środa, 30 czerwca 2010
Remember me.
Myślałam, że to będzie film o miłości. O problemach nastolatków z rodzicami. Coś w tym rodzaju. Okazało się to filmem o życiu. O zaufaniu. O uznawaniu swojej winy i poprawianiu błędów. O wybaczaniu. I oczywiście o miłości. Bo to ona za tym wszystkim się kryje.
Nie będę opowiadała treści filmu. Powiem jedynie, że jest piękny i trzeba go obejrzeć.
I jestem zaskoczona grą Roberta Pattinsona. Był niesamowity.
Muzyka tez jest godna wspomnienia. Dawno nie słyszałam tak dobrej ścieżki dźwiękowej.
"Ghandi powiedział, że wszystko co robisz w życiu, jest nieważne. Ale ważne jest, abyś to robił".
"Wszystko, co robisz w życiu jest nieważne. Ale jest bardzo ważne, abyś to robił, bo nikt nie zrobi tego za ciebie. Jak w momencie, gdy ktoś wkracza w twoje życie, i połowa ciebie mówi 'Nie jestem jeszcze gotowy', ale druga 'Niech będzie twoja na zawsze'. Caroline zapytała, co bym ci powiedział, gdybym wiedział, że mnie słyszysz. Odpowiedziałbym 'Kocham cię'. Tęsknię za tobą i ci wybaczam'.
To ostatnie słowa z tego filmu. Nie powiem, jak się kończy. Ale wywarł na mnie ogromne wrażenie.
sobota, 26 czerwca 2010
Zakopower
Wczoraj w Warszawie, niedaleko mojego domu odbył się koncert Zakopowera. Dowiedziałam się o nim na kilka dni przed i cały ten czas ubolewałam nad faktem, że koncert zaczyna się o 20:30 a ja pracuję do 21. A jeszcze trzeba wrócić z pracy, co średnio mi zajmuje około 40 minut. Tak więc nadzieje na zobaczenie choćby zakończenia miałam znikome.
Godzina około 21:45 wysiadam sobie z autobusu, idę do domu... Aż nagle sobie przypomniałam, że moje nadzieje sprowadziły się tylko do tego, że może sobie posłucham jakichś odgłosów koncertu idąc do domu. Wyrwałam słuchawki z uszu i ku mojemu zachwytowi usłyszałam basy, perkusję i ogólnie dźwięki koncertu. Zamierzałam iść do domu, naprawdę. Przecież na koncert się nie chodzi samemu! Ale muzyka mną zawładnęła. Ani się obejrzałam, a już przechodziłam przez pasy i zmierzałam prosto ku scenie. Nieważne, myślałam sobie, że być może już mnie nie wpuszczą. Nieważne, że to może być właśnie ostatni utwór. Szłam, czując walenie serca i podekscytowanie, że oto zaraz znajdę się w centrum muzyki. Tak blisko tego cudu, jakim jest muzyka na żywo.
Na szczęście można było sobie wchodzić bez problemu (wstęp był wolny, tak a propos) i najpierw znalazłam się z prawej strony sceny, tuż przy głośnikach. Natychmiast poczułam uderzenia basów, co mnie zachwyciło, bo choć to bardzo niezdrowe, uwielbiam to, jak najpierw kłócą się z biciem serca, a potem wszystko się wyrównuje, by znów spowodować turbulencje. Oczywiście, natychmiast też spojrzałam na scenę i zachwyciłam się, że widzę cały zespół na żywo z Sebastianem na czele. Zawsze chciałam go zobaczyć z bliska. By widzieć jeszcze lepiej, znalazłam sobie miejsce bliżej środka i tam przez jakiś czas zostałam. Koncert zmierzał ku końcowi, to oczywiste, ale mimo wszystko zostało mi podarowane jeszcze kilka piosenek.
Nie pamiętam w jakiej kolejności grali, ale byłam na "Cy to ta" "Galop" "Ubije usieke" "Ballada o Józku". Do tego było kilka utworów nieśpiewanych, bardzo pięknych.
Muszę powiedzieć, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył poziom występu (nie to, że z góry spodziewałam się czegoś kiepskiego, mowy nie ma. Po prostu byli aż tak niesamowici), wspaniała, czysta muzyka, bardzo dobrze wyreżyserowane widowisko - światła, ekran z animacjami, dym - to wszystko tworzyło piękną, nastrojową atmosferę. Można się było przez chwilę poczuć jak w innym świecie. No i energia, która płynęła ze sceny, z muzyki, z ludzi. Żałowałam, że zdążyłam tylko na kilka ostatnich piosenek, ale i tak się cieszyłam, że w ogóle tam byłam!
3 lipca Zakopower wystąpi pod Pałacem Kultury i Nauki w ramach Imagine Cup 2010. Będę na pewno. Sama, czy z kimś, obojętne. Nie przegapię tego. I gorąco namawiam wszystkich, którzy tylko mają możliwość, by również się tam pojawili. Muzyka Zakopowera to wspaniałe połączenie skrzypiec, electro, native i nie wiadomo jeszcze czego. Czuć tam prawdę, wrażliwość, dobro, przestrzeń, smutek i cierpienie, a mimo to silnego ducha. Kocham ich, naprawdę. Wczorajsze kilka piosenek na żywo sprawiło, że dzisiaj zamówiłam ich DVD koncertowe. Już się nie mogę go doczekać. Będzie do odbioru w ten sam dzień, co koncert :).
środa, 9 czerwca 2010
Makabryczna gra. Sebastian Fitzek.
Zachwyciłam się już od pierwszych stron. Doskonale napisany thriller (choć ja tam nic przyprawiającego o dreszcze nie znalazłam, ale odpuśćmy terminologię). Zero zbędnych opisów, praktycznie jeden wielki dialog. Ale za to jaki! Świetne, oby każdy tak pisał.
Ale może zanim zacznę wyrażać swój zachwyt, opowiem coś o treści.
Bolesna historia miłości. Każdej. Matki do dziecka, mężczyzny do kobiety. Opowieść o zaufaniu, jego braku, o tym jak cienka linia dzieli nas od śmierci. Oraz o tym, że gdy samobójca stoi na krawędzi, to tak naprawdę sam się tam doprowadził. Nikt nie jest winny. Bardzo piękne i bardzo mądre.
Główną bohaterką jest Ira Samin. Negocjatorka z zawodu, alkoholiczka, matka samobójczyni, matka, która obwinia się za wszystko co złe w jej związku z drugą córką. Ira sama postanawia się zabić, gdy niemalże w środku działań doprowadzających do tego czynu puka życie do drzwi w postaci byłego kochanka i współpracownika szefa SEK, Götza. Ira zostaje zmuszona do wzięcia udziału w grze, w której kartą przetargową jest życie kilkorga ludzi. I jej córki, Kathariny, jak się zaraz okazuje.
Drugą postacią pierwszoplanową jest Jan May. Psycholog i człowiek walczący z systemem. Walczący o prawdę i swoją miłość. Doprowadzony do skraju staje się porywaczem, zabójcą, a wszystko po to, by odkryć spisek dotyczący swojej narzeczonej, Leoni. Nie ma jednak pojęcia co czyni, tworząc świadkami 40 milionów radiowych słuchaczy.
Książka wciąga, porywa, wierci dziurę w głowie i emocjach. Kto chce zabić Leoni i dlaczego? Czy Jan naprawdę jest psychopatą, czy tak naprawdę jest niegroźny. Dlaczego Sara się zabiła? Czy Katherina przeżyje i wybaczy matce?
Dodam, że ogromną radość sprawiało mi miejsce akcji, mój ukochany Berlin. Każda akcja działa się w jakimś znajomym mi miejscu. Potsdamer Platz? Katzbachstrasse? Kufürstenstrasse? Gendarmenmarkt? Och, jakie to cudowne. Nie dość, że wszystko miałam dokładnie przed oczami to jeszcze dowiedziałam się kilku ciekawostek zarówno o tych ulicach jak i samym Berlinie.
Zdecydowanie polecam. Świetna na oderwanie się od rzeczywistości. Lekka, inteligentna i nie męczy. Lubię takie książki.
Możesz ją kupić tutaj.
wtorek, 8 czerwca 2010
Momentos. Nuno Rocha
Publikuję krótkometrażowy filmik, który dzisiaj dał mi chwilę wytchnienia, bo spowodował kilka łez na kilka sekund. Wiecie, ile to daje?
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Siewca wojny. Brandon Sanderson.
Fantastyka dla dorosłych. Tak mogłabym szybko opisać tę książkę. Nie, nic tam „od lat osiemnastu” się nie dzieje. Ale chodzi o sposób pisania, rozwój akcji i takie ogólne wrażenie. Może nie brzmi to zbyt konkretnie, ale trudno mi to określić. W każdym razie bardzo mi się podobało, polecam każdemu fanowi fantasy.
W książce spotykamy bardzo oryginalny (przynajmniej jak dla mnie) świat, gdzie człowiek, który umrze w chwalebny, bohaterski sposób, powraca jako bóg. Bogowie są czczeni, całkowicie rozpuszczeni i zamknięci dokładnie niczym ptaszek w złotej klatce. Jaki cel ma ich nowe życie? Muszą je oddać za kogoś, podarować. Dlatego każdego dnia odwiedzają ich całe rzesze wiernych proszących, by bóg się dla niego zabił, żeby on odzyskał śmiertelnie chorą żonę, albo nogę przez której brak nie może pracować i cała rodzina głoduje. Brzmi niefajnie, prawda?
Do tego istnieje moc, nazywana biochromatycznymi oddechami. Każdy człowiek posiada jeden, ale może zdobyć więcej. Oddechami się handluje. Osoba, która oddech sprzedała jest Bezbarwnym. Osoby posiadające więcej oddechów mogą ożywiać rzeczy, odbierają świat jeszcze lepiej niż taki pies, na przykład, a kolor czerwony nie jest tylko czerwonym, a całą paletą odcieni czerwonych. To wszystko znajdziemy w królestwie Hallandren.
Poza jego granicami żyją Indrianie, zupełne przeciwieństwo Hallandren, choć to oni kiedyś nim rządzili.
Głównymi bohaterami są Siri i Vivenna, idriańskie księżniczki, Dar Pieśni, bóg odwagi, który równie dobrze mógłby być bogiem zabawy i olewactwa oraz tajemniczy Vasher.
Powieść wciąga, niezrozumiałe intrygi zaskakują zakrętami, a później wyjaśnieniem. Mamy ciekawy opis więzi międzyludzkich (a może ludzko-boskich), drobną historię miłosną (po zakończeniu zastanawiam się, czy nawet nie dwie) i nowy, nieznany świat, którym włada Biochroma. Po przeczytaniu wszystkiego nadal mam kilka pytań. Nie zaszkodziłoby napisanie lub może tylko wydanie ciągu dalszego. Polecam, nieważne, czy mój opis się spodobał ;p.
Książkę możesz kupić tutaj.
niedziela, 6 czerwca 2010
Coś jakby wstęp.
Witam wszystkich, którzy zechcieli tu wejść. Czy to przypadkiem, czy podążając za mną ze strony imagination-worl.blog.onet.pl Jakoś tak się stało, że Himmel i Rosa postanowiły pójść na swoje. Kiedyś trzeba. Dzieci dorastają i opuszczają rodzinne gniazdo. Myślę, że coś takiego stało się z nami. Ewoluowałyśmy. Rosa powiedziała "Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko". Nie, nie mam. Rozumiem i sama popieram. Dlatego dzisiaj "mieszkamy" już osobno, po swojemu, posiadając tym samym o wiele więcej swobody. Na blogspot zdecydowałam się, ponieważ Onet męczy, a wręcz wykańcza. Swoim brakiem profesjonalizmu, małymi opcjami ruchu, niemalże swoją "małomiasteczkowością" doskonale wyczuwalną. Good girl gone bad i wyniosła się do dużego miasta, ot co. (Dlaczego mam wrażenie, że zaczynam bredzić, to nie wiem ;)). Anyway, blog z czasem się rozkręci, mam nadzieję, wraz z tym jak będę mu poświęcała coraz więcej czasu z tych niewielkich wolnych ilości jakie posiadam. Mam nadzieję, że dzisiaj pojawi się pierwsza recenzja. Aha, i możliwe, że czasem pojawi się coś więcej niż tylko krótkie streszczenie książki. Zawsze tego chciałyśmy, nie R.?
Subskrybuj:
Posty (Atom)