wtorek, 14 kwietnia 2015

Nowe życie. Orhan Pamuk

Pamiętacie, jak jeszcze niedawno twierdziłam, że na pewno zaprzyjaźnię się z tym pisarzem i czuję, że jego książki mi się spodobają? Otóż jest takie ładne powiedzenie „Nie chwal dnia przed zachodem słońca” i doskonale można je teraz przytoczyć, co też niniejszym czynię.

Jak wiele osób przede mną, skusiłam się na akurat tę książkę z powodu tytułu. Ponoć w Turcji sprzedawała się ona jak świeże bułeczki, ponieważ ludzie oczekiwali cudownych przemian i dokładnie tego, co tytuł obiecuje – nowego życia. Ja może nie byłam tak dosłowna, no ale sami przyznacie, że pobudza wyobraźnię.

Książka ta jest zapisem dziwacznej podróży przez życie młodego studenta, który zakochuje się w dziewczynie, a potem postanawia przeczytać książkę, którą ona w tamtej chwili trzymała w ręku. Książka pochłania go całkowicie, jest jak narkotyk, nie może się od niej oderwać, wciąż o niej myśli, przepisuje, na nowo czyta te same fragmenty… Ogarnia go gorączka, postanawia przenieść się do świata z książki (notabene o tym samym tytule, „Nowe życie”), ale wcześniej chce znaleźć dziewczynę i jej towarzysza. Wie, że oni mają coś wspólnego z książką… Wreszcie porzuca dotychczasowe życie, matkę, swoje miasto i wyrusza w niekończącą się podróż po Turcji.

Jak zerwę z treści wszystkie literackie szatki, całe to szaleństwo głównego bohatera, to książka jest niczym innym jak narzekaniem autora na zachód i to, jak przejmuje i niszczy wschód, tj. Turcję. I może dlatego tak ciężko mi się czytało tę gmatwaninę zdarzeń, myśli bohatera, ten ciąg naprawdę durnych i szalonych wydarzeń, wyglądających jak majaki człowieka z temperaturą ponad czterdzieści stopni. Ktoś może chciałby się tu doszukiwać głębszego sensu egzystencji, ktoś może dostrzeże poetyckie piękno metafor i razem z bohaterem będzie marzył o lepszym świecie i szukał anioła, ale dla mnie to wszystko nie ma sensu, jeżeli główną treścią jest tylko pokazanie ekspansji Ameryki, odchodzącego świata tradycji i tego, co dla wielu jest już tylko przebrzmiałym słodkim dzieciństwem. Owszem, literatura właśnie do tego między innymi służy, żeby pokazywać współczesny świat, życie poprzez wymyślone historie, ale w tym wypadku jest to danie bardzo ciężko strawne i męczące. Nigdy nie lubiłam książek, które przypominają majaki szaleńca lub nieustannie płynący ciąg myśli. Mam własną, wiecznie płynącą rzekę myśli i nie muszę na to nakładać jeszcze cudzej.

Książka mocno mnie rozczarowała, ale z drugiej strony muszę przyznać, że pan Pamuk ma niesamowite zdolności przenoszenia czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Umie stworzyć go żywym i barwnym; posiada wszystko to, co dobry pisarz posiadać musi. Dlatego po tej jednej książce jeszcze go nie porzucam, spróbuję z innymi jego powieściami i zobaczę jak będzie. Mam wrażenie, że gdyby stworzył „normalną” powieść, z dialogami i scenami, które mają sens to nie mogłabym się oderwać. Dlatego będę szukać dalej. Może którąś z jego powieści polecacie? Czy w każdej jest to połączenie magii z realizmem i dziwne dywagacje nad naszym bytem?


„Nowe życie” Orhan Pamuk, wyd. Wydawnictwo Literackie 2008, str. 296

3 komentarze:

  1. :)))) hihihi, zgadzam sie, bo ja też nigdy nie przebrnęłam przez żadną powieść Pamuka. Jedyną książką jaką przeczytałam i która mi się ogromnie spodobała to taka bardziej autobiografia "Stambuł. Wspomnienia i miasto" lubimyczytac.pl/ksiazka/50211/stambul-wspomnienia-i-miasto
    Powieści kompletnie mi nie leżą... nic a nic, nie wiem, może to typowe dla tureckiej literatury? Elif Safak czy jak jej tam - tez zupełnie, nic a nic... próbowałam, nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie Elif Safak o wiele bardziej mi podchodziła (jest normalna w porównaniu z Pamukiem, cokolwiek to znaczy), choć zgodzę się, że jest coś wspólnego dla literatury tureckiej bo ona (Elif) też miała momenty tego czegoś. Jakieś takie dziwne wspominki, narzekanie, niby melancholia, zagubienie, wszystko okraszone słońcem i kurzem Turcji. Mimo wszystko wolę ją :D. W ogóle do Pamuka trochę się zraziłam, jak się dowiedziałam, ze do córki przyznał się dopiero niedawno (jest ona już mocno dorosłą kobietą). Niby jedno zdanie, ale każe mi nabrać dystansu.

      Usuń
  2. A "Biały zamek"? Czytałam w 2013 roku i wtedy też trochę o nim pisałam. Spróbuj, może ci się (w jakimś stopniu) spodoba. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...