piątek, 27 lutego 2015

Biały Tygrys. Aravind Adiga

Długo zwlekałam z napisaniem o tej książce. Nie wiem, właściwie dlaczego, ale trudno mi było zebrać się i spisać wszystkie myśli, które miałam w trakcie jej czytania. To surowa książka. Wreszcie bez sztucznego lub naiwnego upiększania, ktoś stworzył opowieść o Indiach, które rzeczywiście są. To bolesny zapis, mało chwalebny dla tego kraju. Ale jako jedyny z dotychczas poznanych przeze mnie źródeł jest do bólu prawdziwy. Oczywiście, ile istnieje ludzi, tyle istnieje rzeczywistości. Każdy inaczej spogląda na dane rzeczy i nie każdy poznaje wszystko, stąd zapewne nie można tej powieści uznać za ostateczny wyrok, a zaledwie za jeden z istniejących obrazów.

Balram Halwai pochodzi z Ciemności. Ciemność to ta biedna, wynędzniała i chora część Indii. Jako jedyny w swojej rodzinie umie czytać i pisać i w przyszłości dochodzi do „czegoś”. Jako jedyny przechodzi na stronę światła. Cena jaką mu przyszło za to zapłacić i droga, którą przeszedł są nam ukazane szczegółowo i krok po kroku poznajemy jak z Mannu, czyli Chłopca stał się człowiekiem symbolizującym najrzadsze zwierzę dżungli – Białym Tygrysem.

Kiedy tylko mam możliwość i czuję, że to jest „ten moment”, chwytam dostępne dla mnie źródła i poznaję po kawałeczku drugi największy pod względem liczebności populacji kraj na świecie, czyli Indie. Jak do tej pory udało mi się zobaczyć świat bajkowy – Bollywood, świat, gdzie życie choć z dziwnymi dla nas zasadami, ale dość normalnie się toczy – „Indie” V.S. Naipaula, pojedyncze zapisy codzienności, wbrew pozorom nie tak strasznej, z blogów Polek mieszkających w Indiach i teraz, kolejna odsłona tego świata o milionie różnych twarzy – „Biały Tygrys”.

Opowieść Balrama jest brutalna w swojej szczerości. Jako człowiek inteligentniejszy od reszty swojej rodziny powoli zauważa, że coś jest nie tak, że można żyć inaczej, niż w nędznej chacie, gdzie najtłustszym członkiem rodziny jest bawół dający mleko, a najbardziej zabiedzonym jest ojciec, rykszarz, wyglądający jak worek opięty na kościach, w końcu umierający na podłodze szpitala na gruźlicę. Balram dostrzega świat wokół siebie, umie wyciągać wnioski, a to w nim budzi pragnienia. Stopniowo udaje mu się dopiąć swego i zostaje kierowcą wielkiego pana Ashoka. Jest to nie lada wyróżnienie, gdyż po pierwsze, wcale nie pochodzi z kasty kierowców, po drugie teraz zarabia wielokrotność tego, co do tej pory, po trzecie razem z panem Ahoskiem wyprowadza się do Delhi i nagle znajduje się w Jasności. Sposób w jaki to osiąga, jakim człowiekiem musi być, aby się wspinać coraz wyżej, w przeciętnym człowieku z Europy może budzić moralne wyrzuty. Niestety tragedia biednych Indii polega na tym, że aby tak zwanie „coś” osiągnąć, trzeba być człowiekiem bez sumienia. Jest to cena, jaką Balram jest gotów zapłacić, aby przestać być człowiekiem, żyjącym jak zwierzę, niemalże będącym zwierzęciem, a zacząć być człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Paradoks tkwi w tym, że aby to uczynić Balram popełnia najgorszą zbrodnię ze wszystkich. I wcale się z tym nie kryje.

Bardzo polecam tę książkę. Ważna pozycja dla wszystkich, którzy się Indiami interesują i chcieliby je poznać „od podszewki”, a nie tylko z wierzchu, tak jak powszechnie jest ten kraj reklamowany. Straszna jest mentalność niektórych Indusów i myślę, że potrzeba jeszcze wielu, wielu lat, zanim pozbędą się ciemnej strony swojego istnienia.


„Biały tygrys” Aravind Adiga, wyd. Prószyński i S-ka 2008, str. 255

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...