„Marzenia Joy” to dalsze losy poznanych w „Dziewczętach z Szanghaju” Pearl, May, a także ich córki Joy. Mamy koniec lat pięćdziesiątych. Joy
dowiaduje się o swoim prawdziwym pochodzeniu - o tym, że jej matka to ciotka, a
ciotka to matka, a jej prawdziwy ojciec żyje w Chinach. Napędzana młodzieńczymi
marzeniami o lepszym świecie i pragnieniem uporządkowania swojego życia, Joy
ucieka z Los Angeles do Chin, znajdujących się akurat w środku panowania Mao.
Przerażona czynem córki Pearl jedzie ją odszukać.
Lisa See po raz kolejny odmalowuje przed nami obraz Chin,
tym razem za czasów panowania Mao. Akcja każdej z jej książek jest umiejscowiona
w innym przedziale historycznym tego kraju, a dzięki jej dogłębnym badaniom i
niesamowitym darze malowania słowami, oprócz wciągającej opowieści, mamy też
solidną lekcję historii – często niestety przerażającą.
Pokazując losy Joy na przełomie kilkuletniego pobytu w
komunistycznych Chinach, Lisa See z bolesnym realizmem opisuje, jak wyglądały
rządy Mao i jego kolejne „genialne” pomysły na usprawnienie kraju. Wielki Skok
i obietnica wiecznej obfitości przemieniły się w klęskę głodu, w czasie której
ludzie potrafili zjadać własne dzieci, a wysuszone trupy leżały pokotem przy
drogach. Powiem szczerze, że pod koniec książki miałam już dość przeżywania
ogromu cierpień tych ludzi i z wielką ulgą przyjęłam szczęśliwe dla bohaterów
zakończenie.
Po tej książce mam mieszane uczucia. Tak jak pisarstwo
Lisy See nadal mnie zachwyca i uważam, że naprawdę rzadko można spotkać pisarkę, która
wtłacza swoją powieść do głowy czytelnika tak, że ten (ja) później się czuje, jakby
to były jego własne wspomnienia, to nie mam już ochoty spotykać się więcej z
bohaterami tej mini sagi rodzinnej. Nie udało mi się polubić, czy może
przywiązać do żadnego z bohaterów, a wszechobecne tragedie w ich życiu potrafią
przytłoczyć. Zdecydowanie bardziej wolę taką „Miłość Peonii” (muszę ją w końcu
powtórnie przeczytać). Mam ogromną nadzieję, że to już koniec naszych spotkań z
Joy, Pearl i May, i że cieszę się, że w nowej książce, która zostanie w Stanach
jakoś niedługo wydana, nie powinno ich być, a to dlatego, że „China Dolls”
opowiada o egzotycznych chińskich tancerkach w USA w latach 30 i 40.
Mam nadzieję, że nikogo nie zraziłam do „Marzeń Joy”.
Pisarstwo Lisy See zawsze będę gorąco polecać i tak też tę książkę się czyta
doskonale jak poprzednie – opowieść jest niezwykle plastyczna, barwna,
uczuciowa, prawdziwa, a kolejne strony szybko znikają.
„Marzenia Joy” Lisa
See, str. 398, wyd. Świat Książki 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz