Pamiętacie, jak jeszcze niedawno twierdziłam, że na pewno
zaprzyjaźnię się z tym pisarzem i czuję, że jego książki mi się spodobają? Otóż
jest takie ładne powiedzenie „Nie chwal dnia przed zachodem słońca” i
doskonale można je teraz przytoczyć, co też niniejszym czynię.
Jak wiele osób przede mną, skusiłam się na akurat tę
książkę z powodu tytułu. Ponoć w Turcji sprzedawała się ona jak świeże
bułeczki, ponieważ ludzie oczekiwali cudownych przemian i dokładnie tego, co
tytuł obiecuje – nowego życia. Ja może nie byłam tak dosłowna, no ale sami
przyznacie, że pobudza wyobraźnię.
Książka ta jest zapisem dziwacznej podróży przez życie
młodego studenta, który zakochuje się w dziewczynie, a potem postanawia
przeczytać książkę, którą ona w tamtej chwili trzymała w ręku. Książka
pochłania go całkowicie, jest jak narkotyk, nie może się od niej oderwać, wciąż
o niej myśli, przepisuje, na nowo czyta te same fragmenty… Ogarnia go gorączka,
postanawia przenieść się do świata z książki (notabene o tym samym tytule, „Nowe
życie”), ale wcześniej chce znaleźć dziewczynę i jej towarzysza. Wie, że oni
mają coś wspólnego z książką… Wreszcie porzuca dotychczasowe życie, matkę,
swoje miasto i wyrusza w niekończącą się podróż po Turcji.
Jak zerwę z treści wszystkie literackie szatki, całe to
szaleństwo głównego bohatera, to książka jest niczym innym jak narzekaniem
autora na zachód i to, jak przejmuje i niszczy wschód, tj. Turcję. I może
dlatego tak ciężko mi się czytało tę gmatwaninę zdarzeń, myśli bohatera, ten
ciąg naprawdę durnych i szalonych wydarzeń, wyglądających jak majaki człowieka
z temperaturą ponad czterdzieści stopni. Ktoś może chciałby się tu doszukiwać
głębszego sensu egzystencji, ktoś może dostrzeże poetyckie piękno metafor i
razem z bohaterem będzie marzył o lepszym świecie i szukał anioła, ale dla mnie
to wszystko nie ma sensu, jeżeli główną treścią jest tylko pokazanie ekspansji
Ameryki, odchodzącego świata tradycji i tego, co dla wielu jest już tylko
przebrzmiałym słodkim dzieciństwem. Owszem, literatura właśnie do tego między
innymi służy, żeby pokazywać współczesny świat, życie poprzez wymyślone
historie, ale w tym wypadku jest to danie bardzo ciężko strawne i męczące.
Nigdy nie lubiłam książek, które przypominają majaki szaleńca lub nieustannie
płynący ciąg myśli. Mam własną, wiecznie płynącą rzekę myśli i nie muszę na to
nakładać jeszcze cudzej.
Książka mocno mnie rozczarowała, ale z drugiej strony
muszę przyznać, że pan Pamuk ma niesamowite zdolności przenoszenia czytelnika w
wykreowany przez siebie świat. Umie stworzyć go żywym i barwnym; posiada
wszystko to, co dobry pisarz posiadać musi. Dlatego po tej jednej książce
jeszcze go nie porzucam, spróbuję z innymi jego powieściami i zobaczę jak
będzie. Mam wrażenie, że gdyby stworzył „normalną” powieść, z dialogami i
scenami, które mają sens to nie mogłabym się oderwać. Dlatego będę szukać
dalej. Może którąś z jego powieści polecacie? Czy w każdej jest to połączenie
magii z realizmem i dziwne dywagacje nad naszym bytem?
„Nowe życie” Orhan Pamuk, wyd. Wydawnictwo Literackie
2008, str. 296
:)))) hihihi, zgadzam sie, bo ja też nigdy nie przebrnęłam przez żadną powieść Pamuka. Jedyną książką jaką przeczytałam i która mi się ogromnie spodobała to taka bardziej autobiografia "Stambuł. Wspomnienia i miasto" lubimyczytac.pl/ksiazka/50211/stambul-wspomnienia-i-miasto
OdpowiedzUsuńPowieści kompletnie mi nie leżą... nic a nic, nie wiem, może to typowe dla tureckiej literatury? Elif Safak czy jak jej tam - tez zupełnie, nic a nic... próbowałam, nie moja bajka.
Właśnie Elif Safak o wiele bardziej mi podchodziła (jest normalna w porównaniu z Pamukiem, cokolwiek to znaczy), choć zgodzę się, że jest coś wspólnego dla literatury tureckiej bo ona (Elif) też miała momenty tego czegoś. Jakieś takie dziwne wspominki, narzekanie, niby melancholia, zagubienie, wszystko okraszone słońcem i kurzem Turcji. Mimo wszystko wolę ją :D. W ogóle do Pamuka trochę się zraziłam, jak się dowiedziałam, ze do córki przyznał się dopiero niedawno (jest ona już mocno dorosłą kobietą). Niby jedno zdanie, ale każe mi nabrać dystansu.
UsuńA "Biały zamek"? Czytałam w 2013 roku i wtedy też trochę o nim pisałam. Spróbuj, może ci się (w jakimś stopniu) spodoba. ;)
OdpowiedzUsuń