Najpierw chciałam napisać o książkach, które w zimną, późnojesienną aurę sprawiają, że robi mi się ciepło na duszy, ale kiedy uświadomiłam sobie, że
prawie w całości są to pozycje młodzieżowe, uznałam, że zrobię listę w dwóch
częściach. Dzisiaj podaję pięć tytułów książek, do których zawsze wracam z
przyjemnością, które kojarzą mi się z ciepłą herbatą, rozpalonym ogniem w
kominku i wszystkim co przytulne, ciepłe, miłe. To książki, które przytulają
mnie do siebie, ogrzewają, a nawet rozśmieszają.
„Opium
w rosole” Małgorzaty Musierowicz. Chociaż o M.M. można by długo mówić,
szczególnie o jej najnowszych książkach, nigdy nie przestanę kochać pierwszej
połowy Jeżycjady, tej starej. I długo zastanawiałam się, który z tomów
najbardziej mnie ogrzewa, bo uwielbiam zarówno „Szóstą klepkę”, „Kwiat
kalafiora” itd. Jednak kiedy myślę o ogrzaniu w zimny dzień, zawsze sięgam po „Opium
w rosole”. Akcja książki dzieje się co prawda zimą, nie jesienią, ale autorka
bardzo dobrze kreśli mroźną atmosferę na dworze i kontrastowo ciepłe przytulne
wnętrza mieszkań, które nie za wystawne, skromne, ale z „atmosferą” mają w
sobie to „coś”. Bohaterowie zaś ciągle popijają gorącą herbatę, gotują posiłki
i opatulają się swetrami. Do tego oczywiście wydarzenia – trochę smutne, trochę
przemarznięte, ale ostatecznie dobrze się kończące.
"Flawia
de Luce: Zatrute ciasteczko” Alan Bradley – powieść napisana przez
Kanadyjczyka, ale na wskroś angielska. Mamy tu wszystko, co uwielbiają anglomaniacy.
Wielka, ponura posiadłość, zamknięta społeczność miasteczka Bishop’s Lacey z wieloma
oryginalnymi charakterami, otoczenie miasteczka, klimat – typowo brytyjskie
(cokolwiek to znaczy, ale wiecie o co chodzi). No i Flawia. Dziewczynka geniusz
i samozwańczy detektyw. Powieść urocza, przytulna, w tle słuchać krakanie
kruków i dzwonienie łyżeczek mieszających w filiżankach z herbatą. Autor tak
sugestywnie odmalował posiadłość de Luce’ów, że mam ochotę pojechać i ją
zwiedzić. Szkoda tylko, że nie istnieje.
„Wiedżma”
Olga Gromyko – To powieść fantasy, którą swego czasu czytałam dość regularnie.
Nie uświadczycie w niej herbatek i typowo jesiennej aury, za to na poprawę
humoru i rozświetlenie waszego życia nadaje się jak ulał. Autorka przedstawia
przygody świeżo upieczonej wiedźmy, która wyrusza do krainy
wampirów z pewną misją. Na miejscu okazuje się, że nie są one takie straszne, jakimi się je maluje.
Bohaterka co i rusz ma wpadki, z których zaśmiewałam się do rozpuku. No i
znajdziecie tam fajnego władcę wampirów o imieniu Len. Ostatnio bardzo często myślę o tej książce i nie wiem, czy sobie jej niedługo nie powtórzę.
Jeżeli w ponure listopadowe dni chcemy, aby jakaś książka nas przytuliła, to co może być lepszego niż „Harry Potter”, dowolny tom? Nie ma nic na świecie lepszego niż Hogwart. Ja nawet nie wiem, dlaczego dzieciaki chciały go opuszczać na wakacje. Chyba tylko po to, aby jeszcze bardziej za nim zatęsknić i go lepiej docenić. Jeżeli potrzebujecie w swoim życiu magii, to wiecie, co czytać ;).
„Dzikuska”
albo dowolna inna książka Ireny Zarzyckiej. Pisarka nie koncentrowała się na
oddawaniu aury pogody, ale za to tak opisywała bohaterów i wydarzenia, że
trafia to prosto w serce czytelnika. Ilekroć potrzebuję książki, która mnie
wzmocni, zrelaksuje, po której poczuję się lepiej i ogrzana na sercu, wybieram
książki Ireny Zarzyckiej. Jej bohaterki są młode, dobre, niewinne, często
dopiero uczą się świata, który jest okrutny, bezmyślny. Nie są obce im smutki i
ból, ale dzięki swojej dobroci „wygrywają” z tym złem, żyją mimo wszystko i nie
pozwalają, aby nienawistni ludzie je zmienili. To one często zmieniają tych
ludzi na dobre. Powieści może i pisane schematycznie i ktoś powie, że naiwnie,
ale doceniam je za ten spokój, za wiarę w dobro ludzkie, za to pokrzepienie.
I to tyle w części pierwszej. Za tydzień zapraszam na część drugą, gdzie będzie przedstawiona "mroczniejsza" strona jesieni i książki już typowo dla dorosłych. A Wam jakie książki kojarzą się z późną jesienią, z zimnem, deszczem i mgłą? Co was ogrzewa i wprowadza trochę światła w te nieco ponure dni?
Zainteresowałaś mnie tą Zarzycką... tym bardziej, że gdzieś u mnie na półce ona stoi no i ukochany "Opium w rosole" :)
OdpowiedzUsuńOsobiście mam też wielką ochotę sięgnąć tej jesieni po Klaudynę... nie wiem jednak czy to mi się uda.
Życzę owocnej jesieni! :)
Skoro zgadzamy się w kwestii "Opium w rosole" to i może Zarzycką pokochasz :). Kiedyś przez lata byłam przekonana, że "Dzikuska" to jej jedyna książka, dopiero niedawno odkryłam, że napisała ich więcej :).
UsuńPowieści młodzieżowe mają właśnie takie ogrzewające właściwości. To mnie ostatnio nachodzi na "BezSennik" Liliany Fabisińskiej (czytałam laaaaata temu), Harry Potter patrzy na mnie z półki, mam ochotę wrócić do Sukuba, Serii Niefortunnych Zdarzeń... Jesień to dla mnie czas powtórek książkowych. Bo wiem, czego się po nich spodziewać i mnie przytulają. Tworzą atmosferę bezpieczeństwa :).
OdpowiedzUsuńDobrze zgaduję, że w następnej części pojawi się "Historyk" i "Kuzynki"? :D. Ooo, mniam, teraz i na niego naszła mnie ochota. Do diabła z nowościami :D.
Wiedźmę też bym chętnie powtórzyła. Tak samo jak "Wiedźma.com.pl" - to była fajna książka!
Hahaha! Jak ty mnie dobrze znasz ;D.Nie spojlerujmy ;). Powiem jedynie, że nad "Kuzynkami" się zastanawiałam, ale jednak nie ;). Wygrała z nimi inna pozycja. "Wiedźma.com.pl" tez jest super, również lubię ją sobie powtarzać. Co najlepsze zawsze daję się trochę przestraszyć, chociaż wiem, co się dzieje. Ale świetnie to napisała. O "Sukubie" tez myślałam, ale jednak jeszcze nie chcę tego powtarzać, a czytałam tylko raz. "BezSennika" nie znam :).
UsuńBezSennik to taka miła seria dla trzynastolatek (w dzisiejszych czasach pewnie dla jedenastolatek...). Ostatnio sobie o niej przypomniałam i chcę powtórzyć :).
UsuńJa Sukuba też czytałam tylko raz ;). Ale wkrótce powtórzę.
Czekam na kolejną część książek jesiennych :).
Żadną bym nie pogardziła! :)
OdpowiedzUsuń