poniedziałek, 1 listopada 2010
Nieświęte duchy. Stacia Kane.
Mam zaległe dwie recenzje, oto jedna z nich.
Z początku wzięłam tę książkę za typowego „szmatławca” dla nastolatków, jakich ostatnio zatrzęsienie. Szczęśliwie tak nie było.
Jest to może nie zachwycające ale dobrze napisane Urban Fantasy, do którego chce się wrócić w kolejnych częściach.
Chess jest demaskatorką pracującą dla Kościoła Prawdy. Wysyła duchy do Podziemnego Miasta, gdzie jest ich miejsce od kiedy Kościół uratował przed nimi ludzkość. Co i jak nie zostało zbyt dobrze według mnie wyjaśnione, niemniej jednak świat jest zupełnie inny niż my go znamy. Dawne religie zostały usunięte i została tylko Prawda. I energia, czyli magia jest na porządku dziennym, oczywiście w dozwolonej dawce, wszystko pięknie kontrolowane przez Kościół.
Chess zostaje wciągnięta między młot a kowadło. Uzależniona od narkotyków, ciągle robi sobie długi u okolicznego mafioza. Ten pewnego dnia ją wzywa do siebie i oznajmia, że dług wynosi piętnaście tysięcy. Ona myślała, że tylko cztery. Nie, piętnaście. I ma wyjście. Wypędzi duchy z nawiedzonego lotniska, by boss mógł powiększyć swój biznes, a on jej umorzy dług. Chess nie bardzo ma szczerze mówiąc wyjście, bo klepie biedę i nie stać ją na spłatę piętnastu kawałków. Chwilę po tym porywa ją boss drugiej szajki i oznajmia, że ona nie może oczyścić tego lotniska. On za to jej da darmowe prochy, zapłaci dług i coś tam jeszcze. Do tego jest strasznie seksowny i Chess najwyraźniej na niego leci. W między czasie dostaje też zlecenie na pozbycie się ducha z jednego domu. Całość okazuje się połączona, zagmatwana i cholernie niebezpieczna. Plus, do tego, dochodzi Terrible, prawa ręka szefa pierwszej mafii. Facet jest brzydki, brutalny, boi się go cała dzielnica i z pozoru bezmózgi. Mówię z pozoru, bo wraz z rozwojem akcji okazuje się całkiem inny i chyba jest on moją ulubioną postacią, a pomiędzy nim i Chess nawiązuje się kłopotliwa chemia.
Nie ukrywam, że najbardziej w tej książce podobał mi się właśnie ten związek oraz ogólny trójkącik, który powstał między Chess, Terriblem i Lexem. Albo Lee, nie pamiętam jak miał na imię. Akcja też była nie najgorsza, choć fakt, że bohaterka zapominała swojej torby z najważniejszymi przyrządami przy każdej akcji był tragicznym żartem. Czy autorka wie co napisała?
Ogólnie polecam, nie zrażajcie się moją okropną recenzją. Dla ludzi, którzy chcą chwili rozrywki, bez zbytniej dbałości o szczegóły i głębokie dopracowanie (choć nie było tak źle!). No, to teraz muszę upolować kolejne dwie części. A mogłam wypożyczyć od razu wszystkie trzy… Ech.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Haha. Nie było tak źle. Chociaż momentami się zastanawiałam, o co Ci chodzi. Ale z grubsza chyba zrozumiałam. To nie bajka dla mnie. Ja chcę Anne Rice xD.
OdpowiedzUsuńZ tego co się zorientowałam, to na bogach z recenzjami tylko ja czytam fantasy, to smutne xD. Ty się nie przejmuj, że nic nie rozumiałaś. W książce niejednokrotnie nie było wcale lepiej xD. Ale podobała mi się ^^.
OdpowiedzUsuńMało chyba przeglądasz tych blogów. Ja notorycznie coś widzę :D. U mnie fantasy praktycznie nie ma, bo czytam ebooki. No i takie są efekty xD.
OdpowiedzUsuńNo mało. Ale jak już to nie ma xD. No widzę właśnie. Ty czytasz sukuby tylko. A tego możesz recenzji nie robić xD.
OdpowiedzUsuńI jedną Anitę! Chociaż wezmę się za resztę... kiedyś.
OdpowiedzUsuńI dwie części "Przynieście mi głowę wiedźmy". Właśnie, muszę trzecią.
OdpowiedzUsuńxDDD. No dobrze, niech Ci będzie... :D.
OdpowiedzUsuń