czwartek, 21 lutego 2013

Między młotem a piorunem. Kevin Hearne



Trzeci tom z serii „Kroniki żelaznego druida” Kevina Hearne. Drugiego nie recenzowałam, chociaż jak do tej pory jest według mnie najlepszy, najwięcej się w nim dzieje i najbardziej się ubawiłam. Sami wiecie zapewne, jak ciężko opisuje się kolejne tomy jakiejś serii. No bo co nowego można powiedzieć, jeśli jest to kolejna porcja tak samo smakowitego dania? Przy założeniu, że kolejnych tomów kiepskich serii nie czytacie ;). Mimo to, jakoś mam ochotę opowiedzieć o „Między młotem a piorunem”.

Tym, którzy o Kronikach nie słyszeli, przedstawiam Atticusa O'Sullivana (nazwisko nieprawdziwe), dwutysiącletniego druida, „jedynego bo ostatniego”. Wygląda jakby miał dwadzieścia jeden lat i jest typowym rudowłosym Irlandczykiem. Atticus prowadzi w Tempe, Arizona, małą okultystyczną księgarnię, ma psa, z którym może telepatycznie rozmawiać, a rozrywki dostarczają mu przeróżnej maści istoty od przyjaciół wilkołaka i wampira począwszy, na bogach z celtyckich i nordyckich panteonów skończywszy. Oczywiście przeważająca część chce go zabić. Jest zbyt cool.

Tym razem Atticus dotrzymuje obietnicy danej Leifowi (wampir i jego prawnik) i zabiera jego oraz garstkę innych dziwacznych postaci na wycieczkę do Asgardu, gdzie chcą się zemścić na Thorze, czyli krótko mówiąc go unicestwić. Wyprawa trudna i niebezpieczna oraz niosąca za sobą ogromne konsekwencje, które podejrzewam opadną na Atticusa dopiero w czwartym tomie.

Uwielbiam tę serię za poczucie humoru, za drobne żarty językowe, których tu pełno (autor jest nauczycielem angielskiego), za gadającego psa ze zrytą psychiką, za wszystkich bogów i boginie nieustająco się plątające po kartach historii i za ogólny komiczny obraz znanych mitów i utartych schematów. Nie brakuje tu wątków z przeróżnych krajów, nawet dość często słyszy się o Polsce (Atticus zna się z polskim sabatem czarownic), a w części trzeciej poznajemy Peruna, słowiańskiego boga piorunów. Podoba mi się też ogólna koncepcja autora, to że nie zamyka nas w jednej konwencji, a w jego świecie istnieją wszystkie panteony, z których każdy jest przypisany do swojego regionu. Nie znaczy to, że grecki bóg wina nie może „zstąpić” do Arizony oraz że Jezus nie może być czarny. Bardzo się zresztą ucieszył z tego koloru skóry, jako że jest on o wiele bardziej zbliżony jego naturalnemu niż ten wybielony, jakim uraczyli go Europejczycy (jakaś fobia?).

Uważam, że każdy może przeczytać tę serię, świetnie się przy niej bawić, a przy tym dowiedzieć kilku rzeczy – trzeba tylko pamiętać, że przedstawionych w nieco krzywym zwierciadle i okraszonych pewną dozą ironicznego poczucia Kevina Hearne. Oklaski się też należą tłumaczce – genialna robota, nie czytałam oryginału, ale widać dopracowanie i to, ile się musiała nagimnastykować, aby przełożyć słowne żarty i utarczki bohaterów. Już się nie mogę doczekać części czwartej, która trafi do mnie w marcu (chyba). Gorąco polecam.

„Między młotem a piorunem” Kevin Hearne, wyd. Rebis 2011, str. 401

6 komentarzy:

  1. Tę serię trzeba przeczytać zwyczajnie, kocham ją <3 czekam na piątą część ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) I pomyśleć, że był czas kiedy podchodziłam do niej sceptycznie :D.

      Usuń
  2. Trzy części czekają na półce. Na czas :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...