Sięgnęłam po tę książkę chyba tylko dlatego, że jakoś
trafiło mnie połączenie grafiki okładki z tytułem. Jeżeli śledzicie mojego
bloga na bieżąco, to wiecie, że ja kupuję książki wzrokiem. Oczywiście
przeczytałam opis, spodobało mi się i voila, jestem w trakcie czytania.
Jak sam tytuł wskazuje, to książka o bliskości. Tej mitycznej
więzi międzyludzkiej, czasami zwanej miłością. Autor porusza wiele obszarów i
wyodrębnia różne poziomy owej „bliskości”. Czy to chodzi o bliskość kochanków,
czy przyjaciół, rodziców, dzieci, przelotnych spotkań. Bliskość odległa i
bliskość bliska. Czym właściwie jest i dlaczego tak bardzo jej potrzebujemy?
Gdzieś na samym początku Ziyad Marar pisze, że wielu naukowców i badaczy usiłuje w swoich pracach znaleźć rozwiązanie zagadnienia
bliskości, ale krążą wokół tematu i do niczego nie dochodzą. Trochę śmiać mi
się chce, ponieważ odniosłam to samo wrażenie na temat pracy Marara. Niemalże
rozebrał na czynniki pierwsze wszystko, co może się z bliskością wiązać, podał
wiele przykładów z literatury oraz cytatów innych pisarzy, a za główny przykład
uznał powieść „Howards End”. Bawiła mnie ta książka również dlatego, że
przypomniały mi się szkolne czasy, gdzie nauczyciel podawał temat wypracowania
i chociaż ty mogłeś odpowiedzieć w kilku zdaniach, system szkolny wymagał
tysiąca zdań z mnóstwem przykładów, a każdy z nich również pokrótce opisany.
Książka ta jest napisana w podobnym stylu i pomimo całej mojej życzliwości dla
autora, uważam, że mógł sobie oszczędzić pisania jej.
Oczywiście było parę fragmentów, które mi się spodobały,
a nawet jeden przykład bliskości, mianowicie relacja Charlotte i Boba z filmu „Między
słowami”. Rzeczywiście jest to idealny przykład bliskości ulotnej, będącej tu i
teraz, odizolowanej od reszty świata i niesamowicie intensywnej. Czytając tę
książkę nie uważałam, że poznaję coś nowego i odkrywczego, ale jednocześnie
miałam przyjemne wrażenie potwierdzania własnych myśli. Wiecie, jak to czasami
jest, kiedy myśli pędzą nieubłaganym strumieniem, nieuchwytne i w większości
nie zapamiętywane. Dzięki tej książce czułam się jakby ktoś zatrzymał moje
myśli, uporządkował je i sprawił, że stały się jasne i przystępne.
Także, podsumowując, nie uważam tej książki za kompletnie
stracony czas, momentami czytało mi się bardzo przyjemnie, z zainteresowaniem
(nawet wypisałam sobie kilka tytułów do przeczytania), ale jednak zbyt często łapało
mnie poczucie znudzenia, lekkiej irytacji, jakbym chciała autora trzepnąć po
ręce, aby przestał gadać bzdury i krążyć wokół tematu.
Czym jest bliskość? Dla mnie to zwyczajne połączenie
dusz, istniejące poza czasem i przestrzenią i dlatego może trwać sekundę, ale
tę sekundę zapamiętamy do końca życia. Autor traktuje tę sprawę bardzo
intelektualnie, niemalże bezosobowo, jakby bał się przyznać, że jesteśmy czymś
więcej niż samą chemią. Może dlatego ta książka mnie śmieszyła, irytowała i
nudziła. Ani polecam, ani odradzam. Jak ktoś ma ochotę, to ją przeczyta.
„Bliskość” Ziyad Marar, wyd. Studio Emka 2014, str. 294
"nauczyciel podawał temat wypracowania i chociaż ty mogłeś odpowiedzieć w kilku zdaniach, system szkolny wymagał tysiąca zdań z mnóstwem przykładów" - Długość to jeszcze nic (chociaż nie lubię się rozpisywać), niektórzy wymagają też używania szablonów (mój polonista chce, żebyśmy rozpoczynali kolejne akapity każdej rozprawki zdaniami: "tematem mojej rozprawki jest...", "po pierwsze", "po drugie", "podsumowując" itp.). ;)
OdpowiedzUsuńTak, rozprawka to wyższy stopień szaleństwa ;). Właśnie wyobraziłam sobie tę książkę napisaną w formie rozprawki i tekst autora "po trzydzieste, uważam że, kolejnym przykładem bliskości...".
Usuń