i wizji, ukrytych myśli, a nawet
głębię duszy. Pokazuje tutaj stan człowieka pogrążonego w żałobie i poczuciu
bezsensu życia oraz długi proces i ciężką pracę, jaką trzeba wykonać aby
powrócić do „normalności”. Ale czy to się kiedykolwiek udaje? Przecież zawsze,
tam w głębi, będzie miejsce do którego lepiej nie zaglądać, aby znów się nie
pogrążyć. Myślę, że wielu ludzi ma takie zamknięte miejsce, którego lepiej
unikać. Czy czasem czujecie się, jakbyście wypływali na powierzchnię, wciągali
powietrze głębokim haustem i kaszląc i prychając z trudem przytrzymywali się
mokrymi rękami śliskiej krawędzi basenu? Bo czasem codzienne życie właśnie tak
wygląda. Odwieczna walka, aby nie utonąć. I to chyba moja interpretacja tego odczucia
przedzierania się przez życie, ale chciałabym zacytować fragment, który
doskonale to oddaje.
„Musisz tańczyć. Kiedy słyszysz muzykę, musisz tańczyć. Rozumiesz, co mówię? Tańczyć. Ciągle tańczyć. Nie wolno ci się zastanawiać, po co tańczysz. Nie wolno ci myśleć, co to znaczy, bo to nie ma znaczenia. Jeśli zaczniesz o tym myśleć, zatrzymasz się w tańcu. A kiedy się zatrzymasz, nie będę mógł już nic dla ciebie zrobić. Znikną wszystkie twoje połączenia. Znikną na zawsze. A wtedy będziesz mógł żyć tylko w tym świecie.* Stopniowo zostaniesz tu wciągnięty. Dlatego nie możesz się zatrzymać. Nawet jeżeli wyda ci się to strasznie głupie, nie możesz się tym przejmować. Musisz starannie stawiać kroki i ciągle tańczyć. I tym sposobem choćby po trochu zmiękczysz to, co w tobie stwardniało. Nie na wszystko jest już za późno. Musisz wykorzystać, co się da. Zrobić wszystko, na co cię stać. Nie masz się czego bać. Na pewno jesteś zmęczony. Zmęczony i przestraszony. Każdy ma takie chwile. Wszystko wydaje się pomyłką i dlatego ludzie się zatrzymują.
Podniosłem głowę i przez pewien czas patrzyłem na cień na ścianie.
- Ale musisz tańczyć – ciągnął Człowiek-Owca. – I tańczyć jak najpiękniej. Tak, żeby wszystkich zachwycić. Wtedy być może będę mógł ci pomóc. Dlatego musisz tańczyć. Tak długo jak gra muzyka.”
Gorąco polecam tę książkę, chociaż mam wrażenie, że
powieści Murakamiego są tak stworzone, że muszą trafić na odpowiedni moment w
życiu człowieka, bo inaczej nie będą pasować. Ja sama kiedyś zarzekałam się, że
go nie będę czytać, że nudny i tym podobne. A teraz jest jednym z moich
ulubionych pisarzy i niesamowicie podoba mi się magia poezji, jaką zatapia w
swojej prozie. Jego książki czytam powoli, często przerywam i rozmyślam. Skłania do refleksji, do zagłębienia się w siebie.
* W moim odczuciu „ten świat” to świat pogrążenia się w
depresji, odcięcia od życia, skamienienia, być może śmierci.
(cyt. ze str. 121-122)
jedna z moich ukochanych... i właściwie nie wiem co w niej jest takiego.. może za tą walkę o której piszesz, za ten taniec zwany życiem. Piękna jest.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW sumie taniec jest dobry na wszystko i sama ostatnio się o tym przekonałam. Zdecydowałam się na zapisanie d szkoły tańca https://k-polanski.com/ gdzie oczywiście wybrałam mój ukochany taniec towarzyski. Teraz nie wyobrażam sobie dnia, gdybym miała nie iść na ćwiczenia.
OdpowiedzUsuń