Czasem, pomiędzy mną a mamą, obie zapalone czytelniczki, wywiązuje się dyskusja, po której pogrążam się w myślach, "trawiąc" to, co zostało właśnie powiedziane. Ja czytam bardziej zróżnicowane lektury, nie unikam mrocznych kryminałów, złych ludzi i trudnych tematów, ona koncentruje się na powieściach łagodnych, o miłości i dobrych ludziach. Nie ukrywam, że czasami patrzę na nią z pokpiwającym uśmiechem i nie rozumiem (albo udaję, że nie rozumiem) ludzi czytających tylko "mdłe, babskie czytadła", albo ogólnie powieści, gdzie nie ma napięcia. Zastanawiam się, dlaczego ogólnie w społeczeństwie, bo nie tylko ja tak uważam (choć naprawdę staram się z takiego podejścia wyleczyć), istnieje pogarda dla powieści lekkich, które niewiele może wnoszą, ale na moment czytania wspomagają czytelnika. Dodają mu otuchy, ocieplają, a niekiedy nawet dają nadzieję. Jeżeli pominiemy takie faktory jak styl autora i jego warsztat, a weźmiemy pod uwagę "to, co niewidzialne", to naprawdę nie można oceniać książek, że lepsze, czy gorsze.
Pomimo tego, że czasami sama zbyt szybko oceniam daną książkę, to w głębi duszy wiem, że każda książka jest potrzebna i każdy sięga po książki, których ta dusza potrzebuje. Dlatego nie oceniajmy ani książek, ani czytających.
Na koniec dam wspomniany wcześniej cytat. Jedna z bohaterek ma lekko pogardliwy stosunek do powieści o miłości, jakie pisze drugi bohater. A oto jego odpowiedź, moim zdaniem są to osobiste słowa Kornela Makuszyńskiego o jego powieściach:
"- Za złe mi to biorą, że w moich książkach roi się od ludzi dobrych, jasnych i miłosiernych, a przecie z palca sobie tego nie wyssałem. Zresztą wielką odczuwam litość dla złych, z rozmysłem natomiast sławię dobroć promienistą. Urojeni ludzie z książek wychodzą z nich jak duchy wywołane z nicości i wchodzą w ludzką gromadę. Serce ludzkie takie jest dziwne, że więcej wierzy jasnemu urojeniu niż mętnej, czarnej rzeczywistości; więc moi dobrzy ludzie z książek korzystając z tego przywileju szerzą wieści o istnieniu dobra i o potrzebie miłosierdzia. Moje książki wędrują pomiędzy rzesze, niechże przeto świecą, niech grzeją, lecz niech nie straszą i nie burzą naiwnej, prostej wiary w serce człowieka".
Cytat z "Awantura o Basię" Kornel Makuszyński, wyd. Iskry 1989, str. 190, cytat ze strony 144
P.S Kiedy przepisywałam ten fragment, miałam ogromny problem z interpunkcją, bo cały czas chciałam wstawiać przecinki tam, gdzie ich nie ma. Niesamowicie to się zmieniło. W dzisiejszych czasach o wiele częściej wstawiamy przecinki ;).
W pełni się z Tobą zgadzam. Choć twierdzę, że istnieją książki, które nigdy nie powinny zostać napisane, bo są po prostu złe. Oskarżanie jednak o zło gatunku, a nie poszczególnych lektury, to zdecydowany grzech.
OdpowiedzUsuńZłe w jakim sensie? Kiepsko napisane? Ale może to też Twoja subiektywna ocena, a komuś się spodoba? :)
UsuńKiepsko napisane, bez składnej fabuły... Nie wykluczam, że komuś się spodobają, ale ta konkretna, którą mam w głowie - nie potrafię sobie wyobrazić, by mogła do kogoś przemówić. To jednak kwestia ściśle subiektywna :). Chodziło mi głównie o to, że nie można oceniać całego gatunku, tylko książkę indywidualnie. A tu każdy już może wyrażać swoje zdanie do woli :). Bo gatunek to taki worek, w którym są książki genialne, dobre, średnie i kiepskie, ale w każdym gatunku znajdzie się lektura , która nie odpowiada jego "profilowi", że się tak wyrażę, bo jest zbyt dobra lub zbyt kiepska. O książce można to powiedzieć (różnica zdań to inna kwestia), ale o gatunku? Nie.
UsuńCzytelnicy bywają naprawdę okrutni wobec innych czytelników. Próbowałam dołączyć do szkolnego klubu czytelniczego, ale okazało się, że to zamknięta grupa przekonana o wyższości nad tymi, co nie czytają ("nie można być inteligentnym człowiekiem i nie czytać"), tymi, co czytają romanse czy "kobiece" powieści obyczajowe ("tylko niewykształcone kury domowe to czytają"), tymi, co czytają powieści młodzieżowe podobne do "Zmierzchu" ("dziecinada"), tymi, co czytają głównie bestsellery ("nie mają własnego rozumu"). Jeśli tylko mogę, staram się obalać tego rodzaju stereotypy w rozmowach z innymi, może z czasem uda nam się to zmienić. :) Moi rodzice i najlepsza przyjaciółka nie lubią czytać, może dlatego tak bronię prawa do czytania tego, co nam sprawia przyjemność, i nieczytania w ogóle.
OdpowiedzUsuńTaki podział brzmi strasznie, ale dokładnie tak jest. I co oni czytają w tym klubie? Tylko Tołstoja i Prousta? Przydałaby się tam rewolucja ;). Ale zobacz jak to głęboko jest zakorzenione - ja, czytelniczka od lat najmłodszych, czytająca wszystko od romansów po książki popularnonaukowe też mam odruch wzgardzania niektórymi gatunkami, czy powieściami. Pozytyw taki, że jestem tego świadoma i staram się tego oduczyć, bo potrafię popatrywać kpiąco na powieści, po które sama raz na x lat sięgam, a potem czytam je z niejakim poczuciem wstydu. Paranoja. Wszystko jest potrzebne i myślę, że każdy sięga po dane książki, bo akurat tego mu potrzeba i nie nam to oceniać.Mam nadzieję, że kiedyś ludzie wyzbędą się odruchu oceniania drugiego człowieka.
UsuńTak, m.in. Tołstoja i Dostojewskiego; rosyjska literatura cieszy się dużą popularnością wśród członków tego klubu. ;) Jak się nam nieustannie wmawia, że pewne gatunki/pozycje są gorsze, to w sumie nic dziwnego, że się potem wstydzimy. Dobrze, że jesteś świadoma problemu, bo naprawdę nie powinno się wstydzić czytania/nieczytania. :) A jeśli chodzi o paranoję: kiedyś się zastanawiałam, na ile mój wstręt do wątków miłosnych wynika ze zinternalizowanych poglądów.
UsuńNo właśnie. Popularne jest uważanie miłości w książkach za coś śmiesznego, gorszego. Może sporo tutaj "nabruździły" harlequiny, ale czy na pewno? Jak ta scenka z "Awantury o Basię" wskazuje, już kiedyś ludzie mieli skłonności do uważania książek o miłości za coś nieważnego, gorszego. Ciekawe, skąd to się wzięło...
Usuń