środa, 23 listopada 2011

Madame Hemingway. Paula McLain

Popijając cappuccino z magnezem (bo mi go ponoć brakuje) i zagryzając pysznymi ciasteczkami czekoladowo-pomarańczowymi (bo uwielbiam) postaram się wam opowiedzieć o pani Hemingway. Wyszła za mąż za Ernesta Hemingway’a kiedy jeszcze nic nie wydał i był znany z uwielbienia do kobiet i imprez, a ona, starsza od niego o osiem lat, przyjechała w odwiedziny do przyjaciółki. Wbrew jej przestrogom (które były natury egoistycznej), coraz bardziej interesowała się młodym mężczyzną, który zdawał się lubić jej towarzystwo. Dość szybko postanowili się pobrać i wyjechać z Ameryki do Paryża, gdzie Ernest mógłby rozwinąć skrzydła jako pisarz i znaleźć się w najlepszym artystycznym światku. Tam usiłują poradzić sobie z brakiem pieniędzy czy pisarskimi frustracjami Ernesta; generalnie żyje im się dobrze. Do czasu…

Chociaż nigdy wcześniej nie czytałam nic o Erneście Hemingway’u, który do tej pory kojarzył mi się tylko ze szkolną lekturą „Stary człowiek i morze”, chyba jej nawet nie przeczytałam, to uważam, że „Madame Hemingway” można uznać za powieść biograficzną. Jest niezwykle szczegółowa, a autorka na końcu wymienia długą listę źródeł, z których czerpała swoją wiedzę.

W tej powieści podoba mi się wszystko, począwszy od stylu autorki, a na Paryżu lat dwudziestych kończąc. I chociaż na wszystko patrzymy oczami Hedley, to mamy obraz wielowymiarowy, głęboki, pokazujący zarówno przeżycia osobiste głównej bohaterki, jak i jej obserwacje świata zewnętrznego. Dzięki niej możemy poznać Gertrudę Stein, Zeldę i Scotta Fitzgeraldów oraz wiele innych sławnych postaci. Wspaniale jest obserwować, jak ludzie wtedy żyli, jak każdy starał się spełniać artystycznie. Opisy kafejek pełnych pisarzy są cudowne… Ale nie wszystko było takie przyjemne. Hedley nie pasowała do tego środowiska. Była staroświecka, nic nie tworzyła i w dodatku nie miała pieniędzy. Swoje życie podporządkowała mężowi – artyście, a ci, jak wiadomo, są ludźmi ciężkimi w pożyciu. Często musiała znosić jego wybuchy, potrafił być cyniczny i wredny, a kiedy trochę mu się poszczęściło zerwał kontakty z przyjaciółmi, którzy byli z nim na samym początku. Hedley z jednej strony bardzo cierpiała, a drugiej kochała całą sobą, nie mogąc z tym nic zrobić.

Paula McLain wykazała się świetną umiejętnością głębokiego wczuwania się, jednocześnie zachowując przy tym stosowny obiektywizm. Jej postacie są realne, dobrze opisane, nawet jeśli pojawiają się rzadko i mimochodem. „Madame Hemingway” uważam za bardzo dobrą powieść i bije to z każdej strony książki. Autorka sprawiła również, że od tej pory będę na Hemingway’a inaczej patrzeć, a dzięki podstawowej wiedzy, którą o nim zdobyłam inaczej również będę patrzeć na jego książki. Po które wreszcie sięgnę. Ale to dopiero jak drugi raz obejrzę „O północy w Paryżu”, który to film pasuje jako deser to wyśmienitego posiłku jakim była „Madame Hemingway”. Polecam. Warto kupić, przeczytać i mieć.

„Madame Hemingway” Paula McLain, wyd. Bukowy Las 2011, str. 397

3 komentarze:

  1. Mmm. Po tej recenzji już rozumiem, dlaczego chcesz powtórzyć film. Ja też chętnie to zrobię (co wiesz). A książkę muszę kiedyś przeczytać. Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro już po książki Hemingwaya planujesz sięgnąć, to polecam "Komu bije dzwon" i "Słońce też wschodzi". Ewentualnie "Pożegnanie z bronią". Ja kiedyś chłonęłam jego książki z upodobaniem, ale o życiu wiedziałam bardzo niewiele, tyle co wyciekło w postaci autobiograficznych wtrętów do jego książek, i do dziś się to nie zmieniło. A czuję niedosyt, dlatego zainteresowałaś mnie tą "Madame Hemingway".

    OdpowiedzUsuń
  3. Naia: To koniecznie przeczytaj, jest tam pokazany proces twórczy, takie "behind the scenes" i w ogóle mnóstwo ciekawostek :D. Dzięki za wskazanie konkretnych tytułów :).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...