piątek, 6 lutego 2015

Scarlet. Marissa Meyer

„Scarlet” – druga część Księżycowej Sagi, pierwsza to „Cinder”. Każda z powieści jest mocno przekształconą baśnią. „Cinder” to „Kopciuszek”, a „Scarlet” ma analogie do „Czerwonego Kapturka”. Całość jest umieszczona w przyszłości, po czwartej wojnie światowej, w świecie całkowicie nam nieznanym, choć nie wyssanym z palca. Autorka w swoim świecie umieściła takie elementy jak genetycznie modyfikowana żywność, chipy w ludziach, cyborgi i androidy.

Scarlet jest osiemnastoletnią dziewczyną żyjącą na farmie z babcią w małej francuskiej miejscowości. Obecnie poszukuje ona babci, gdyż ta zniknęła niespodziewanie, pozostawiając za sobą swój chip mogący zidentyfikować miejsce jej pobytu. Poznaje Wilka, dziwnego mężczyznę biorącego udział w walkach, należącego do tajemniczej organizacji. Postanawia jej pomóc i razem ruszają odnaleźć babcię. W między czasie Cinder ucieka z pekińskiego więzienia.

Dziwnie mi się czytało tę książkę. W „Cinder” byłam, przeżywałam i nie mogłam doczekać się co dalej. „Scarlet” przeczytałam bardzo szybko, na koniec dziwiąc się że to już, bo zupełnie nie odczułam jej czytania. Czytałam głównie w drodze do pracy i z powrotem, może byłam trochę rozkojarzona i czytałam marząc o innych książkach, ale i tak uważam, że trochę się ona od „Cinder” różni. Mam wrażenie, że historia Scarlet jest potraktowana trochę po łebkach, za szybko. Jedno wydarzenie, drugie i już koniec książki. „Cinder” była znacznie bardziej rozbudowana. Może dlatego, że autorka przedstawiała nam świat, który w „Scarlet” miała już gotowy, ale też nie do końca to. Jak gdyby Cinder była liderką i ponieważ to ona prowadzi główny tor wydarzeń, to postać Scarlet siłą rzeczy była mniej intensywna. A szkoda, bo to kolejna „mocna” bohaterka, dziewczyna z uczuciami, ale żaden mazgaj. Zadziorna, odpowiedzialna, radząca sobie sama. Dziewczyna, która oswoiła Wilka.

W ogóle lubię postaci wykreowane przez autorkę. Są całkowicie stereotypowe, ale tak cudownie opisane, że aż się chce czytać o nich więcej i więcej. Książka iskrzy się dowcipem, poczuciem humoru wplecionym między zdania, miłością świeżą i zagubioną. Akcja, przygoda, wielkie nadzieje i zwykli ludzie w niezwykłych sytuacjach. Bardzo to pięknie wszystko Marissa Meyer opisuje. I gdyby nie to dziwne uczucie zjedzenia pustego powietrza, byłabym z książki całkowicie zadowolona. Mimo to nie mogę się już doczekać, kiedy zdobędę część trzecią.


„Scarlet” Marissa Meyer, wyd. Egmont 2013, str. 495

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...