Pewnego dnia, tajemniczym sposobem, na biurku Carla w
jego Departamencie Q pojawia się teczka z zamkniętą sprawą, której sprawca
właśnie kończy swoją wieloletnią odsiadkę. Jednak parę poszlak wystarcza (oraz
przekorna natura pana podkomisarza), aby Carl zaczął tropić. A jest gdzie. Na
jaw wychodzi mętna przeszłość największych prominentów Danii. Ludzi, którym się
nie grozi. Ale Carl nie daje się zastraszyć. Wraz ze swoim asystentem (zarówno
śmiesznym jak i tajemniczym) Assadem, znajduje się coraz bliżej rozwiązania sprawy
morderstwa dwójki nastolatków, a także całej serii pobić i kolejnych zabójstw.
I tu bym się chciała zatrzymać. Po lekturze „Kobiety w
klatce” nie do końca rozumiałam, czemu w recenzjach znajdowały się takie
określenia jak dreszcze, strach, mocne wrażenia, itp. Może ja jakaś nieczuła
jestem, ale poza właściwemu kryminałom lekkiemu napięciu nie miałam żadnych
mocniejszych wrażeń. Natomiast tutaj, w „Zabójcy bażantów”…
Boli bezmyślność, co ja mówię, bezduszność i okrucieństwo
tych młodych ludzi (potem już dorosłych). Jak można kogoś bić, dopóki nie umrze
i czerpać z tego radość? Jak można się cieszyć, że się kogoś tak skatowało, że
do końca życia nie wyjdzie ze strachu na ulicę? Jak można bić na śmierć nie
tylko niewinnych ludzi, ale i jeszcze bardziej niewinne zwierzęta. Nie wiem co
bardziej odczułam. Okrucieństwo wobec ludzi, czy wobec tych całkowicie od nas
zależnych i niczego nieświadomych zwierząt. Jussi Adler-Olsen stworzył coś, co
naprawdę wywołuje dreszcze, a do tego smutek. Coś, co wstrząsa, sprawia, że
zastanawiamy się jak jeden człowiek może tak zrobić drugiemu.
Na uwagę zasługuje też postać Kimmie. Wiemy, że
przynależała do grupy przestępców. Wiemy, że ona też mordowała. Jesteśmy
świadkiem, jak znowu kogoś zabija, choć tym razem niejako we własnej obronie. A
mimo to jesteśmy z nią. Żałujemy, życzymy dobrze. Mamy nadzieję, że wszystko
się dla niej lepiej ułoży. Co z tego, że ona też zabijała. I dlatego
zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało (pomijając, że było
kiczowate).
Mogę szczerze polecić „Zabójców bażantów”. To naprawdę
mocny, świetny kryminał. Do tego uważam, że znacznie lepszy pod każdym względem
od pierwszej książki autora. Lepiej napisany, bardziej zwarta i skomplikowana
akcja, jak zwykle szczypta dowcipu i ironii też została zawarta. Z
niecierpliwością będę wyglądać trzeciego tomu Departamentu Q, mam nadzieję, że
zostanie wydany. A teraz marsz i czytać. Uważam, że nie trzeba zaczynać od „Kobiety
w klatce”, każdą książkę można czytać osobno, choć oczywiście dla ogółu fabuły
(prywatnego życia Carla i właściwej linii czasu) warto zacząć od początku.
Polecam!
„Zabójcy bażantów”
Jussi Adler-Olsen, wyd. Słowo/Obraz Terytoria
2011
Muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńPS Obserwuję i zapraszam do mnie : )
Koniecznie :).
UsuńKsiążka jak najbardziej w moim guście:)
OdpowiedzUsuńTo w takim razie pędź ją czytać :)).
UsuńKsiążka jak najbardziej dla mnie, zapisuje do listy priorytetów do przeczytania.
OdpowiedzUsuń