Pierwszy raz o tej książce usłyszałam na blogu
Krimifantamania. Wtedy nie była jeszcze wydana po polsku. Pamiętam moje
poszukiwania i oczekiwanie, aż zostanie wydana, a potem znowu wyczekiwanie, bo
kompletnie rozczarowała mnie okładka i powiedziałam, że za taką książkę nie
będę dawała czterdziestu złotych. Bo musicie wiedzieć, że oprócz recenzji
Agnieszki, „Śnieżka” oczarowała mnie właśnie swoją (niemiecką) okładką. W końcu
książkę zakupiłam prawie rok po wydaniu, za siedemnaście złotych w
antykwariacie. I po kilku kolejnych miesiącach przeczytałam. Dziwnie, jak na
książkę, której nie mogłam się doczekać ;).
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Nele Neuhaus i
parą detektywów, Oliverem von Bodenstein oraz Pią Kirchoff. Nadmienię, że
bardzo udane.
Autorka wykorzystała genialną atmosferę, jaką w
kryminałach i horrorach tworzą małe miasteczka i dzięki przedstawieniu kilku
rodzin żyjących na małej przestrzeni, ukazała zawiłości ludzkich charakterów,
pokrętność umysłów i to, jak poprzez jedno wydarzenie, niewinni ludzie mogą
stracić dobytek całego życia i cierpieć przez wiele lat. Historia przeplata się
ze współczesnością, po tym, jak po dziesięciu latach w więzieniu, na wolność
wychodzi Tobias Sartorius, morderca dwóch nastolatek. Wtedy całe Altenheim organizuje
się, aby zmusić Tobiasa do opuszczenia rodzinnej miejscowości. Dochodzi do
brutalnych wydarzeń, a sytuację pogarsza zaginięcie Amelie, siedemnastolatki,
która wykazywała zainteresowanie Tobiasem.
Autorka plecie akcję i zawija, nigdy nie wiadomo, czy to
już jest koniec. Wydaje się, że już nastąpiło rozwiązanie, a tu nagle bum i
zostajemy znowu zaskoczeni. Książka bardzo mi się podobała, akcja jest świetnie
poprowadzona i nieźle się bawiłam, wodzona za nos przez panią Neuhaus.
Zgadywankom nie było końca – Kto jest sprawcą poprzednich morderstw? Kto stoi
za zniknięciem Amelie i Thiesa? Jedna, dwie, dziesięć osób? Co ukrywają
mieszkańcy? Dokąd to wszystko podąża? Amelie żyje, czy nie żyje? Czy Nadja
przypadkiem nie jest podejrzana? Uwielbiam to. Naprawdę trudno było zgadnąć,
kto i co, gdyż co chwilę pojawiały się wskazówki, by zaraz zostać wyjaśnionymi
(negatywnie dla moich przewidywań). Oczywiście ogólnie było wiadomo, kto jest „zły”,
a kto nie, ale już dokładnie, kto czemu jest winny, zostało perfekcyjnie ukryte
do samego końca.
Zwykle w tego typu kryminałach głównymi bohaterami są
policjanci (jeden szef plus „zespół wspomagaczy”). Tutaj nie miałam takiego
uczucia. Amelie, czy Tobias byli równorzędnymi bohaterami, co dodało do
powieści znacznie więcej możliwości intrygi. Jeżeli chodzi o Bodensteina i Pię,
to jakoś nie zrobili na mnie wrażenia. Nie odebrałam ich źle, ale też nie byli
na tyle wyraźni bym ich bardo polubiła, czy im kibicowała. Wątek małżeństwa
pana nadkomisarza jest dość obszerny, ale i tak się z nimi nie zaprzyjaźniłam.
Oliver i Pia poniekąd występują jako jedna z dobrze naoliwionych części tej
maszyny, jaką jest przedstawiony nam kryminał. Nie związałam się z nimi tak,
jak np. z Carlem Morckiem i Assadem z powieści Jussi Adler-Olsena. Może
powinnam sięgnąć po kolejne powieści Nele Neuhaus? Z tego, co słyszałam są
równie dobre.
„Śnieżka musi umrzeć” to wysokiej klasy kryminał,
świetnie skomponowany, z nieustającym tempem akcji i zmyślnymi zagadkami. Jeżeli
lubicie takie powieści, to naprawdę warto tę przeczytać. Polecam.
(I tylko wydawnictwo bym kopnęła za tę paskudną okładkę,
która wręcz odpycha, zamiast skłonić do przeczytania.)
„Śnieżka musi umrzeć” Nele Neuhaus, wyd. Media Rodzina
2013, str. 517
BARDZO WAŻNA INFORMACJA Z DN. 19.08.14
Kochani, chciałam Wam podlinkować recenzję z bloga Krimifantamania, która wywołała we mnie tak silne wrażenia, że aż pamiętałam o tej książce rok czasu, a także pokazać tę piękną niemiecką okładkę, która zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż recenzja. Otóż... okazuje się, że obie te rzeczy nie istnieją. Tak, dobrze słyszycie, nie istnieją. Czuję się naprawdę dziwnie, zupełnie jak bohater filmu "Piękny umysł", który uważał, że ma bardzo ważną pracę polegającą na odszyfrowywaniu super tajnych wojskowych wiadomości, a w rzeczywistości wszystko się działo w jego głowie... Napisałam do Agnieszki, autorki owej nieistniejącej recenzji, która mi właśnie unaoczniła brak takowej. No jak, pytam się, jak to się mogło stać, że w mojej głowie istniało wyraźne (!) wspomnienie czegoś, co nie istnieje? Powinnam się leczyć? Jeszcze chodziłam z tym wspomnieniem, silnym wizualnie i emocjonalnie i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mieć książkę!
Także, postanowiłam poinformować, że pierwszy akapit tej recenzji jest bez sensu, bo istniejąca niemiecka okładka jest równie mdła co ta polska i w żaden sposób nie wywiera na mnie odczuć emocjonalnych. Za to pokażę zdjęcie, które chyba w owym wspomnieniu robiło za okładkę "Śnieżka musi umrzeć". Mam je od lat w folderze zdjęć na komputerze i czasami mi mignie, jak je przeglądam. Czyżby to był winowajca?
BARDZO WAŻNA INFORMACJA Z DN. 19.08.14
Kochani, chciałam Wam podlinkować recenzję z bloga Krimifantamania, która wywołała we mnie tak silne wrażenia, że aż pamiętałam o tej książce rok czasu, a także pokazać tę piękną niemiecką okładkę, która zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż recenzja. Otóż... okazuje się, że obie te rzeczy nie istnieją. Tak, dobrze słyszycie, nie istnieją. Czuję się naprawdę dziwnie, zupełnie jak bohater filmu "Piękny umysł", który uważał, że ma bardzo ważną pracę polegającą na odszyfrowywaniu super tajnych wojskowych wiadomości, a w rzeczywistości wszystko się działo w jego głowie... Napisałam do Agnieszki, autorki owej nieistniejącej recenzji, która mi właśnie unaoczniła brak takowej. No jak, pytam się, jak to się mogło stać, że w mojej głowie istniało wyraźne (!) wspomnienie czegoś, co nie istnieje? Powinnam się leczyć? Jeszcze chodziłam z tym wspomnieniem, silnym wizualnie i emocjonalnie i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mieć książkę!
Także, postanowiłam poinformować, że pierwszy akapit tej recenzji jest bez sensu, bo istniejąca niemiecka okładka jest równie mdła co ta polska i w żaden sposób nie wywiera na mnie odczuć emocjonalnych. Za to pokażę zdjęcie, które chyba w owym wspomnieniu robiło za okładkę "Śnieżka musi umrzeć". Mam je od lat w folderze zdjęć na komputerze i czasami mi mignie, jak je przeglądam. Czyżby to był winowajca?
Źródła zdjęcia nie pamiętam, jakiś artysta na DeviantArt. |
Czytałam już kilka opinii na temat tej książki i przyznam się szczerze, że nie jestem do końca do niej przekonana. Nadal się waham czy po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuń