piątek, 19 listopada 2010

Lilith. Olga Rudnicka


Małe miasteczko Lipniów, które żyje z turystów przyciąganych legendami i mroczną historią o czarownicach palonych na stosie. Pewnego dnia sprowadzają się do niego Lidka i Piotr Sianeccy. Tego dnia rozpoczyna się historia, którą uważnie śledzimy. W tajemniczych okolicznościach giną jasnookie nastoletnie blondynki, Lidka miewa dziwne sny, jej mąż nagle staje się obcym człowiekiem, a wszelkie działania mające pomóc rozwiązać zaginięcie dziewczyn napotykają na opór miejscowej policji. Tajny agent CBŚ, Michał Nawrocki staje przed zdawałoby się sprawą nie do rozwiązania. Same poszlaki, teorie, przeczucia i zero dowodów. I właśnie te zero dowodów sprawia, że nie ma zamiaru się poddawać. Coś mocno jest na rzeczy…

Olga Rudnicka napisała całkiem zgrabny kryminał, w którym świat rzeczywisty miesza się ze światem snów, mitów i okultyzmu. Czy szajka z pozoru narkotykowa na pewno jest tym, na co wygląda? Czy praworządni mieszkańcy Lipniowa są tak idealnie czyści na jakich starannie się kreują? Jak daleko można pozwolić, by dawne legendy projektowały świat współczesny? Czy chodzi tylko o zachowanie złotej żyły, jaką są turyści i wyznawcy Wicca?

Książkę dobrze się czyta, akcja jest wartka i ani razu nie nuży. Do tej pory mam w głowie różne sceny i w pewien sposób nadal żyję gdzieś w świecie powieści – czyli wywarło wrażenie. Jednak odczuwam pewien niedosyt i w czasie lektury kilka razy opanowywało mnie drobne rozdrażnienie. Autorka nie umiała, lub nie chciała przedstawić porządnie upływu czasu. Całość jest napisana jednym ciągiem, jakby na przestrzeni kilku dni, po czym ni stąd ni zowąd dowiadujemy się, że minęło kilka miesięcy. Poprawiłabym to, w jakiś sposób dając znać o aktualnej dacie. Pogoda w Lipniowie nie istnieje, ani razu nie jestem poinformowana jaka jest pora roku, czy bohaterowie muszą się ciepło ubrać, czy mogą chodzić w topie i krótkich spodenkach. To sprawiało, że przez całą powieść widziałam ich w czymś pośrednim, czyli spodniach i lekkim swetrze. Aczkolwiek była jedna scena, kiedy Edyta stała w cienkiej sukience, ale to chyba jedyny taki moment. Jednak, excuse moi, potem minęło kilka miesięcy. Ale te pięćdziesiąt stron później przecież nie pamiętam, że bohaterka była lekko ubrana i nie obliczam jaka pora roku teraz może być. Kolejny minus, być może nie dla wszystkich, ale mnie denerwował. Mianowicie, wielką tajemnicę rozwiązałam już w pierwszej 1/3 książki i niedomyślność bohaterów, ten ich brak umiejętności łączenia faktów dobijał mnie całkowicie. Przecież wszystko było czarno na białym. I nie, nie było tak, że ja wiem, bo ja czytam. Oni o wszystkim razem rozmawiali i wiedzieli to, co ja. Przeszkadzał mi również sposób przedstawiania faktów dotyczących Wicca i okultystycznej historii Lipniowa. Brzmiało to tak, jakby bohaterka monotonnie cytowała Wikipedię, albo inną stronę informacyjną. Wtedy natychmiast mój umysł wyłączał się ze świata powieści i pokazywał autorkę przepisującą informacje z Internetu.

Natomiast cała powieść brzmi jakby napisał ją ktoś dopiero rozpoczynający karierę pisarską i nie do końca umiał przełożyć świat swojej wizji na papier. Wiem, czepiam się. Nie było tak źle, przecież miałam Lipniów przed oczami i zdołałam książkę doczytać do końca. Ale momentami naprawdę byłam zirytowana. Gdybym miała swoje wrażenia przenieść na skalę, to dałabym pięć na dziesięć. Nie było tragicznie, ale… No właśnie. Jak dla mnie jest to duże „ale”. Coś było nie tak. Książkę polecam dla tych, którzy chcą przeczytać coś lekkiego, z dosyć przyciągającą uwagę intrygą ze szczyptą okultyzmu. Dialogi, w których tak naprawdę jest spisana cała powieść, zero dystrakcji ze strony otoczenia. Ciekawa jestem innych książek autorki, bo „Lilith” to podobno Rudnicka jakiej jeszcze nie znamy.

5 komentarzy:

  1. Hmmm. Chyba wiele nie zmieniłaś w tej recenzji xD. Nie mogę się doczekać, aż sama zaopiniuję :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chyba nie moje klimaty ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Alina: Jedno zdanie dopisałam, żeby jednak nie było aż tak negatywnie, bo naprawdę, aż tak źle nie było. Chyba jest silna w wyrazie bo częściej ją wspominam niż dzisiaj przeczytaną Wiedźmę...

    Meme: A jakie są Twoje klimaty? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. „Lilith” to na pewno intrygujący i przyciągający tytuł ;)
    Chciałabym zauważyć, że dla doświadczonego czytelnika, który nie jedną książkową intrygę ma za sobą ... niektóre pozycje literackie są po kilku rozdziałach przewidywalne. Co się chwali, bo świadczy o inteligencji i logicznym kojarzeniu faktów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, dziękuję :D. Niemniej jednak są książki lepiej przewidywalne i trudniej... W Lilith niestety dosłownie natychmiast wie się o co chodzi. Może gdyby nie było kawałków snów, w których pojawiają się postacie ubrane w szczególny sposób i z łatwym do odgadnięcia celem? :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...