Najpierw wszędzie widziałam piękny plakat reklamujący
film – jakby wynurzające się z cienia plecy Four, ze świetnym, ogromnym
tatuażem. Zaciekawiłam się wtedy, potem obejrzałam film, wiedząc już, że to na
podstawie książki, powstałej „na fali popularności Igrzysk Śmierci”. Film
bardzo mi się spodobał i jeszcze będę o nim mówić. Już w trakcie oglądania
wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać książkę. Może to się komuś wyda
dziwne, ale po obejrzeniu Igrzysk Śmierci nie miałam tego odczucia i do tej pory
nic mnie do nich nie ciągnie, choć film, jako odstresowywacz przypadł mi do
gustu i jak już będzie dostępna część trzecia, to pewnie z podekscytowaniem ją
obejrzę. W moim odczuciu jednak, Divergent jest nieco lepsze, choć może powinno
się powiedzieć „inne”. Igrzyska są wielkim, kolorowym show i głównie tylko
biega się po lesie. W pewnym sensie są zbyt proste. Divergent uważam za lepszy
film (Igrzysk nie czytałam, więc o powieściach się nie wypowiadam w tym
kontekście), ponieważ wydaje mi się, że jego wizja przyszłości świata jest
bardziej prawdopodobna. Było tam więcej rzeczywistości, takich prostych
czynności, życia. Jak już powiedziałam, Igrzyska to tylko show, o którym się
zaraz zapomina. Nic z nich we mnie nie zapadało. I tutaj przejdę do książki „Divergent”.
Czytałam książkę po angielsku, dlatego zostanę przy
zagranicznym nazewnictwu.
Chicago w przyszłości. Miasto zniszczone, a ludzie
wymyślili system zapobiegnięcia kolejnym wojnom i dysocjacjom poprzez
rozdzielenie ludności do odpowiednich frakcji zależnych od wyników testu. Czy
przeważa w tobie uczciwość, altruizm, inteligencja, odwaga czy serdeczność? W
wieku lat szesnastu wypełnia się taki test, ale można wybrać frakcję
niezależnie od jego wyniku. Jest jedno ale. Później nie można jej zmienić.
Frakcja ponad krew, tak brzmi główna zasada. Można jedynie stać się
bezfrakcyjnym, a wtedy żyje się prawie jak bezdomny i wykonuje najgorsze prace
w stylu sprzątania ulic. Jak widać ten system ma wiele wad – ktoś musi
segregować śmieci i sprzątać ulice, dlaczego więc traktować tych ludzi jakby
nie istnieli? I w każdym człowieku miesza się trochę odwagi, trochę
życzliwości, trochę prawości. Może dlatego ten system chwieje się na włosku?
Beatrice żyje w Abnegation (altruizmie, jak
przetłumaczono na potrzeby polskich czytelników. Cieszę się, że przeczytałam w
oryginale). Abnegaci wyrzekają się wszystkiego. Nie wolno im podziwiać własnej
twarzy, stroju, niczego. Niczym się nie interesują. Jedzą skromnie (chciałabym
umieć jeść tak dietetycznie – zielony groszek, gotowana pierś kurczaka i
kasza), dzieci nie odzywają się niepytane. Wszystko w ciszy, stroje szare i
zakrywające całe ciało. Skojarzyło mi się z amiszami. Dziewczyna ma wątpliwości
co do swoich zdolności wyrzekania się wszystkiego i chęci pomocy innym. Rzadko
myśli o innych, częściej o sobie (grzech). Od dziecka fascynują ją
Nieustraszeni. Dauntless. Uwielbiam to słowo. Pełni energii, nieposkromieni,
posługujący się bronią, skaczący z jadącego pociągu, wytatuowani, ubrani
czarno. Beatrice przechodzi do Dauntless i staje się Tris. Tam po raz pierwszy
ma przyjaciół, wrogów, poznaje pierwszą miłość. Odkrywa różnicę (a może
jedność) pomiędzy odwagą, a altruizmem. Przekracza swoje granice, dorasta.
Uwielbiam tę zmianę, która w niej zachodzi. Krok po
kroku, żadnego gwałtownego „cudownego” olśnienia. I nie mogłam się powstrzymać,
aby nie odkryć w sobie tej szesnastolatki, która by chciała, aby życie było
takie proste, aby wystarczył trzyetapowy trening i na koniec jest się chodzącą
superwoman. Choć trzeba nadmienić, że rzadko czułam szesnastoletniość Tris. Ma
w sobie dużo powagi, skupione podejście do życia, choć odczuwa dziką
przyjemność w głośnych okrzykach, szalonych wyzwaniach i tatuowaniu swojego
ciała. Nie brakuje jej też bezwzględności, ale i współczucia. Ma wszystkie te
cechy, które powinien mieć człowiek, zanim nie wykorzeniono ich z niego za
pomocą przepisów oraz zasad wychowania. Jest nieobliczalna, jej umysł nie daje
się kontrolować, przełamuje wszystkie bariery. Jest Divergent. A ponieważ nie
pasuje do systemu, to trzeba ją usunąć.
Nie przeczę, autorka mogłaby nieco bardziej, albo
rozwinąć opisy frakcji, albo je zwyczajnie przemyśleć, gdyż ten obraz świata
wygląda jak niedopracowany i mam mnóstwo pytań „A co jeśli…? A jak to
funkcjonuje…?” W pewnym sensie podzielenie ludzkiej nacji na frakcje według jej
pomysłu jest nielogiczne i niesamowicie uproszczone. Zbyt idealistyczne. Gdzie
się podziali kryminaliści, ludzie chorzy psychicznie, ludzie, w których
dominują złe, a nie dobre cechy? Frakcje funkcjonują na zasadzie zaufania, że
każdy będzie się zachowywał tak, jak jest to oczekiwane. Ale, jak widać na
podstawie zdarzeń, w każdym tkwi ziarnko zła i dobra, niepewności, strachu,
dzielności i nadziei. Podział na frakcje dużo ludziom odebrał, a zachowany
porządek jest pozorny.
Czytałam kilka recenzji „Niezgodnej” w blogosferze i zwykle
autorzy recenzji nie byli zachwyceni, wręcz mówili, że książka kiepska,
przeciętna, nic specjalnego. W księgarni przeczytałam fragment wersji polskiej,
i rzeczywiście, brzmiało to strasznie prosto, infantylnie, pusto. Pomyślałam,
że to może wina tłumaczenia i zdecydowałam się na wersję oryginalną. Cieszę
się, że tak zrobiłam, gdyż książka bardzo mi się podobała. Owszem, jest prosta
i nie spotkamy tam skomplikowanych konstrukcji zdań, ale naprawdę nie ma się
czego czepiać i na pewno nie była bez wyrazu. Przeciwnie, bardzo się
wciągnęłam, parę razu wzruszyłam, czy uśmiechnęłam, a obraz miejsca
zamieszkania Nieustraszonych stał się żywy w moim umyśle. Aż żałuję, że Tris go
opuściła.
Na koniec chcę jeszcze porównać film z książką. Muszę
przyznać, że film został wykonany bardzo wiernie, sporo zdań czy dialogów brzmi
identycznie jak w książce, co się chyba rzadko zdarza. Owszem, przez to, że
obejrzałam film przed książką, bohaterów wyobrażałam sobie „filmowo”, ale nie
przeszkadzało mi to, bo myślę, że aktorzy zostali wybrani perfekcyjnie. Zarówno
Tris, Four, czy Peter wyglądali tak, jak w książce. Na potrzeby filmu wycięto
kilka scen, a kilka trochę przerobiono, ale jestem w stanie to zrozumieć. Film
rządzi się innymi prawami, jest bardziej widowiskowy, przemawia obrazem.
Dlatego te zmiany były potrzebne i nie można powiedzieć, że „psują” książkę. Oba
te środki przekazu bardzo polecam. Dzięki filmowi można intensywniej przeżyć
książkę i na odwrót. Czytanie książki było momentami takim zerknięciem na „behind
the scenes”. Jakby mój obraz uzupełniono o kilka dodatkowych scen.
Ogromnie polecam, choć zaznaczam, że to pozycja typowo
nastolatkowa i wielkim, ponurym dorosłym może wydać się zbyt miałka ;). Jednak
na ten cały zalew tego typu powieści, jest godna uwagi. A to dopiero pierwsza
część, przede mną kolejne trzy (nie, to nie jest trylogia, jak sądzą niektórzy).
„Divergent”
Veronica Roth, wyd. Hyper Collins Publishers 2012, str. 487
Zrobiłam sobie test, który dołączono do książki i wyszło
mi, że jestem pół Dauntless, a pół dwie inne frakcje. Test głupszy być nie
mógł, ale odetchnęłam z ulgą ;).