Na dworze upał, niemalże rozżarzony piec, w którym
gotujemy się na wolnym ogniu, a mi w tych warunkach doskonale czytało się
Murakamiego. Działał niemalże chłodząco.
„Wszystkie boże dzieci tańczą” to ponoć zbiór opowiadań.
Mówię „ponoć”, ponieważ nad nimi panował motyw przewodni, a więc niejako
tworzyły całość. Zamiast poczucia „zrywania”, które odczuwam zwykle po każdym
opowiadaniu (kończy się za szybko i ledwo się zżyłam z bohaterami, już muszę
poznawać następnych, wiedząc, że i z nimi długo nie pobędę. Dlatego bardzo nie
lubię opowiadań), tutaj w ogóle nie miałam takiego wrażenia. Raczej było to coś
na kształt zakończenia rozdziału i przejścia do kolejnego, w którym coś innego
się dzieje, ale wciąż na ten sam temat.
We „Wszystkich dzieciach…” Murakami za element łączący obrał
sobie trzęsienie ziemi oraz dziwny motyw pustki i ludzkich lęków, które ja
osobiście zinterpretowałam jako te egzystencjalne. Nic wzniosłego, raczej za
pomocą krótkich scen i prostych zdań oddał istotę rzeczy, zanurzając ją przy
okazji w odrobinie szaleństwa. Rozdział z Żabą jest jednym z tych, które
najlepiej zapamiętałam, a także ten, w którym pan Mitake palił ogniska na
plaży. Kto czytał ten wie, kto nie czytał, niech czuje się zaintrygowany ;).
Ja naprawdę nie wiem, jak oddać całą istotę tej książki.
W słowach Murakamiego kryje się magia, która dociera głęboko, chociaż jest
opisana tak prosto i opowiada o zwyczajnych rzeczach. W tym tomie opowiadań
dzieje się wiele dziwnych rzeczy, które tylko podkreślają istotę
człowieczeństwa.
Tajemnicze Ufo, bardzo dziwna Żaba oraz trójkąt
emocjonalny, to tylko niektóre z opowieści, jakie tu znajdziemy. Myślę, że
każdy sam musi tę książkę odczuć i przemyśleć, bo dywagować można bez końca, a
ja i tak nic nie chcę zdradzać. Polecam.
„Wszystkie boże dzieci tańczą” Haruki Murakami, wyd. Muza
2013, str. 180
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz