Lubię dobre okładki. Powodują, że oko się na nich
zawiesza, że w księgarni to właśnie po nie sięgamy, a potem w domu taka książka
dobrze wygląda i wciąż cieszy oczy. W taki oto sposób zaciekawił mnie „Człowiek,
który zna ich wszystkich”. Okładka zwykle wiele obiecuje, a szczególnie ta –
wymienione nazwiska gwiazd podwajają ciekawość i kuszą.
Pierwsze wrażenie w tym wypadku ani nie było mylące, ani
prawdziwe. To autobiografia człowieka, o którym pewnie mało kto słyszał, jeden
z wielu reżyserów, przeżytek historii. I owszem, on znał ich wszystkich – Z The
Beatles kręcił film i teledyski, Z Rolling Stones teledyski, a nawet program
muzyczny. Reżyserował sporo przedstawień teatralnych, filmy. Zdobył ważną
nagrodę i w swoim środowisku był znany. Ale ta książka oprócz kilku historii o
sławnych ludziach, to głównie opowieść o samym Michaelu i jego relacji z matką
oraz ojcami (miał ich trzech – ojciec rzekomo prawdziwy, ojczym i ojciec
domniemany).
Odebrałam go jako człowieka, który wiedział, czego chce i
zdecydowanie po to sięgał, co zresztą widać na jego twarzy czy to za młodu czy
obecnie. Jego wrażliwość przejęła matka, niegdyś znana aktorka (dzięki której
znał śmietankę aktorską lat czterdziestych), później schorowana kobieta.
Pomimo tego, że czytałam o całkowicie sobie nieznanej
osobie, czytało mi się dobrze. Są to porządnie spisane wspomnienia z
odpowiednio skonstruowaną linią opowieści. Najbardziej spodobała mi się
historia o Brigitte Bardot, ciekawie jest czasem spojrzeć na takie legendy z
prywatnego punktu widzenia.
Książkę polecam, na pewno warto ją przeczytać, choćby dla
tych kilku ciekawych opowieści, ale i dobrze czasem spojrzeć na życie oczami
innego człowieka, poznać miejsca i ludzi, których on znał.
„Człowiek, który znał ich wszystkich” Michael Lindsay –
Hogg, wyd. Pascal, str. 289
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz