środa, 30 września 2015

Przeczytane we wrześniu. Podsumowanie

Książka, która mnie zaskoczyła. Jedyny powód, dla którego po nią sięgnęłam to pewna siedemnastoletnia dziewczyna, która na swoim kanale zachwala tę książkę w co drugim filmiku. Inaczej naprawdę nigdy bym nawet nie wiedziała o jej istnieniu. To już chyba trzecie jej wydanie w Polsce, ale nigdy się na nią nie natknęłam. Pomijam fakt, że nawet gdyby, to i tak bym ją pominęła. Jakieś przenosiny z 1945 roku do 1743, w Szkocji. Jakieś walki, jakaś pielęgniarka, jakiś romans… Bleh. Naprawdę unikam takich książek. Kompletnie mnie nie pociągają. Nie wiem dlaczego, ale mam awersję do powieści historycznych. Nie lubię i tyle. I tak czytałam na początku bez przekonania, ale ze strony na stronę coraz bardziej mnie wciągało. I eureka! Kocham! Uwielbiam! Wow! Gorąco polecam tę serię każdej kobiecie (choć na pewno znajdą się takie, którym się nie spodoba).

Autorka stworzyła niesamowicie ciepłą, barwną opowieść. Przed naszymi oczami przywołuje zielone wzgórza Szkocji, zamki, których ruiny możemy dzisiaj oglądać oraz ludzi. Prostych, ale mądrych, inteligentnych, ciepłych, ale też złośliwych, fałszywych, egoistycznych i podłych. Każda postać jest opisana jak żywa, nawet jeśli autorka poświęca jej tylko kilka zdań. No i główni bohaterowie. Claire i Jamie. Ona – uparta, bystra, inteligentna, ale wielu rzeczy w tych czasach nieświadoma (bo i skąd). On – wojownik, wiele wycierpiał, chociaż jest jeszcze młody. Ciąży nad nim wielka odpowiedzialność. Diana Gabaldon stworzyła parę, w której przepięknie pokazuje dobre i negatywne strony kobiet i mężczyzn. Jamie i  Claire tworzą parę dynamiczną, wciąż się czegoś o sobie i od siebie uczą, docierają się. Są gotowi dla tej drugiej osoby poświęcić życie, ale mają momenty, kiedy nie chcą tego drugiego widzieć. Potęga miłości, nadziei, przebaczenia i zaufania.

Niesamowita książka, wypoczywałam przy niej jak przy żadnej innej. Polecam z całego serca. Weszła do kanonu moich ulubionych książek.

„Obca” Diana Gabaldon, wyd. Świat Książki 2015, str. 709

Kolejna książka z polecenia Sashy. Tym razem tak zwane Young Adult (gdzie się podział gatunek fantastyka?) Główna bohaterka jest zabójczynią, z wyrokiem na dożywotnią pracę w kopalniach. Dostaje ultimatum, skutkiem czego zgadza się na udział w turnieju na Obrońcę króla. W przygotowaniach pomagają jej dowódca straży i następca tronu. Oczywiście obaj zaczynają się w niej podkochiwać, a ona jest najlepsza ze wszystkich uczestników turnieju. W dodatku niesie w sobie wielką tajemnicę, z której sama jeszcze nie zdaje sobie sprawy.

Książka mi się podobała, póki ją czytałam, ale teraz nawet nie potrafię sobie przypomnieć imienia głównej bohaterki (a nie mam książki przy sobie, gdyż została już oddana do biblioteki). Chyba Caelena Sardothien? Tak, coś takiego. Nazw krain też nie pamiętam. Co tu dużo mówić, taka młodzieżówka, nic specjalnego, choć podobno zachwyca się nią zachodnia część świata. Dobrze się czytało, akcja w miarę trzyma w napięciu i nawet mam ochotę na część drugą, która już czeka na przeczytanie. Opisuję to trochę niemrawo, ale wiecie jakie są książki tego typu ;). Dodam, że na szczęście wątek romantyczny nie jest zbyt ckliwy, a główna bohaterka nie jest cierpiącą (za bardzo) heroiną. Umie walczyć i dopina swego. Tutaj książę jest większą babą ;).

„Szklany tron” Sarah J. Maas, wyd. Uroboros 2013, str. 518

Drugi tom przygód Claire. Tym razem nie aż tak porywający, jak tom pierwszy. Tym razem bohaterowie ze Szkocji trafiają do Francji i na królewski dwór. Autorka zdecydowanie lubi smakować historyczne drobnostki, a sławnych postaci tu bez liku. Odnosiłam wrażenie, że opisywanie ich rozmów, czy cech charakteru sprawiało jej ogromną radość i chyba tylko dlatego to przeżyłam. Jakoś mniej tutaj Claire i Jamiego, choć oczywiście nadal wszystko kręci się wokół nich. Są lepsze i gorsze momenty. Najwięcej zastrzeżeń mam do samego wydawnictwa. Tłumaczek jest chyba sześć i niestety widać te różnice. W pewnym fragmencie Jamie jest nawet przedstawiany jako Jakub. Dopiero po kilku stronach załapałam, że to nie jest nowy bohater. Chciałoby się rzec: „masakra”. Jak korekta mogła to przepuścić? Na szczęście na jakiejś stronie internetowej ktoś skomentował, że chociaż tom drugi się dłuży, to tom trzeci jest o wiele bardziej wciągający. Nie mogę się doczekać. Na razie jeszcze muszę „Uwięzioną” dokończyć. Już niedługo. Ale nadal bardzo tę serię lubię ;).

„Uwięziona w bursztynie” Diana Gabaldon, wyd. Świat Książki 2015, str. 840

Książka odkryta przypadkiem, jak czegoś innego poszukiwałam na stronie wydawnictwa. Świetne science-fiction, bez występowania statków kosmicznych. Rzecz się dzieje w 2065 i dotyczy śmierci. Pod wodzą prezydenta Francji, kilku naukowców rozpoczyna badania nad wychodzeniem z ciała i odkrywaniem kontynentu zmarłych. Autor fantastycznie przedstawił paranoje ludzkości, zachowania mas w określonych sytuacjach, a także stworzył bardzo przekonującą wizję świata po śmierci. Spodobało mi się połączenie nauki i wyobraźni. Kraina zmarłych wewnątrz czarnej dziury w centrum naszej galaktyki? Czemu nie? Sporo się pośmiałam i z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów. Bywały też momenty głębszego zastanowienia nad gatunkiem ludzkim ;). Na pewno przeczytam tom drugi, zresztą to na nim mi najbardziej zależało, ale chciałam zacząć od początku. Polecam, jeśli lubicie historie niebanalne.

„Tanatonauci” Bernard Weber, wyd. Sonia Draga 2009, str. 588

Po tę książkę sięgnęłam z dwóch powodów. Po pierwsze, w księgarni natknęłam się na tom drugi i spodobał mi się opis. Po drugie czytałam już serię „Drżenie” tej autorki i do tej pory jest to dla mnie magiczne przeżycie.

W tej powieści mamy czwórkę chłopaków z bardzo prestiżowej szkoły z internatem dla chłopców oraz dziewczynę, córkę wróżki. Sama nie posiada zdolności jasnowidzenia, ale wzmacnia możliwości innych. Wśród chłopców najważniejszy jest Gansey, „Prezydent”, jak go Blue nazywa. Pełen nieokreślonej mocy, którą nadaje mu bogactwo, ale posiada też coś nieokreślonego. Autorka wyraźnie go uwielbia gdyż strony książki aż lśnią od niepowstrzymanego blasku Ganseya. Ech. No ale niech będzie, bo w sumie naprawdę jest fajny. Niby nadęty, ale to tylko niechcący. Nie wszyscy muszą mieć ponadprzeciętne IQ i mówić jak człowiek wykształcony (dlaczego dla przeciętnego Amerykanina miałoby być trudne słowo „skonfundowany”? Ja sama używam go bardzo często. Czy to znaczy, że też jestem tak inteligentna jak Gansey?) W każdym razie były pewne elementy, które gdzieś mnie drażniły, ten podział na super Ganseya i trochę gorszą resztę. Cała czwórka poszukuje linii mocy, na której gdzieś ponoć jest ukryty Król Kruków. Jego obudzenie ma przynieść budzącemu nagrodę i wszelkie łaski, ale czy na pewno? To trochę mroczna (ale nie bardzo) historia, z której można by zrobić całkiem smaczny film dla piętnastolatków. Niestety nie doświadczyłam tu tego piękna, magii i niesamowitej atmosfery, która była w „Drżeniu”. Chyba po prostu są niepowtarzalne. Na szczęście „Król kruków” wciąga, daje kilka godzin rozrywki i nawet niejednokrotnie rozśmiesza. Sięgnę po tom drugi.

Powiedzcie mi, o co chodzi z tym królem kruków, tak namiętnie występującym w angielskich i amerykańskich powieściach? Miałam wrażenie, że autorka mocno się sugeruje „Jonathanem Strangem i Panem Norrellem” Susany Clarke. Czy jest jakaś konkretna baśń, legenda w angielskiej kulturze na ten temat? Chyba zapytam wujka Google…

„Król kruków” Maggie Stiefvater, wyd. Uroboros 2013, str. 486

2 komentarze:

  1. Gratuluję wyniku. Oby październikowy był jeszcze lepszy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Jestem zdumiona, że przeczytałam takie dwie kobyły ;) (Obca i Uwięziona)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...