Najpierw muszę głośno wszystkim oznajmić, że nastąpił cud
– nie tylko z własnej woli sięgnęłam po książkę Murakamiego, ale też ją
przeczytałam i mi się podobała. Może o tym nie wiecie, ale do tej pory, co
wzięłam jego książki do ręki i zaczynałam je czytać, albo przeglądałam, to
zaraz je odkładałam, zastanawiając się, czemu wszyscy się nim zachwycają? Nadal
jeszcze nie do końca to rozumiem, wielkiego geniuszu tu nie znalazłam, ale
rzeczywiście coś w prozie Murakamiego jest.
Ma on jakiś specyficzny dar do opisywania najprostszych
sytuacji oraz tego strumienia myśli i uczuć, które płyną w nas nieprzerwanie każdego
dnia. „Na południe od granicy, na zachód od słońca” jest magiczne, pomimo tego,
że opisuje coś niezwykle banalnego, chciało by się rzec.
Hajime, prosty mężczyzna bez wygórowanych ambicji, zamknięty
w sobie, ceniący muzykę i literaturę, żyje życiem zwykłym i komfortowym. Ale
nie jest szczęśliwy. Czuje wewnętrzną pustkę i nie wie z czego ona wynika,
dopóki po dwudziestu pięciu latach nie spotyka swojej przyjaciółki z czasów
dzieciństwa. Nagle Hajime staje się mężczyzną, który zdradza swoją żonę. Ale
robi to w taki sposób, że nie sposób być na niego złym. W swoim nieszczęściu
jest tak szczery, że tylko obserwujemy jego los.
Tajemniczą postacią jest Shimamoto. Piękna, mroczna,
wewnętrznie umarła. Kim dzisiaj jest, jak wygląda jej życie, co skrywa? Nigdy
się tego nie dowiadujemy. Ani my, ani Hajime. Ale po wszystkim, mam wrażenie,
że oni gdzieś tam są, nadal żyją, czas upływa… Może spotkają się jeszcze raz?
„Na południe od granicy, na zachód od słońca” polubiłam
za obrazy, jakie ta książka we mnie zostawiła. Blask śniegu nad brzegiem rzeki.
Zacieniony bar z jazzową muzyką w tle. Czysty biały salon z Yukiko, żoną
Hajime. Haruki Murakami ma niezwykle wyciszony, ale konkretny sposób pisania.
Wszystko jest celowe, ale jakby stworzone bez wysiłku. I takie rzeczywiste.
Myślę, że jeszcze długo zostanie we mnie uczucie, że bohaterowie tej powieści
są prawdziwi. I do tej pory głowię się nad tajemnicą Shimamoto. Co sprawiło, że
nigdy się przed Hajime nie otworzyła, nic nie chciała mu powiedzieć? Dokąd
wracała, opuszczając jego bar? Deszcz pada, a w tle słychać „Star Crossed Lovers”…
„Na południe od granicy, na zachód od slońca” Haruki
Murakami, wyd. Muza SA 2013, str.230
To była akurat moja pierwsza książka Murakamiego, którą przeczytałam jeszcze w szkole średniej i tak zaczęła się moja przygoda z tym pisarzem. Na chwilę obecną przeczytałam większość tego co wydał, a chcę i dążę do tego żeby poznać wszystkie. Cieszę się, że Ty również po malutku zaczynasz go odkrywać ;))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyli może zaczęłam od dobrej książki :)). Niedługo zamówię "Wszystkie boże dzieci tańczą" a jeśli i to mi podejdzie to może się odważę sięgnąć po grubsze tomiszcza ;).
UsuńGia, to może jednak odłóż na bok "Wszystkie boże dzieci..." - chyba, że lubisz opowiadania - i sięgnij po opasłą "Kronikę ptaka nakręcacza" albo "1Q84"? Grubością się nie przerażaj. Obie powieści są wielowątkowe, nie pozwalają się zanudzić i naprawdę wciągają. Jeśli "Kronika..." cię zanudzi, to sygnał, że całego Murakamiego możesz śmiało sobie darować. Takie moje zdanie;)
UsuńNiestety nie czytałam jeszcze żadnej z książek autora, ale czuję, że wypadałoby to zmienić. Zachęciłaś mnie tym jego darem do opisywania... Postaram się wejść w posiadanie chociaż jednej z jego książek :)
OdpowiedzUsuńMoże warto zacząć właśnie od niej? :) Nie jest gruba i jak widać dobrze wróży na przedłużenie znajomości z tym autorem :).
Usuń